Hej
no i skonczylo sie. Dostalam mejla z podziekowaniami za wspolnie spedzony rok, z wyrazami smutku, ze nie spelnil mooich oczekiwan i nawet bez wielkiego obrzucania mnie pretensjami.
Glownie wkurzyl sie o to zdaje sie ze w ostatnim okresie naszej "separacji" tak rzadko do niego sie odzywalam (wszystkie rozmowy nieliczne jakie mielismy inicjowalam ja, ja zagadywalam od czasu do czasu co u niego, czy wszystko w porzadku w domu, ze zdrowiem, z rodzicami i tak dalej)
Wczesniej bylo tak kiedy o cos sie sprzeczalismy ze "pomilczelismy" sobie dwa trzy dni a potem zaczynalismy znowu normalnie rozmawiac, serdecznie, wylewnie i slodziutko i po dwoch trzech dniach on zapominal zdaje sie o co byla dyskusja. Ze skoro ja odpuscilam i znowu mowie milym tonem to znaczy ze chwilowo zapomnialam o dyplomie i innych naszych ustaleniach. Nie zapominalam ale chcialam byc cierpliwa. Jak stracilam cierpliwosc i postawilam sprawe na ostrzu noza- skonczylo sie.
Nie wiem czy zalowac czy cieszyc sie. Na razie to jednak najbardziej chyba jestem zdziwiona. Ze jednak sie poddal.
pozdrawiam
lili