Witam. Mam mega problem z zaufaniem swojemu chłopakowi, z ktorym jestem ponad 2 lata. Ale zacznę od początku.
Jakiś czas temu opowiadałam tu o tym, jak to odkryłam, że mój chłopak zabawia się w "niewinne" flirty internetowe. Miałam raptem 2 -3 przykłady na to, że coś tam kręci "niewinnego" za plecami i te przykłady dość mną wzburzyły. Zakończylo się to poważną rozmową i postanowieniem, że zaczynamy nowy rozdział związku pt. "budujemy do siebie wzajemne, solidne zaufanie". Ok. Generalnie związek w ktorym jestem jest idealny. Jak to mój chlopak sam stwierdził, nie może już nic więcej robić żeby mnie do siebie przekonać bo robi wszystko co można. Dba o mnie, prawi komplementy, pomaga mi, martwi się, troszczy itd itp. To jest fakt. Myślę, że wiele kobiet chciałoby mieć tak oddanego partnera jak ja mam. A mimo to nie mogę mu zaufać. Dla jasności - wierzę, że mnie nie zdradzi, że nie flirtuje z dziewczynami na żywo. Kiedy chce się umówić z jakaś koleżanką nie mam wątpliwości co do jego zachowania. Ale mam wrażenie, że poza tym, iż on czuje się bardzo szczęśliwy ze mną i kocha mnie nad życie, wydaje mi się, że ma drugie oblicze. oblicze niegroźne, ale jest. Nie mam żadnych dowodów na to poza wspomnianymi incydentami z przeszłości i moją intuicją. siedzi we mnie takie cholerstwo i za chiny nie mogę sobie z tym poradzić. w praktyce tego raczej nie widać. nie zarzucam pretensjami mojego chłopaka, nie jestem przesadnie zazdrosna. on właściwie nawet nie wie, co w mojej głowie siedzi. dobrze się z tym maskuję. poniekąd bo odczuwam i on pośrednio tez skutki uboczne takich chorych myśli. od kilku miesięcy trwa proces mojego oddalania się psychicznego od niego. z początku był to spadek satysfakcji ze związku, przestałam tęsknić za nim, później przeszła mi ochota na obdarowywanie go prezentami a teraz zaczynam się wkurzać na niego za jakieś pierdoły. przeszliśmy kilka dni temu rozmowę poważną i po części zwierzyłam się mu, że jest źle ze mną. podałam kilka powodów. wiem, że bardzo go zabolało to co się dzieje. wiem, że jest gotów zrobić wszystko, aby było dobrze. nie ukrywam, że nawet chciałam mu przy najbliższej okazji zwierzyć się z tego najgorszego problemu. Ale wiecie co? nie chcę tego robić bo mam wrażenie, że - ok, podczas rozmowy wypadnie super extra i w ogóle będzie czuły i będzie mnie zapewniał, że nic z tych rzeczy nie ma miejsca, które siedzą w mojej głowie a po naszym spotkaniu szybko wyczyści sobie archiwum gadu, maili i kont w różnych portalach na wypadek gdybym za chwile nie chciała tam zajrzeć.
jestem racjonalistką i mam świadomość tego, że: on mnie kocha szczerze, głęboko i poważnie, że nigdy by mnie nie zranił, że boli go mój ból itd. ale z drugiej strony mam przeświadczenie, że on jest typowym facetem a typowy facet to taki, który lubi popodrywać laski, pozaczepiać je itd. wiecie o co chodzi.
nie wiem, co mam robić. mam takie cholerstwo w głowie które mnie zjada. mnie a za chwile pewnie ten związek, który o dziwo z zewnątrz super układa się od ponad 2 lat.
tak w wielkim skrócie napisałam z czym się poważnie zmagam. podejrzewam, że nie jest to jakiś wyobcowany problem. znam też wszystkie rozwiązania, jakie powinnam zastosować jesli chcę nie zepsuć wszystkiego. ale to jest jakby silniejsze ode mnie. ta intuicja, ta podejrzliwość, że on coś gdzieś tam na necie od czasu do czasu robi, czego nie chciałby mi pokazywać.
pomocy:)