Przyjaciółka mojego faceta...

Problemy z partnerami.

Postprzez KATKA » 19 cze 2008, o 18:22

znów się powtórze pewnie....ale moj przykłąd jest idealny do podłozenia pod co co się dzieje u kotka......niestety...ja nie amm złudzen....szkoda tylko zeby cierpiała jak ja......bo swoje trzeba przejsć niestety.............
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Mały biały kotek » 17 sie 2008, o 10:09

No i melduję się znowu... Niestety nie wygrałam, chociaż wciąż to ze mną jest. Tylko dlaczego mówi do niej kochanie i skarbie i tęsknię... nie wiem co jeszcze???
Dlaczego jestem tak słaba psychicznie żeby odejść?
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez KATKA » 17 sie 2008, o 11:32

Nikt Ci chyba nie napisze nic więcej ponad to, ze jedynym wyjściem jest odejscie....i powinnas to zrobi jak najszybciej...facet Cię nie szanuje...czy kocha ciężko mi sie wypowiada....na pewno nie jesteś jedyna w jego sercu i nigdy nie będziesz pytanie jak długo będziesz ponad przyjaciółkę....i czy już nie jesteś na drugim miejscu.....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez natka7911 » 17 sie 2008, o 11:50

Witaj Kotku :cmok: ,
wiem jak sie czujesz, ale najlepsze w tej sytaucji to odejscie, wiem, latwo powiedziec, sama w obecnej chwili taka sytaucje przezywam, nie jest latwo , motam sie i motam...


mnie pomaga cytat Coelho: " Jesli cos kochasz,pusc to wolno. jesli wroci jest Twoje jesli nie- nigdy tego nie bylo"...

Trzymaj sie i nie daj sie.....
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez Mały biały kotek » 18 sie 2008, o 17:56

Dobrze powiedziane...
Może ja podświadomie boję się, że jak nie wróci, to znaczy że ponad dwa lata straciłam na mrzonkę
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez agik » 18 sie 2008, o 18:33

Nawet jeśłi straciłas dwa lata- to i tak zyskałaś kilkadziesiąt lat zycia... już bez mrzonki.
Ważne wydaje mi się, zeby nie tracić kolejnych, załując "inwestycji"... Bo takie tracenie czasu juz może byc zaprawione gorzką swiadomością- własnie straty czasu...

Pozdrawiam
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez azk » 22 wrz 2008, o 17:32

...
moich starych wątków już nie ma, a też byłoby co czytać
mój mąż nie przyznał się nigdy do "przyjaciółki" w innej roli, a odszedł do niej jak byłam w ciąży
jeśli się kogoś kocha to nie sprawia mu się bólu, jeśli ona jest ważniejsza niż Twój ból...
zresztą wszystko już na tym wątku zostało powiedziane
trzymaj się dzielnie,
ale z daleka...
i tak kiedyś zaświeci słońce :)
azk
 
Posty: 27
Dołączył(a): 13 lut 2008, o 00:21

Postprzez Mały biały kotek » 13 paź 2008, o 20:25

Kochane moje... jestem Wam winna opowieść o dalszych losach tej chorej relacji... o krzykach, obrażaniu się i moim cierpieniu, a jego potajejemnym i oficjalnym "poczuciem odpowiedzialności" za tamtą.
Dorosłam, żeby odejść - czekałam tylko na moment, aby nie opuścić go w chorobie (taaa, tylko kiedy ja chorowałam on z nią oglądał dvd... ale cóż, taka jestem).

Dużo mnie to kosztowało, nie wiem co jest silniejszym uczuciem - miłość czy przywiązanie? Ale zaczynałam już sobie wymyślać świat bez niego.
I wtedy to się stało!!!!!!!
Oznajmił, że wygonił ją ze swego życia, zrozumiał ile w swej naiwności i olewactwie sytuacji przesporzył mi cierpienia. I przeprasza. I obiecuje, że tamta to już tylko wspomnienie, że nie chce ryzykować utraty mnie.

I co Wy na to? Jakoś nie umiem już mu bezgranicznie wierzyć w to zapewnienie. Zobaczymy...
Co byście mi radziły?
Jak interpretujecie ten rozwój zdarzeń?
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez caterpillar » 13 paź 2008, o 22:31

:? jaaasne wyrzucił swoją dlugoletnia "przyjaciólkę"ze swojego zycia,skoro byla dla niego wazna i nie było ,zadnych podtekstow,czy ukrytych gierek to czemu nie ograniczyl kontaktow?(po co wyrzucać?)
zdradzić tez mozna psychicznie i to chyba gorsze do naprawienia jest...
Czytam Twoj wątek Kotku i tak mi sie wydaje,ze ten Twoj facet to stara se byc ok. wtedy gdy TY zbierasz sie do wyjscia z tego zwiazku...dziwne to dla mnie :roll:
mowia ,ze do 3 razy sztuka..ale czy wart jest tego?czy nie lepiej zamknac ten rozdzial a nie ciagle i wkółko rozdrpywac rankę...

