Mówić tej drugiej zdradzonej osobie czy nie ?

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 14 paź 2008, o 11:18

tygrysiczka.77 napisał(a):gdybym miała komus uswiadomic w jakim tkwi w gównie tez bym postapiła tak samo jak ty czyli powiedziałabym jej majac swiadmosc tego wszyskich konsekwencji

Nawet, jeśli próbują to wszystko jakoś poskładać? I jeśli tamto się skończyło? Nie mam takiego przekonania.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Szafirowa » 14 paź 2008, o 12:20

Ewuś, być może chodzi o to słynne prawo oko za oko, ząb za ząb.
Ale tutaj całkowicie zgadzam się z Tobą.
To, że ja cierpię wcale nie znaczy, że ktoś też ma cierpieć, bo ja chcę swoje cierpienie rozdzielić.
Moim zdaniem po szczerości takiego rodzaju ból nie minie, ani nawet nie zmniejszy się, a dojdzie jeszcze niechęć do siebie - do "życzliwego" informatora, wyrzuty sumienia ... nic więcej.
Zapewniam - nie będzie żadnej satysfakcji.
Tylko niesmak.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez kropka75 » 23 paź 2008, o 14:37

tygrysiczka.77 napisał(a):ja co prawda nie wiem czy bylam lub jestem ta druga czy osoba zdradzana ale jak napisałs lili gdybym miała komus uswiadomic w jakim tkwi w gównie tez bym postapiła tak samo jak ty czyli powiedziałabym jej majac swiadmosc tego wszyskich konsekwencji

Matka Teresa? :roll:

Konsekwencji? Tylko że to nie Twoje konsekwencje by były.
Szafirowa napisał(a):Ewuś, być może chodzi o to słynne prawo oko za oko, ząb za ząb.
Ale tutaj całkowicie zgadzam się z Tobą.
To, że ja cierpię wcale nie znaczy, że ktoś też ma cierpieć, bo ja chcę swoje cierpienie rozdzielić.
Moim zdaniem po szczerości takiego rodzaju ból nie minie, ani nawet nie zmniejszy się, a dojdzie jeszcze niechęć do siebie - do "życzliwego" informatora, wyrzuty sumienia ... nic więcej.
Zapewniam - nie będzie żadnej satysfakcji.
Tylko niesmak.

A wg mnie to nie jest szczerość, tylko właśnie to co napisałaś na początku: dzielenie bólu (albo raczej złości, frustracji, rozczarowania) na dwoje.

Skur...skie to strasznie tak szczerze mówiąc. :roll:
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez lili » 24 paź 2008, o 14:58

hej,

mysle ze niepotrzebna ta ironia, a do bycia Matka Teresa nie aspiruje.

Tak, mimo wszystko, mimo konsekwencji ktore ja tez ponosze i ktore ponosi osoba trzecia. Dlaczego? Bo wiem, ze jest oszukiwana, oklamywana i ze buduje cale swoje szczescia, caly swoj siwat na niewiedzy, na blednej wiedzy, na klamstwie ktorego nie jest swiadoma. Lepiej sie o tym dowiedziec zawczasu niz zdazyc cos zaplanowac, pokochac na cale zycie, zwiazac sie np wezlem malzenskim. Ja bylam wdzieczna dziewczynie od ktorej sie dowiedzialam ze jestem zdradzana. I wcale nie uwazam, ze zachowala sie jak Matka Teresa. Jego zdrada stala miedzy nami a on mi nie umial o tym powiedziec, cisnal w sobie jakis problem a ja nie wiedzialam czy to ja cos zle robie czy to on ma jakis zgryz i nie chce mi powiedziec. To raz. Dwa, ze w tym momencie uswiadomilam sobie, ze wszystko, co nam sie razem przydarzylo, jest niewazne od poczatku, nieaktualne, nielegalne, bo podstawa byla zla, bo podstwa bylo klamstwo.

Moze tego nie rozumiesz.

Niektorzy ludzie wyznaja zasade ze wola nie wiedziec, ze wola sie nie mieszac, a niech sobie ktos nieswiadomie kocha kogos kto go oszukuje. Niektorzy nie reaguja w autobusie jak ktos kogos okrada bo nie chca sie mieszac i to nie ich sprawa.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Szafirowa » 24 paź 2008, o 16:04

Sądzę Lili ... że jesteś bardzo młodą osobą.
Stąd być może wynika swojego rodzaju ignorancja u Ciebie.

Życie nie jest tylko czarno białe.
Życie nie jesty tylko tak albo nie.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez lili » 24 paź 2008, o 16:25

Czy 26 lat to tak strasznie malo?

