Pisałam o moim problemie w innym miejscu forum, ale może tu będzie lepiej?
Zakochałam się. I dałam to facetowi odczuć. Ten najpierw powiedział: nic z tego nie będzie, a potem zaproponował mi przyjaźń z gratisami.
Byłam w szoku. Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Po pierwszym razie chodziłam jak w transie - przestraszona, ogłupiała... Wytłumaczyłam sobie: będę czuła, troskliwa, pokażę mu co to kochać - a cały lęk przed związkiem mu zniknie (tak mi wytłumaczył niechęć do związku, niby sparzył się na kobiecie, bał kolejnego bólu). W praktyce wyglądało to różnie - raz pięknozja - winko, czułości, śniadanka, wieczory filmowe - jak w zwykłym związku, tylko bez wspólnych wyjść, znajomych, planowania przyszłości. Myślałam, że powoli mu przechodzi...
Minął rok.
To nadal trwa.
Wiem, że to do niczego nie prowadzi, chociaż podświadomość robi swoje...
Nie potrafię tego skończyć. Tracę do siebie szacunek. Dotąd był dla mnie swego rodzaju oparciem, bo to inteligentny facet. I tak się motam....
Potrzebuję pomocy.
Wsparcia.
Rady.
Chcę zamknąć ten etap, uwierzyć w siebie (kompleksy mnie zjadają, chociaż jestem inteligentną, wykształconą, całkiem dobrze wyglądającą kobietą), zmienić to, jakie robię wrażenie na ludziach (popychadło).