Ja mając już hm... 32 lata do dziś nie za bardzo potrafię sobie z tym poradzić.
Związek, miłość są dla mnie cholernie niejednoznaczne.
Po prostu nie mam pojęcia, co z tym zrobić.
Dostaję strzał na jakiś czas i napawam się zauroczeniem a potem stwierdzam, że nie czuję nic.
Przeżywać potrafię wyłącznie straty.
Cholernie mocno - to są sztucznie nakręcane przeze mnie uczucia zaplątywania sie w poczuciu utraty, smutku itd.
Ale tym emocjom też nie należy wierzyć.
Tak sobie myślę, że uczucie odrzucenia, porzucenia, czy jakiś moralniak po rozstaniu są dziwnie bezpieczniejsze, bo jednoznaczne.
Znowu jest się samemu i mniej więcej wiadomo, co zrobić, bo nie ma już obok tej drugiej osoby, której uczuciom się nie dowierza, których się nie rozumie.
A przede wszystkim nie pojawia się już pytanie we mnie o jakość bliskości,
o której sądzę, że jej odczuwać nie mogę.
Mam w ogóle talent do obierania sobie, jako cel emocjonalny kobiet, z którymi być nie mogę, bo to, lub tamto.
Te, które mnie chcą nie budzą we mnie nic poza sympatią, być może popartą lekką irytacją, że mnie chcą.
Nie nauczyłem się być z drugą osobą.
Z trudem, ale uczę się radzić sobie z tym, gdy mnie się odrzuca.
Szczególnie, gdy gro osób mówi mi: co ty w niej widzisz, kompletnie cię nie rozumiemy.
Ok, co ja widzę, to widzę - ale hm... to nic nie znaczy
Na pewno się pojawia pytanie, czy tak naprawdę widzę w kimś to, co mi się wydaje, że widzę, czy to dla mnie gwarant emocji bezpiecznych.
Bo jednoosobowych i nie dzielonych z nikim...
I do woli przeżuwanych, miażdżonych i narkotycznie transowych...
Moc mojej miłości (?) do kogoś nigdy nie była tak silna, jak moc żalu...
Wiem, że na pewno nie jestem w stanie oddać kontroli nad sobą drugiej osobie.
Hm... źle to ująłem - to nie tyle poddać się czyjejś kontroli, co zrezygnować ze swojej nad sobą.
Związki to dla mnie był zajebisty stres...
Nie chcę komuś zrobić krzywdy, nie chcę w którymś momencie stwierdzić, że koło mnie jest ktoś obcy.
Ale to odcinanie się to też nie jest metoda...
Tak mi się roi, że moje emocje są stricte jednoosobowe i nie dopuszczam do nich osób, tylko wyobrażone sobie przeze mnie postacie. Wszystko odbywa się tylko pomiędzy mną i moimi wyobrażeniami na temat związku, osoby itd.
Szkoda tylko, że kompletnie nie wiem, co mam sądzić o własnych uczuciach.
Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście mi na kimś zależy, gdy zaczyna mi się tak wydawać.