Moim zdaniem tu nie chodzi o wiek, jak bylam mlodsza myslalam rownie kategorycznie w tej kwestii. Moim zdaniem to po prostu kwestia swiatopogladu. Spojrz, moglabys mnie krytykowac gdybym to ja byla osoba ktora innej pannie nakablowala, ze jej facet robi ja w jajo. Bo wtedy moznaby powiedziec, ze wpieprzam sie w niesowje sprawy. Ale to ja bylam ta druga, ktorej nakablowano, rozwiano marzenia itd, ktorej sie wpieprzono w jej sprawy. I bylam tej dziewczynie wdzieczna.

Wiem, ze zycie nie jest czarno-biale, niestety. Ale w tych kwestiach dla mnie jest. Albo sie mowi prawde, albo sie klamie. 0-1. Tak uwazam.I bolesnie sie przekonalam o tym, ze chociaz chcialam udowowdnic, ze po zdradzie mozna szczesliwie zyc, to mi nie wyszlo:( Bo wlasnie te podstawowe wartosci, te zerojedynkowe, te czarno-biale zostaly podwazone.

Nie narzucam nikomu swojego toku myslenia, ale bronie swojego.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez kvathan » 24 paź 2008, o 19:35

Moim zdaniem fundamentalne pytane jest takie
Czy zdradzana osoba ma prawo do prawdy, szczerości? Czy wolno nam o tym decydować? Przecież milczenie nie jest zgodą na to...

Co do reszty zgadzam się z Lili
Pięć kłamstw daje 0, pięć prawd daje poczucie prawdy. Przekonuję się o tym co dnia ;-(. Dodatkowo w życiu nie jest tak jak w matematyce jedno kłamstwo niweczy tysiąc prawd.
kvathan
 
Posty: 29
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 09:32

Postprzez lili » 24 paź 2008, o 19:54

hej

zgadzam sie w calej rozciaglosci z Toba kvathan. JEDNO KLAMSTWO NIWECZY TYSIAC PRAWD. Swiete slowa. Niestety. I niestety nie jest to kwestia kolorystyki. A jesli ktos jest w stanie przejsc nad czyms takim do porzadku dziennego, to wydaje mi sie, ze obniza sobie w zyciu poprzeczke oczekiwan i ambicji oraz szacunku jakiego chcialby sie spodziewac od ludzi. Wiem, ze to zabrzmialo zarozumiale. Ale wydaje mi sie, ze troche mam racje.

pozdrawiam
lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez ewka » 25 paź 2008, o 10:52

Teoretycznie trudno nie przyznać Wam racji... tyle, że to jest ICH prawda, TYCH dwojga ludzi. W przypadku, kiedy romans padł i podejmowane są próby złapania tego wszystkiego w kupę - taka prawda nikomu nie pomoże.

Kvathan, a jak u Ciebie tak w ogóle?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez kvathan » 25 paź 2008, o 12:50

Cińżko :-) w pewnym skrócie myślowym....

Pozytywy dla mnie to przełamanie się i przyznanie do syndromu "supermena z depresją". W pewien sposób otwarcie się na związek, okazało się, że tak na prawdę "nie ma za czym tęsknić" bo nasz związek był po prostu dniem :-). Dużo rozmawiamy o błędach, o chwilach w których je popełnialiśmy, o powodach, przyczynach, nie myślę o banałach ale o fundamentach związku i tego co nas łączyło, trzymało przy sobie. Strasznie się przy tym ranimy ale mam uczucie, że chyba pierwszy raz słucham, mówię i że z drugiej strony jest to samo uczucie. Zaczynamy budować coś innego, do wczoraj łączyły nas tylko negatywne uczucia, zdrada która jest wierzchołkiem góry lodowej, Ona przestaje mieć znaczenie, ważniejsze i bardziej niebezpieczne rzeczy kryją są pod spodem. Żona mówi, że pożegnała się ze mną wiele lat temu, że odeszła (szkoda że zapomniała mi o tym powiedzieć ;-)) a ja nawet tego nie zauważyłem, bo chyba miałem to w D... Zabiłem w niej wiarę, zaufanie, poczucie wartości, przestała się ze mną dzielić swoim życiem, bo zawsze jej w nim dokopywałem. Przestała więc o mnie walczyć, że (jak już pisałem) zapomniała o tym mi powiedzieć. Tą decyzją zabiła we mnie męża, kochanka, został tylko oprawca, tylko...

Trudne pytania są wciąż przed nami, czekamy na odpowiedź, pracujemy nad sobą,z osobna i razem, w życiu jesteśmy rodziną czyli wspólne zakupy, wyjazdy, sprzątanie, drobne przysługi, miłe chwile i burzliwe kłótnie. To na razie nas łączy, pozostałe rzeczy muszą poczekać aż ochłoniemy, wypłaczemy się i poczujemy w sobie siłę na decyzję. Czasami się kłócimy, czasami muszę się wyładować, popłakać, wyżalić, obrazić... można by rzec normalna rzecz w kryzysie małżeńskim...

