tak bym chciała, żeby ktoś mnie POCIESZYŁ. Zaglądam tu co chwilę i liczę, że znajdę otuchę. Ale wiem, że to niemożliwe. Jedyna osoba, która mogłabym mnie pocieszyć właśnie została przez samą mnie wykluczona z mojego życia.
DLACZEGO to jedyne rozwiązanie (odciąć się od Niego)? A przecież to właśnie jest najtrudniejsze, gdy wciąż gości w naszych myślach!!! DLACZEGO kobiety zawsze w takiej sytuacji chcą leczyć przeziębione gardło zimnymi lodami? Czyli pragną obecności i bliskości właśnie tej osoby, która je zraniła?
Dlaczego jemu mnie nie brakuje??? Dlaczego ze mnie rezygnuje? Dlaczego ja nie byłam dla niego tak ważna jak on dla mnie? Dlaczego nie pokochał mnie? Dlaczego nie dał nam szansy, nie chciał zaryzykować, podczas gdy sam przyznał, że daliśmy sobie więcej niż niejedno małżenstwo? Moim zdaniem to było coś na czym można było budować związek... jego zdaniem to za mało. Ja myślę, że gdy jest się z kimś tak blisko jak byliśmy i jest między ludzmi porozumienie pod każdym wzglendem to z czasem kocha się tą osobę.
Ah, ile kosztowało mnie, żeby nie zadzwonić wczoraj wieczorem.
Ja wiem, że to przetrwam, wiem, że żal i smutek minie. Ja wiem, że to na własne życzenie. Wiem, że niejedna osoba tu i w moim realnym życiu powie "a nie mówiłam". Sama Mu mówiłam, że "przeżyję jeśli nastąpi taka sytuacja". Tylko teraz mi trudno i źle. Chciałabym uciec z własnego życia. Zaszyć się gdzieś w kąciku.
A z drugiej strony już marzę znów o księciu. O kimś kto mnie pocieszy, pokocha i będzie ze mną do końca życia. Jestem już kompletnie chora emocjonalnie?[/b]