Dziś miałam potężnego doła, zreszta... nadal mam.
Pisałam mu smsy że źle się czuję, że chce mi sie płakać ze tęsknie(nie widzielismy sie juz 3 dni)...
nie odpisywał - praca, ale są przeciez przerwy??
mówiłam mu ze czuje sie niepotrzebna, dzwoniłam do niego i sztucznie miłym tonem nie chcąc go obarczac problemami pytałam co słychac, jak sie pracuje... chciałam to sprawdzić. a on nic.
nie zapytał o co mi chodzilo, czemu płakałam i jak wygladał sen który byl tak przerażający że zerwałam ze zlana potem.
Sniło mi się ze będąc w barze z kolegami zdradza mnie, a potem wraca do domu i mi to mówi. i nagle przerażona budze sie, pesymistycznie nastawiona do życia...
Naprawde, rzadko mówie mu o swoich problemach ale jak juz, to zawsze mnie pocieszał... Az do dziś. dziś na komunikatorze zobaczyłam treść " bosheeee to straszne", potem "ja cie zapisze do psychiatry", a jeszcze później " no ja tez nic nie potrafię a żyje", a zresztą "nie jesteś z tym sama, taki problem ma 3/4 Polski".
jak to usłyszałam, świat mi się już całkiem zawalił...
dawałam mu znaki by się mną zainteresował, a on? stwierdził ze chyba powinnam odwiedzić psychologa... a ja... tylko chciałam powiedzieć ze źle mi na tym świecie, ze jestem fryzjerka a tak naprawdę w zyciu chciałabym robić zupełnie co innego. Ze czuje sie niepotrzebna... że poprostu potrzebuje jego wsparcia.
Na koniec rozmowy usłyszałam "ogarnij sie, sama sobie z tym poradź, bo ja mam dość, jak sie nie ogarniesz to przepraszam ale to koniec..."