---------- 14:50 01.10.2008 ----------
hej natka!
przytulam cię ciepło! tęsknisz, czy coś innego cię trapi? ale może już troszkę mniejszy ten twój dołek?:) pisz natko! ja jestem z tobą... a pewnie niedługo będę dokładnie w tej samej sytuacji...
U mnie - gorączka przygotowań do wesele (idziemy w sobotę). Postanowiłam powalić mojego rozwodnika na kolana, więc jak to podsumowała moja koleżanka: szykuję się jak panna młoda:) chcę mu pokazać z zaskoczenia moje kolejne oblicze - eleganckiej kobiety. widzisz, może to głupie, ale moim zdaniem On mnie bardzo docenia intelektualnie i emocjonalnie, ale zbyt mało wizualnie (niby jestem śliczna jego zdaniem, ale jakoś mnie to nie przekonuje). Chciałabym, żeby stwierdził, że to jak wyglądam codziennie jest kwestią luzu i wygody, a jak tylko mi się chce, to potrafię być elegancką kobietą. Moim zdaniem faceci tacy jak on biorą takie rzeczy pod uwagę przy wyborze partnerki życiowej. Kobieta poza wszystkimi przymiotami umysłu i duszy powinna czasami zapierać dech w piersiach wyglądem. A może samej sobie potrzbuję to udowodnić?
))
Póki co "mój rozwodnik" zachowuje się generalnie nieźle... sporo rozmawiamy, wspiera mnie emocjonalnie i w drobnych czynnościach dnia codziennego. Ostatnio prosiłam go o rade dot. rodzaju opału na zimę (ależ to romantyczne!) i finał był taki, że zapytałam, czy zaproponowana przez niego możliwość jest osiagalna. On na to "no oczywiście, przecież nie proponowałbym ci czegoś co jest nieosiągalne!". Ja: "No jak cię znam to możliwe". Natychmiast zrozumiał aluzję i powiedział, że "Czasami proponuję ci rzeczy w ograniczonej ilości, co jest normalne w przypadku wszelkich dóbr naturalnych":) Oj, lubimy takie dyskusyjki:)
Najważniejsze: wciąż jest więcej plusów niż minusów i wciąż coś się dzieje (ukłąd niestabilny ma moim zdaniem większe szanse na zmiany)
---------- 09:06 06.10.2008 ----------
Poweselny Raporcik:
Zaczeliśmy wesele w fatalnych nastrojach: ja wściekła na Niego (spóźnił się i przez pierwsze pół godziny pisał sms-y), a on wściekły na żonę (potem mi powiedział, że przez nią się spóźnił i do niej pisał)...
Wszyscy przy stole mieli super zabawę, bo docinaliśmy sobie równo. Jak nam trochę przeszło, to zaczęliśmy się bawić i wygłupiać (zyskałam przydomek Doda, więc uwierzcie mi - było gorąco!). On cały czas poświęcał mi i dbał o mnie. Niestety nie bardzo polubił się z moimi zajomymi (w sumie trodno powiedzieć dlaczego, ogólnie ten początkowy nastrój zepsuł nam trochę zabawę).
Imprezę zakończyliśmy standardową rozmową na temat "naszego związku", przy czym usłyszałam kilka miłych rzeczy, ale też kilka niemiłych np. nie bedziesz moją drugą żoną, bo ja więcej się nie ożenię (na trzeźwo go ochrzaniłam za taki tekst i jak się okazuje nawet go nie pamiętał). Jakoś chwilowo nie planuję być jego żoną, ale i tak dla mnie to zabrzmiało niemal jak policzek. Padło trochę porównań do żony (oczywiście wypadam lepiej, nawet pod wzgledem wyglądu! ale na trzeźwo też mu to wypomniałam i powiedzialam, żeby nie porównywał mnie z żoną, bo ja z nią nie rywalizuję.)
Dyskusję podsumowałam tak: dla mnie kochanie finał naszego związku jest jasny "na jakiś czas zawiesimy znajomość, potem może nam się uda być już tylko przyjaciółmi". On się na to nie zgadza. Nie może sobie wyobrazić, że miałby nie mieć ze mną kontaktu...
Najśmieszniejsze jest to, że zaczynamy powoli żyć razem... on zaczyna wstawiać naczynia prosto do zmywarki (a nie do zlewu jak wcześniej), goli się moją maszynka do golenia nóg (używaną), jak marudziłam, że nie mam kasy, to powiedział "nie martw się, ja jutro biorę pensję", mówi do mnie "baby" (pytałam dlaczego, ale nie odpowiada), ja robię pranie, on je rozwiesza, uprasował mi dziś koszulę do pracy (prasując swoją), rozpala w kominku, naprawia sprzęty domowe, wywozi śmieci, mówi "potrzebujesz nowej suszarki" (martw się, że nie dosuszam włosów)...