Decyzję o ewentualnym definitywnym rozpadzie rodziny postanowiliśmy odłożyć do przyszłego roku, dzięki temu z jednej strony przestałem o tym myśleć (mnie to pomaga) teraz możemy sobie dużo powiedzieć, wyjaśnić. Wiem że nadal jest szansa i czas na odbudowanie relacji. Wiem, też że jeszcze nie czas na taką decyzję, czuję, że odzyskałem żonę, przynajmniej na rok od nas zależy co z tym czasem zrobimy. Czy będę ja chciał czy Ona będzie ze mną, czy rozkocham ją w sobie i czy do mnie wróci ... kto wie.
Na razie wiem, że mam szansę i czas


Dzisiaj zdałem sobie sprawę co Ona zrobiła, co to dla mnie znaczy i jakie będą tego konsekwencje. Teraz i w przyszłości

Dzisiaj zdałem sobie sprawę, kim byłem, jak żyłem i jak niszczyłem dzień po dniu uczucia, miłość i moją żonę. Jak bezlitośnie wykorzystam każdą słabość by ją stłamsić, zniszczyć, osłabić. Jak każdą miłą chwilę obracałem w smutek, jak karałem, obrażałem, poniżałem... Chyba po prostu zdałem sobie sprawę jaką byłem osobą, co robiłem i dlaczego, oczywiście decyzja żony to inna sprawa. Niestety nie mogę po prostu powiedzieć, że moja żona jest złą kobietą a ja dobrym mężem. Może to początek, może koniec ale chyba pierwszy raz nie boje się tego co będzie dalej. Jeśli odejdzie, wiem dlaczego, jeśli zostanie postaram się by została na zawsze. Na wszystko można spojrzeć z dwóch stron, może zacząłem się starać tuż PRZED JEJ bo czułem że ją tracę, może Ona to wyczuła i uciekła jak najdalej się dało...

Ciężka praca przede mną, by ją w sobie rozkochać. Ona też ma dużo do zrobienia. Mam mam nadzieję, że starczy nam wspólnego życia na to :-)

ps. W myślach często porównuje swoje życie do filmu "Komornik", nie wiem tylko czy po tym wszystkim "żył długo i szczęśliwie". Film się skończył, moje życie się zaczyna

No to tyle jak na sobotnie przemyślenia :-)
kvathan
 
Posty: 29
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 09:32

Postprzez tenia554 » 25 paź 2008, o 12:58

Uważam tak samo jak Ewa.I zadaję sobie pytanie czemu ma służyć ta prawda i komu.Problem jednak tkwi w tym,że najpierw myśli się o konekwencjach ,a potem dopiero o swoich przyjemnościach.I to czy powie się prawdę,czy to że ten ktoś dowie się od kogoś będzie tak samo boleć.Ja zastanowiłabym się nad problemem, dlaczego zdradziłam,albo dlatego ktoś mnie zdradził.Cała reszta to już konsekwencje.Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez kvathan » 25 paź 2008, o 14:30

O tym można by pisać godzinami ale

Po pierwsze
Nie wydaje mi się, że jest to karanie tej drugiej "niewinnej" osoby. Przecież każdy z nas jest dorosły i odpowiada za swoje (i partnera) życie. Czasami sami pchamy, lub jesteśmy do zdrady pchani. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, często lekceważymy to, często przestajemy się starać. Zdrada lub zdradzenie partnera jest częścią naszego życia

Po drugie
Bo zdrada to kłamstwo i ranienie nie tylko tej drugiej osoby ale i samego siebie. Każdy wie kiedy ją przekroczy i musi z tym żyć. Tylko w filmach romans jest super :-( w życiu zawsze kończy się cierpieniem, czasami tylko cierpi jedna czasami więcej osób.

Po trzecie
Każdy przypadek jest indywidualny i nie można uogólniać

Po czwarte
Pytanie Czy wolisz całe życie stać w szambie związku, czy zaryzykować szczęście?

Po piąte
Prawdziwa miłość widzi wszystko, jeśli ślepniesz to w związku dzieje się coś złego

Po...
Jeśli dostajesz wiedzę na temat związku, czasami się budzisz czasami masz szansę naprawy. czasami to zabija, czasami uzdrawia. Do Ciebie jednak należy wybór, w końcu możesz zadecydować....

