Witam wszystkich, właśnie zupełnie przypadkiem trafiłam no to forum i … postanowiłam napisać. Jejku nie wiem, od czego mam zacząć jest mi tak strasznie źle:( . Czuję się taka samotna i taka opuszczona. Ech wiem, że nie ja jedna mam takie problemy, wiem, ale jakoś nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Mam 32 lata, za sobą nieudany 10 letni związek, który w zasadzie rozpadł się po 5 latach wspólnego bycia razem. Dokładnie po 5 latach bycia z moim partnerem usłyszałam, że mnie nie kocha i na każde moje pytanie czy mnie kocha odpowiadał, że „nie” że mnie lubi, ale nie kocha. Jejku sama nie wiem, dlaczego dalej z nim byłam. Może straszny strach przed byciem samą mnie paraliżował do odejścia, do zrobienia tego decydującego kroku? A może ja zwyczajnie jestem masochistką emocjonalną? Nie mieliśmy dzieci, on nigdy ich nie chciał a ja udawałam, że też nie chcę dzieci, teraz tego strasznie żałuję. Mam wrażenie, że przegrałam swoje życie, że już nigdy z nikim nie założę rodziny, nigdy nie będę szczęśliwa. Jedyne, co mi zostało z mojego związku to pies. To straszne, ale prawdziwe i w zasadzie chciałabym tu wyjaśnić, że my tak naprawdę nie kłóciliśmy się zbytnio, nie było dzikich awantur ot tak wreszcie powiedziałam dość i w szoku jestem, że to ja powiedziałam a nie on, on z ulgą przyjął tą moją decyzję i odszedł rok temu.
Ale nie to mnie przeraża martwię się, bo ostatnio poznałam mężczyznę wydawało mi się, że doskonałego. Miły, inteligentny, ma wszechstronne zainteresowania, można by powiedzieć, że facet na poziomie,7 lat starszy, też z nieudanym związkiem za sobą (trudno w tym wieku nie mieć doświadczeń jakiś dziwnych), bez dzieci. Opowiadał jak to chciałby mieć rodzinę, jak bardzo skrzywdziła go była żona, bo zaszła w ciążę z jego kolegą i on ledwo się pozbierał po tym wszystkim. Ech i w zasadzie to ja nie wiem, o co chodzi. Co ja robię. Poznałam go przez znajomą, latem tego roku. Chodziliśmy wieczorami na spacery, dużo rozmawialiśmy, na różne tematy, przychodził do mnie na kawę i po dwóch miesiącach takich spacerków i kawek wieczornych wylądowaliśmy u mnie w sypialni… I jakie było moje rozczarowanie, nie chodzi mi tu o sprawność jego, bo z erekcją problemu nie było, ale o to, że po pierwsze, to mało był mną zainteresowany, mało czuły, w zasadzie to powiedziałabym, że głównie nastawiony na siebie, ale też i o to że zwyczajnie „po wszystkim” ubrał się i wyszedł do domu tłumacząc, że musi rano wcześnie wstać do pracy. Jejku poczułam się jak zwyczajnie wykorzystana i tu zapaliły mi się pierwszy raz żółte światła głowie. Na drugi dzień bez problemowo ze mną rozmawiał i zapomniałam o sprawie, bo tak naprawdę niby nic się nie stało. Później miał urodziny, imieniny i za każdym razem jakiś tam drobiazg mu podarowałam nie otrzymując niczego w zamian. Kurcze uświadomiłam sobie niedawno, że znam go kilka miesięcy a nigdy nie zaprosił mnie do kina, na lody, czy na kawę. Zawsze spotykamy się u mnie i to późnymi wieczorami. Jeśli o seks chodzi to kochaliśmy się raptem jeszcze 3 razy i za każdym razem sytuacja się powtarzała, on był raczej bierny, potem ubierał się i wychodził tłumacząc się wstawaniem wczesnym i takimi rzeczami. Teraz, czyli od jakiegoś miesiąca mówi mi, że mnie kocha, ale wraz z tym słowem, przestał mnie dotykać w jakikolwiek sposób o seksie mowy nie ma, on jest zmęczony ciągle. Nie chcę żeby to zabrzmiało tak, że ja ciągle o tych kontaktach intymnych myślę. Nie, ja się tylko zastanawiam, czy to coś ze mną jest nie tak, czy to on może jednak ma jakiś problem, albo zwyczajnie mnie oszukuje. Zaczynam podejrzewać, że on kogoś ma, mimo że twardo twierdzi, że jest sam i nie ma nikogo. Nie byłam u niego w domu nigdy, bo niby ma ciągły bałagan. Znika na weekendy. Od piątku od 22.00 do niedzieli do 22.00 jest nieuchwytny. Po czym pojawia się w poniedziałek i niby normalnie ze mną rozmawia i wszystko jest ok., ale ja coraz bardziej się zastanawiam, o co mu chodzi, bo chyba nie o seks, skoro unika wręcz kontaktów fizycznych, o pieniądze też nie, bo ja niewiele mam, żyję z miesiąca na miesiąc i nie mam żadnych oszczędności i raczej na mnie nie dorobi się niczego. Niczego nie rozumiem, zupełnie się pogubiłam. Pytam go, o co mu chodzi, czego on chce ode mnie. To twierdzi, że mu na mnie zależy, że ja dobra kobieta jestem, wyrozumiała wyjątkowa i takie tam historyjki. No tak, ale skoro mu niby zależy, to dlaczego nigdzie nie chce wyjść ze mną? Proponowałam teatr ostatnio, ba nawet stwierdziłam, że zapraszam, to stwierdził, że … nie lubi pomieszczeń zamkniętych. Jejku, bywa tak, że nie odbiera telefonów, nie odpisuje, na smsy, a są dni, że dzwoni nieustannie pisze 10 smsów na godzinę. Mam wrażenie, że albo on kogoś ma albo jest psychicznie chory, albo to ja zupełnie oszalałam, bo nie umiem sobie z tym poradzić, a najgorsze jest to, że mi chyba zaczęło na nim zależeć tylko teraz im bardziej mi zależy tym on coraz bardziej się wycofuje. Nie rozumiem niczego, ja masochistką chyba jestem, znowu robię to, co ostatnio, uzależniam się od faceta, który najwyraźniej ma mnie w nosie. Może Wy macie jakiś pomysł, ja zupełnie nie wiem, co się dzieje i zamiast się cieszyć to jest mi coraz gorzej….