Pewna kobieta przysporzyła mi wiele łez i kłotni w związku. Pod płaszczykiem przyjaźni zapraszała go do swego domu, buntowała ale i służyła wesołością i prowizoryczną pomocą dla mego mężczyzny. W tym samym czasie knuła, była złośliwa dla mnie, a na dodatek opowiadała swoim znajomym, że on jest z nią...
Parę dni temu mój ON przejrzał ponoć na oczy, stwierdził że jak dotąd miał "w nosie" jej starania o niego, tak teraz uważa, że niepotrzebnie ranił mnie ich zażyłością (niby to bez znaczenia, że mówił do niej kochanie czy tęsknię... według niego). Że nie jest tego warta...
Byłam szczęśliwa... ale potem zaczęły się wątpliwości, czy aby na pewno zrozumiał jej nieszczerą, zawistną postawę i naprawdę zechce ją odsunąć... W poczuciu radosnego oszołomienia opowiedziałam mu kilka historyjek o jej podchodach i złośliwościach wobec mnie - a które dotąd były tabu naszego związku.
Teraz on nalega na spotkanie we trójkę, abym mogła jeszcze raz powiedzieć o tych jej sprawkach i żeby TAMTA MOGŁA SIĘ DO TEGO USTOSUNKOWAĆ
Na dodatek chce, żebym udowodniła, że nie grzebałam mu w telefonie... bo niby skąd tyle wiem o ich relacjach. A to przecież wiedza z jej opowieści...
Tak, chcę wiele rzeczy wyjaśnić przy nim...
Ale czy on nie szuka aby kozła ofiarnego albo usprawiedliwienia????
POMOCY
Co mam o tym myśleć?