Po mojemu
Co zyskałem dzięki wiedzy? Można przeczytać dwa posty wcześniej - dla mnie to bardzo dużo dla tego warto żyć. Bez tej wiedzy na pewno nie zobaczyłbym kim byłem, nie zrozumiałbym, nie miałbym siły by z tym walczyć. Wolę te ostatnie dni, w bólu, smutku i płaczu ale w których chcę coś zmienić, w coś wierzę, mam jakiś cel, mam powód by żyć by wracać do domu, by być z Nią, wcześniej spałem, wegetowałem.
Dzisiaj strasznie się boje, ale czuję to przyjemne uczucie w sercu które powoduje, że żyję.
Czy lepiej żyć obok siebie i co dnia rozmawiać o polityce, sąsiadce, czy korkach na ulicy? Czy lepiej iść na zakupy by sąsiedzi powiedzieli jaka super para zawsze razem, możne spędzić weekend w SPA , albo wakacje w Turcji. Po tym wszystkim iść do kogoś innego rozmawiać, kochać się z nim, kłócić, i znów wrócić do domu? Czy można żyć tak przez całe życie ? Pewnie tak ale po co. Jeśli człowiek jest szczęśliwy coś wybiera, jeśli nie wybiera... widać albo sam nie wie albo nie coś nie pozwala tego zrobić. Prawda to oczyszcza, można podjąć decyzję, świadomie. Ludzie często piszą, że przez przypadek wdali się w romans i nie wiedzieli jak z nie go wyjść.... czasami pomaga im przypadek w postaci "życzliwego".

I na koniec
nie wierzę w powroty bez wybaczenia, wybaczenia bez prawdy, prawdy bez pojednania, pojednania bez zrozumienie, zrozumienia bez miłości, miłości bez zaufania zaufania bez wybaczenia... Bez tego nie będzie "i żyli długo i szczęśliwie", pamiętajcie, że czasami ludzie dziękują "życzliwym" i temu że partner ich zdradził bo to czasami uzdrawia, rzadko ale uzdrawia.

Jeśli mam wybierać lepsze 5 dni w raju niż całe życie w piekle :-)
kvathan
 
Posty: 29
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 09:32

Postprzez tenia554 » 25 paź 2008, o 18:07

"Zdrada lub zdradzanie partnera jest częścią naszego życia."Nie chciałabym być partnerką kogoś dla którego oczywistą częścią jego życia jest zdrada i ciągłe poszukiwanie wrażeń.Zapewne inaczej odczuwa się zdradzanie niż bycie zdradzanym.Tylko po zakładać jakikolwiek związek skoro nie daje mu się szans na powodzenie, z góry zakładając że dalej trzeba szukać bo a nóż ominie Cię jakieś szczęście.Nad szczęściem trzeba popracować, chyba że inaczej rozumiemy szczęście.Oczywiście, że każdy przypadek wygląda inaczej ,ale definicja nie tak bardzo odbiega od siebie.No cóż ,każdy inaczej układa swoje życie,do czego ma pełne prawo.Jednak zdrada przekreśla budowanie uczucia i zaufania.Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez ewka » 25 paź 2008, o 18:30

Moje wrażenie jest takie: zostałeś zdradzony ponieważ... i lawina Twoich przewinień. Ok, coś przegapiłeś, coś przespałeś - stało się. Ty jesteś winien??? Jak Cię czytam, to tak mi wychodzi - zawiniłem i zostałem ukarany. ALE, kurczę felek - zdradą się tego nie ZAŁATWIA! Nic się nie załatwia zdradą! Możliwe, że w ten sposób jest Ci łatwiej to ogarnąć... nie zatop się tylko w poczuciu winy.

Po któreś tam... w akcie obrony winny (zdradzający) znajduje (i znajdzie!!!) milion "powodów", które go popchnęły w jakieś tam ramiona. Dokona nadinterpretacji i wyciągnie każdy drobiazg, trochę go przy tym "dodmucha" - by gdzieś tam w sobie się usprawiedliwić, a na zewnątrz miotać "powodami". I nie wiem, czy tego nie trzeba podzielić przez (co najmniej) dwa.


Zdrada lub zdradzanie partnera jest częścią naszego życia

Bywa, zdarza się - ale nie JEST. Bo do czego dojdziemy???
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez kvathan » 25 paź 2008, o 19:20

Ewa,
Decyzja o zdradzie była decyzją mojej żony, ja jestem współwinny rozpadu małżeństwa. Nie tłumaczę, nie usprawiedliwiam, nie rozgrzeszam żony, piszę o swojej winie. Zdrada będzie częścią mojego życia, z Nią lub bez Niej będę już zawsze zdradzonym mężczyzną a to strasznie boli.
kvathan
 
Posty: 29
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 09:32

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: uteozahape i 81 gości