pozwole sobie wywnetrzyc sie na tym forum, bo nie mam z kim pogawedzic... i potrzebuje jakiegos dobrego slowa, albo poprostu werbalnego kopa w d...
rzucilo mnie na obczyzne (wlasciwie sama sie rzucilam), bo chcialam sprobowac czegos nowego i sobie wreszcie pozyc... dusilam sie (fizycznie prawie) na studiach (zostalo nas piec osob na roku), ciagle ci sami ludzie, te same rzeczy... potrzebowalam przerwy. jestem tutaj od czterech miesiecy, mam smieszna prace (przynajmniej w miare dobrze platna), mieszkam z osoba ktora w wiekszosci przypadkow ciagnie mnie w dol (w sensie psychicznym), nie mam zbyt wielu znajomych... no i jest ogolne ble....
generalnie czuje, ze utknelam w martwym punkcie- nie potrafie znalezc innej pracy, nie mam po co wracac do polski, zaczelam sie brzydzic ludzmi (bardziej niz wczesniej), nie mam motywacji zeby robic cokolwiek... czasami nie chce mi sie wychodzic z domu...
emocjonalnie- pustka, czuje , ze niczego nie czuje. pragnienia, marzenia to zaczely byc dla mnie idee abstrakcyjne= wiem, ze je mam , ale tego nie czuje. dokladnie to samo jest z uczuciami- np. wiem , ze jestem zla, ale nie czuje zlosci. jest tak , jakbym na wszysko patrzyla zza szyby... wegetuje, a chcialabym zyc...
generalnie czuje sie zawieszona w prozni...
nie wiem, czy to depresja, czy cos innego...
nie wiem czy mozna z tego wyjsc, czy moze kiedys samo przejdzie?
dobrze jest moc sie wygadac/ wypisac...
pozdrawiam