dystymia

Problemy związane z depresją.

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 12:20

---------- 11:15 27.10.2008 ----------

jak juz wczesnie wspomnialam kazdy przypadek jest inny, ja tez jestem po czesci dystymikiem, ale nie identyfikuje sie z zadnym twoim napisanym slowem laura52, ale mialam doczynienia z osoba dystymiczna i to prawieze wszystko co napisalas to jest szczera prawda, kurde jak bym czytala o nim, doslownie slonce be ksiezyc be itp itd
chcialam mu pomoc, naprawde chcialam, wsadzilam mnustwo energii bo widzialam wartosciowego czlowieka pod tym pancerzem, widzialam troche siebie i moze dlatego tak mnie do niego ciagnelo, ale przyznam ze zabil moj caly zyciowy entuzjazm i pogode ducha, radosc cieszenia sie z malych rzeczy, teraz sie podnosze ..., odetchnelam z ulga jak juz wreszcie dalam sobie spokoj ...

---------- 11:20 ----------

dzieki laura52 wsparlas mnie niechcacy tym swoim pierszym postem charakteryzujacym dystymika, az mi sie lzej zrobilo, usmiech sie pojawil na mojej twarzyczce, utwierdzilo mnie ze zachowanie mojego bylego faceta bylo toksyczne ... :buziaki:
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 12:42

---------- 11:31 27.10.2008 ----------

[quote="laura52"],,Potrafia wykazywac ponadprzecietny spryt aby usadowic sie i czerpac pasozytujac na jakims dobrym sercu, ktore chce im pomoc," trzasnęłabym Cię w twarz , szczerze mówiąc.
napisałas.

Własnie odpowiedzialas jak egoistyczny zapatrzony w swoje cierpienie dystymik.


[quote]

A może po prostu jak osoba która poczuła się obrażona i dotknięta, bo określenie ,, pasożyt" ma się do niej jak pięść do nosa, co?
Na to nie wpadłaś?

---------- 11:42 ----------

Lauro czy Porcupine, prosiłabym o rozróżnienie -toksycznej osoby ( to chyba psychopaci? ) od toksycznej relacji. Relacja ma to do siebie, że potrzeba do niej dwóch osób, Jeśli podejmujesz decyzję , że w tę relację wchodzisz , to weź odpowiedzialność za jej skutki dla Twojego życia na siebie. Czujesz się lepiej , Lauro, obrzuciwszy błotem tę osobę, masz mniej straconego życia ? Nie zamierzam faceta bronić bo nie znam człowieka. Ale jestem gorącą zwolenniczką postawy: zacznij od siebie. Uważam, że za zmarnowanie Twojego życia odpowiadzasz Ty sama, a nie ten człowiek, bo każdego dnia to Ty podejmowałaś decyzję o byciu z nim.Ale łatwiej jest zrzucić odpowiedzialność za swoje błędy na kogoś, prawda? A przy okazji kogoś innego obrazić łatwym i wygodnym dla siebie uogólnieniem.

Takie ćwiczenie umysłowe proponuję : czy za ciężki los żon alkoholików odpowiadają tylko owi alkoholicy czy też owe żony bo podejmuję decyzję o pozostawaniu w tym układzie? Do kogo powinny mieć pretensje za swoje zmarnowane życie? - wyłącznie do niego czy może jednak i do siebie?
Ostatnio edytowano 27 paź 2008, o 12:52 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 12:50

alez oczywiscie sanna, ja nie przecze zasadzie "skoro sie pakuje w taki zwiazek i w nim trwam to znaczy ze i ja mam jakis problem ze soba" mowie tu na swoim przykladzie, jestem tego swiadoma, wytrzymalam pol roku i ciesze sie ze w koncu to zatrzymalam ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 12:56

A ja bym to sformułowała:
skoro sie pakuje w taki zwiazek i w nim trwam to znaczy ze podjęłam taką decyzję a jako osoba dorosła jestem gotowa wziąć odpowiedzialność za skutki swoich decyzji na siebie.

