Lad
( najpierw przytulę, zeby było jasne, ze mam pokojowe intencje)
Czytam Twoje tematy, kiedyś się wypowiadałam i pewnie robiłam Ci masę przykrośći. A teraz musiałabym powtarzać wszystko, co wielokrotnie juz pisałam i ja i inne osoby wypowiadające się w temacie.
Widzisz pisałaś jakoś latem, ze wszystko między Wami jest cudownie i nagle w Tobie coś się obróciło i pogoniłaś go w diabły.
To co teraz piszesz ja rozumiem tak, że czujesz, ze brakuje Ci już czasu i chcesz po prostu mężczyzny.
Tylko widzisz- jak jesteś na kolanach i o prosisz o coś, czego bardzo Ci brakuje i czego bardzo pragniesz- to zwyczajnie się nie wybrzydza i nie stawia warunków.
Celowo przywołałam ten czas, kiedy byliście szczęśliwi, planowaliscie małżeństwo! Wtedy Lad Kochana tez miałaś do niego pretensje. Że nie jest taki, jak go sobie wymarzyłąś, ze pije, ze nie dorównuje Ci intelektem, że nie możesz na niego liczyć.
Lad sprawiasz wrażenie, ze jesteś na niego obrażona za to, jaki jest.
Już nie mówię nic o tym, czy Cię kocha, czy nie, bo tego zwyczajnie nie wiem.
Oki- załóżmy, zę on święta zdecyduje się spędzić z Tobą, a nie z matka- uda Ci się postawić na swoim- co to zmieni? Dostrzeżesz w nim partnera równego sobie? Zniknie problem jego picia?
A w ogóle po co?
Przecież zdecydowałaś się odejść?
Jeśli chcesz tylko mężczyzny- byle jakiego, tak na zasadzie " niechby bił, niechby pił, byleby był"- to nie stawiaj mu warunków.
Jeśłi nie chcesz być iecznie na kolanach- to mogłabyś zrobić, to co pisałysmy juz dawno- wyciszyć się, poczekac na efekty terapii, zakońćzyć tę szarpaninę... i się zobaczy. Praca zawsze przynosi efekty- problem w tym, zeby na nie poczekać, chyba.
I tak na koniec- nie rozumiem, dlaczego jego matkę uważasz za konkurencję? Naprawdę nie rozumiem. Jezu, gdyby mnie kazał ktoś wybierac- albo ja albo matka- to w zyciu bym nie pomyślała, zę ma na względzie moje dobro.
Poza tym- jasne, ze możesz się czuć rozżalona, ze nie kocha Cię tak, jakbyś chciała, możesz sobie zadawać pytanie- dlaczego, dlaczego, dlaczego...Ale po pierwsze to nic nie zmieni, a po drugie nie można wymagać od kogoś, zeby kochał- bo to nie jest zalezne od woli.
I jeśli uznałaś, zę Cię nie kocha- to możesz zrobić dwie rzeczy- mimo wszystko wisieć na nim- ale wtedy już bez OBCIĄŻANIA GO SWOIMI STANAMI EMOCJONALNYMI.
Albo odejść.
Obrażanie się, ze mimo płaczu on mnie nie kocha- takie trochę dziecinne jest.
Lad- ubolewasz nad upływem czasu, a popatrz sama- ile go już przeciekło, odkąd jesteś z nim. Mozesz zmarnować go jeszcze duuuuużo, dużo. Albo nie.
Odkad jesteś na forum cały czas przewijają się te same wątki- nic nie ruszyliście z miejsca. Ani Ty sama też nie ruszyłaś. On- to nie wiem, ale podejrzewam, ze tez nie.
No i tak z ręką na sercu- a Ty go kochasz? szanujesz?
Widzisz- taka opcja też jest możliwa- jesteście razem, choć w sercu już nic nie dyga. Pomagacie sobie, bo przecież razem łatwiej. Ale w Waszej sytuacji? Oboje jesteście niespokojni, zdesperowani, bez pomysłu na życie.
I już tak na koniec- patrząc na to z obojętnie której strony- jakoś ta przyszłość z nim dobrze nie wygląda. Ok- ulegnie Ci, spędzicie świeta razem,a tak naprawdę, co to zmieni?
No nie wiem, martwię się bardzo o Ciebie.
Jakoś mnie to tak kłuje gdzieś w serce, ze robisz wszystko, żeby NIE BYĆ szczęśliwa.
Przytulam cieplutko na koniec.