Jestem "prawie" magistrem - skończyłem wszystko, prócz pracy magisterskiej. Przez długi czas nie mogłem znaleźć interesującego mnie tematu, w końcu wpadłem w coraz większy dołek i w efekcie nie wyrobiłem w terminie. Magistrem mogę zostać dopiero w następnym roku, optymistycznie zakładając że tym razem nic mnie nie zatrzyma.
W międzyczasie muszę się jakoś utrzymać, toteż zabrałem się za szukanie pracy. Niestety, w moim stanie psychicznym cholernie ciężko zrobić na kimkolwiek wrażenie ambitnego, entuzjastycznie nastawionego i pełnego energii człowieka. Ba, często zdarza mi się wycofywać jeszcze na etapie wysyłania aplikacji - eliminuję się sam z listy kandydatów przez swoje obawy, czy aby będę się nadawał.
Powoli do mnie dociera, że jeśli nie zmienię podejścia, to całe moje szukanie pracy na nic się nie zda. Bo kto zatrudni człowieka ogarniętego wątpliwościami i kompleksami, przychodzącego na rozmowę w pozie "przepraszam że żyję"?
A tymczasem oszczędności topnieją i już nie mogę liczyć że wyjdę z kryzysu, a "potem" znajdę pracę. I zastanawiam się, jak mogę sobie pomóc i poprawić swoje szanse tak na poczekaniu... myślałem o jakiejś dorywczej pracy typu McDonalds, tyle że tam też potrzebne jest coś, czego nie mogę w sobie znaleźć - entuzjazm i wiara w siebie. Bo inaczej wszędzie będę robił za popychadło, które wszystkich irytuje.
Hmm... nie wiem czy wyrzucenie tego z siebie coś mi pomoże, ale kto wie