A co do tego że pakowanie sięw taką relację i trwanie w niej może być wynikiem problemów ratownika , to też racja oczywiście.


Gdyby Laura zechciała zobaczyć swój udział w swoim nieszczęśliwym położeniu, to prawdopodobnie napisała by: mój partner , który miał dystymię, zachowywał się tak i tak.... nie dawałam rady, zdecydowałam się odejść.
Tymczasem Laura popełniła stwierdzenia : ,, wszyscy dystymicy to pasożyci", do czego tak możemy dojść? Wszyscy z depresją to podle lenie, wszyscy z nerwicą to .... , wszyscy ze schizofrenią to ...... itd., itd.
Ostatnio edytowano 27 paź 2008, o 13:04 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 13:00

tak w ogole sanna nie chce byc uszczypliwa, ale na twoim miejscu zwrocilabym uwage na swoja bardzo zywa reakcje na post laury ...

ratownika, opiekuna, a moze nawet zbawiciela, no bo bidulek byl ten moj byly, nikt go nie rozumial, nic mu nie wychodzilo ... nic tylko sie zajac ;)
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 13:38

---------- 12:07 27.10.2008 ----------

porcupine' napisał(a):tak w ogole sanna nie chce byc uszczypliwa, ale na twoim miejscu zwrocilabym uwage na swoja bardzo zywa reakcje na post laury ...

ratownika, opiekuna, a moze nawet zbawiciela, no bo bidulek byl ten moj byly, nikt go nie rozumial, nic mu nie wychodzilo ... nic tylko sie zajac ;)



Reakcja była bardzo żywa, bo głupota mnie wyprowadza z równowagi. Jak również osoby, które obarczają innych odpowiedzialnością za swoje życie.
Laura dostrzegła to u patnera , a nie dostrzega u siebie.
PS. Acha , a była też żywa bo ja np. dopiero na terapii uczyłam się , że poprosić kogoś o pomoc nie jest niczym złym, nie opuściłam ani jednego dnia w pracy, nie zajmowałam moich znajomych tym jak się czuję ( za co mnie zresztą, opieprzyli później)- więc gdzie tu pasożytnictwo?

---------- 12:38 ----------

I na koniec będzie łopatologicznie. A co byś, Lauro, powiedziała na takie ogólne stwierdzenie ,, A wszystkie baby które tkwią w złych dla siebie związkach to kompletne kretynki" ?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 13:40

widzisz sanno ile ludzi tyle "sposobow przezywania" swojej przypadlosci, chcialabym, tez tu zauwazyc, ze zarowno laura jak i ja piszemy o facetach, a oni wcale tak latwo nie prosza o pomoc, ja czesto podsuwalam pomysl leczenia mojemu bylemu, ale on uwazal, ze nie wierzy w cudowna moc terapii ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Bianka » 27 paź 2008, o 14:56

---------- 13:32 27.10.2008 ----------

ja mialam chlopaka chorego na dystymie :/ poznalismy sie w szpitalu, zeby stwierdzic dystymie to stan obnizonego nastroju musi utrzymywac sie ponad dwa lata, jelsi trwa krocej to jest to depresja..

