witam wszystkich, po krotce opisze co mi sie przydarzylo.... trzy lata temu stracilam meza, zostawil mnie, z walizka rzeczy i wspomnieniami... zalamalam sie, mialam slabo platna prace, zadnych perspektyw, katem mieszkanie gdzie popadnie. pewnego dnia wstalam i powiedzialam dosc, zaczelam sie leczyc na depresje... i znalazlam prace za granica, takiej o jakiej marzylam, a zrobilam to w bardzo sprytny sposob, poszlam do wlasciciela firmy i powiedzialam, ze wlasnie mnie chcecie na to stanowisko, nie ma po co szukac... wiec kiedy moge zaczac i zaczelam prace i nowe zycie, choc na obczyznie... pokochalam wszystko co tu jest, zaczelam znow miec marzenia... do czasu kiedy nowi pracownicy zapragneli mojego "stolka" ... zaczely sie podkopy, wyzwiska, dziwne telefony... po pol roku, dwoch pobytach w szpitalu ze stanem przedzawalowym, setce atakow dusznosci z nerwow zlozylam rezygnacje... nie jestem osoba nadwrazliwa i w pracy radze sobie ze stresem, ale tym razem nie wytrzymalam... nikt mnie nie zrozumial, odpowiedz zawsze ta sama jestes glupia... nikt nie rozumie co tam przeszlam... niestety od dwoch miesiecy staram sie znalezc prace, bez skutku... i duzo w tym mojej winy, zalamalam sie, nie moge wyjsc z domu, boje sie odmowy, choc wiem ze bez 200 odmow, nie bedzie tej jednej pozytywnej! potrzebuje zebyscie na mnie nakrzyczeli, wypchneli z tego lozka, bo inaczej bede tu do konca zycia, a raczej do konca oszczednosci, a potem stane sie bezdomna... bardzo potrzebuje mobilizacji... wiary, ze i ja sie do czegos jeszcze nadaje... zawsze jesli chodzi o prace to osiagalam to co chcialam... teraz nie wiem co sie ze mna stalo, boje sie, bardzo sie boje... ale mam dosc ludzi, ktorzy sie nademna uzalaja, chce kopa, takiego, ze bym popamietala!
PS z depresja mam problem od dawna, ale teraz nie moge z tym nic zrobic, potrzebuje pracy i wtedy dam rade z reszta, juz nie sama z pomoca specjalisty.... i was jesli na to pozwolicie.... nie mam innego wsparcia, zadnego, ani dusza ani cialem...