---------- 13:56 ----------

nie czytalam wszystkich wpisow, ale doczytalam do Laury52 niestety musze sie z nia zgodzic, nie chce nikogo urazic, byc moze wy dziewczyny troche naduzywacie wobec siebie slowa dystymia.
Moj byly dystymik, rowniez wyssal ze mnie wszystkie sily jakie mialam, zniszczyl i wyniszczyl, umial tylko brac nic nie dajac z siebie, zamienilam sie w jego nianke bo chcialam mu pomoc, natomiast ja dla niego bylam kims kto mu przeszkadzalw przezywaniu swojej choroby, stala sie intruzem bo przeszkadzalam mu w chorowaniu,dlatego stopniowo zaczynal mnie za to nienawidziec, pod koniec poswiecic mi godzine czasu bylo dla niego przykrym obowiazkiem, bal sie ludzi, bal sie wszystkiego i mial duzo ukrytej agresji w sobie, nie wyobrazam sobie co by bylo gdyby to z niego wyszlo, byl egoistyczny i skupiony tylko na sobie i swoim cierpieniu...dzieki mnie skonczyl studia, to ja go wypychalam do ludzi, bal sie isc na uczelnie bo nie wiedzialby jak sie zachowac kiedy ktos powie mu czesc, uczylam go od podstaw jak dwulatka, co sie robi jak sie spotyka znajomego...
Kiedy mnie porzucil ( ja bylam tak zaangazowana zeby mu pomoc ze nie wpadlam na to zeby go w tym stanie zostawic) kiedy odszedl poczulam ze nie mam sily funkcjonowac, ze zabral cale moje sily, przeciez ja tez bylam chora, ja tez potrzebowalam pomocy, wtedy zapomnialam o sobie kompletnie...
Wiecie co pani psycholog mi powiedziala jak je powiedzialam ze on mial dystymie:
aha to juz wiem co musialas przejsc, powiedziala ze dystymicy nie sa w stanie kochac drugiej osoby i dawac z siebie niczego drugiej osobie.

Tak jak mowilam, nie bierzcie tego do siebie, to sa moje osobiste doswiadczenia zwiazane z ta choroba, po tym co piszecie nie wydaje mi sie zebyscie mialy dystymie..
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 15:04

Dystymia (depresja nerwicowa, depresyjne zaburzenie osobowości, przewlekła depresja z lękiem) - typ depresji charakteryzujący się przewlekłym (trwającym kilka lat lub dłużej) obniżeniem nastroju o przebiegu łagodniejszym niż w przypadku depresji endogennej. Szacuje się, że około 3% populacji ogólnej wykazuje objawy dystymiczne.

Ze względu na łagodniejsze niż w przypadku cięższych depresji objawy (zazwyczaj brak tendencji samobójczych), zazwyczaj pozostaje nierozpoznana i nieleczona, mając przy tym duży wpływ na życie chorego i jego bliskich.

Nieleczona dystymia może trwać nawet całe życie. Zazwyczaj chory tak bardzo przyzwyczaja się do ciągle obniżonego nastroju, że wydaje mu się on normalnym elementem jego osobowości - sporadycznie używana nazwa depresyjne zaburzenie osobowości sugeruje taką możliwość.


Tyle wikipedia. Może być i tak , że w dystymii następują okresy pogorszenia i regularnej depresji , a potem powrót do stanu dystymicznego.
Ostatnio edytowano 27 paź 2008, o 15:08 przez Sanna, łącznie edytowano 1 raz
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 27 paź 2008, o 15:08

a moj byly akurat mial duze sklonnosci samobojcze, z miejscowej biblioteki przeczytal wszystkie ksiazki na ten temat, az bibliotekarki zadzwonily do jego matki zeby ja ostrzec ze cos moze byc z nim nie tak..
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 15:21

Bianko, ja rozumiem, że przebywanie z osobą która ma dystymię/depresję/jest alkoholikiem/narkomanem itp. przerasta nieraz siły partnera, to ogromne obciążenie psychiczne. I nikt nie może mieć do nikogo o to pretensji. Tylko znowu proponuję ćwiczenie umysłowe , które wyżej przytoczyłam o żonie alkoholika : czy winien nieszczęścia żony jest wyłącznie alkoholik czy może również sama żona która w tym układzie tkwi?

Można się poużalać nad sobą na jakiego ja skur... trafiłam , co nie chciał cieszyś się słoneczkiem ani nie był w stanie mnie nic dać ... Może nie chciał ( każdy dystymik ma w końcu swój indywualny charakter i cechy osobowości) , może nie mógł ( w końcu dystymia to CHOROBA) , ale Ty się zdecydowałaś z nim być świadoma tej choroby. Jesli nie dawałaś rady to bardzo słusznie zrobiłaś odchodząc, ale po cholerę psioczyć że czarne jest czarne tj. że dystymik miał objawy dystymii? Popsioczyć można na siebie - że Twoje postępowanie i wybory okazały się niedobre dla Ciebie i nieskuteczne.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 27 paź 2008, o 15:21

ja jakos bardzo nie utozsamiam sie z dystymia, jakisz czas temu zdiagnozowano u mnie nerwice depresyjna ..., ale faktycznie to co piszesz Bianka o tym chlopaku to wyglada ciezko ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 15:34

---------- 14:32 27.10.2008 ----------

Acha, a u mnie użyto terminu : dystymia , bo bardzo długo ( parę lat) trwał stan który można określić ,, ktoś zgasił światło" - życie straciło kolory, zapach, smak. Jednocześnie czułam się winna z tego powodu , bo przecież wiedziałam że teoretycznie powinnam być szczęśliwa, no i pamiętałam siebie sprzed tego stanu. Wydaje mi się , że zachowania takie jak: obwinianie innych za swoje życie, przekonanie że ktoś powinien za nas rozwiązać nasz problem, to kwestia charakteru a nie jednostki chorobowej.
Można się łatwo irytować ,, patrz , słoneczko świeci, a Ty się k.... nie cieszysz", ale trzeba uważać, bo :
1) dla osoby chorej świadomość że widzi to słoneczko, pamięta że kiedyś ją to cieszyło, a teraz niby widzi to samo słoneczko, ale jak za brudną szybą , jest świadomością choroby
2 ) może być to oczekiwanie równie realistyczne jak to, że osoba ze złamaną nogą zatańczy Wam kankana.

---------- 14:34 ----------

porcupine' napisał(a):ja jakos bardzo nie utozsamiam sie z dystymia, jakisz czas temu zdiagnozowano u mnie nerwice depresyjna ..., ale faktycznie to co piszesz Bianka o tym chlopaku to wyglada ciezko ...



Wiesz jaka ja jestem szczęśliwa , że od pewnego czasu też się już nie utożsamiam, po 3, 5 roku.... Uff...
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Bianka » 27 paź 2008, o 15:45

Sanna ja nie bylam osoba ktora wkurza sie ze drugi jest chory! sama mialam depresje i neurastenie, takze dobrze wiem czego potrzebuje taka osoba i jak sie czuje, ja tez potrzebowalam oparcia.
Mowie tylko ze dystymicy nie potrafia byc z kims i dla kogos,uwierzylam tej pani psycholog ktora mi to powiedziala i wlasciwie bylam zla ze nikt mi tego nie powiedzial wczesniej, on akurat nie chcial wyjsc z choroby, byl bardzo ciezkim przypadkiem, nie wiem czy zwiazek z dystymikiem ma w ogole jakies szanse powodzenia.. zaden zwiazek gdzie jedna strona tylko bierze a druga wciaz daje nie ma szans.Nikt nie wyssal ze mnie tyle energi co on, a bylam wczesniej z psychopata ktory bil i gwalcil a pozniej ze zdrowym egoista ktory tez niezle dal mi popalic. Nie chce sie bardziej w to zaglebiac a juz napewno nie bede siebie obwiniac.
Gdyby ktos w szpitalu powiedzial mi za taki nie potrafi kochac to bym sie w ogole w to nie pchala!
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Sanna » 27 paź 2008, o 15:57

Myślę, że to czy da się być z osobą która ma dystymię zależy chyba w dużym stopniu od czasu trwania choroby .. i od konstrukcji psychicznej partnera. Na pewno im dłużej, tym trudniej - nadzieja partnera, że to minie ma prawo się skończyć po paru latach.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 476 gości

cron