jeszcze jedna mysl mi chodzi ..czy ta panienka tak chetnie odejdzie?
ja uwazam ,ze przyjaźn moze sobie istniec
sama mam przyjaciol facetow..jednak gdyby dziewczyna mojego kumpla wyjechala by ze slusznymi pretensjami o czas jaki spedzamy,to bym przystopowala Dla dobra mojego PRZYJACIELA...bo mnie to nic nie kosztuje a po co mam robić kwasy..no chya zebym stracila glowe dla przyjaciela heh jak twoja kolezanka...
takie to moje przemyslenia
nie daj sie tak łatwo Kotku!
Trzymaj sie!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez KATKA » 14 paź 2008, o 10:19

mi pierwsze na myśl przyszło...ze to ona go wysłała w diabły.....
nie wierez, ze nagle się przebudził...mój też sie budził...jak musiał.....na chwile...bo sytuacja tego wymagała...twoj pewnie czuł co się swici...ja nadal nie rozumiem tych chorych umysłow...ktore potrafia tak życ...facetów, który nie potrafią z cvzegoś zrezygnowac.....
Wiesz...ona musiała byc dla niego ważna...pokazał to nie raz.....obawiam się, ze to wszytsko chwilowe....a ty jeses na dobrej drodze...Jestem jak najbardziej za dawaniem szansy...ale myślę...ze lepiej to wszytsko zobaczysz jak będziesz daleko...lepiej kiedy on faktycznie cie straci...dopiero wtedy będziesz mogla zauwazyc jak to wyglada z boczku.....
Bo w tej sytuacji obawiam sie ze to albo sciema...i niedłuygo bedzie jak bylo...albo jeszcze gorzej...mieli jakas sprzeczke albo cos...i na te chwile ona go oddaliła od siebie......Oj ja pamietam jak moj zwalał wszytsko an mrzene...że jest zła...ze go oammiła :P a za chwile do niej pisał:)
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Mały biały kotek » 14 paź 2008, o 10:45

Tak, ja też się tego obawiam.
Powiedziałam mu, że uważam ten stan rzeczy za wynik jakiejś sprzeczki (ponoć przedstawiła go gronu swoich znajomych jako chłopaka - swoją drogą, po co lazł z nią na imprezę do JEJ znajomych)
Jest we mnie tak wiele złości i bólu, że i tak nie umiem udawać, że wszystko w porządku, choć czekałam tęsknie na dzień, kiedy będę SAMA na polu chwały... Jestem jak naczynie przepełnione goryczą i łzami, gdyby ocknął się choćby kilka miesięcy, kilka tygodni wcześniej...
On prawie płacze, prawie błaga.
A czy to skrucha, czy co innego? Może wylądowali razem w łóżku i nagle stwierdził, że to poszło za daleko? Nie umiem już przytulić i przebaczyć.
Powiedziałam, że żeby odzyskać to, co było kiedyś między nami - ta szczerość i wspaniałe porozumienie chyba musiałby wycierpieć beze mnie tyle dni, ile ja płakałam przez tamtą kobietę.
Boże, ileż ja poniosłam ofiar, straconych szans na prace, bo nie byłam w tym swoim bólu nic w stanie zrobić.... Ilu straconych znajomych, bo skakałam tylko wokół mojego mężczyzny...
A on chce to naprawić PRZEPRASZAM, JEJ JUŻ NIE MA ?????
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez mahika » 14 paź 2008, o 10:46

tez co pierwsze mi sie rzuciło nas mysl, ze to ona go pożednała i został biedaczek sam... tzn zostanie jak ty go w diabły poślesz...
Ale czasem nie mozna nie zaryzykoiwac raz jeszcze. pewnie go kochasz....
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez ewka » 14 paź 2008, o 11:35

Można kombinować na różne sposoby - że stało się coś tam, czy się nie stało... nie zmienia to jednak faktu, że przejrzał na oczy. I taki jest finał i on jest w tym wszystkim najistotniejszy. Problem teraz "TYLKO" taki, co Ty chcesz z tym zrobić, Kotku?
:kotek:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Mały biały kotek » 14 paź 2008, o 12:51

---------- 12:46 14.10.2008 ----------

Jestem strasznie zagubiona...
Zapadłam w jakiś dziwny stan bezruchu, nie wiem co dla mnie dobre i jak rozegrać tę sytuację.
Mogłabzym wygrać parę zmian na lepsze w naszych relacjach ale nie po jednym przepraszam, bo boję się, że odczuje że łatwo poszło i za chwilę znowu będzie coś nie takie jakbym chciała.
I czy to jeszcze czegoś warte?

---------- 12:51 ----------

A póki co nie umiem zapomnieć tamtych cierpień...
Już 7 miesięcy tu o tym rozpisuję, za długo by nie zaczęła kuleć moja delikatna dusza
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Postprzez KATKA » 14 paź 2008, o 13:58

czasem trzeba cierpiec pare miesięcy...zeby mogło byc lepiej....po swoich przezyciach wiem....moze inaczej...nie wierze, ze może byc dobrze iedzy wami...chyba za wiele się stało...Mimo to dobrze pamietam mój stan wtedy...tę bezradnosc...i przeogromny ból rozstania.....na szczęscie mam to z asobą...nie chciałabym tego czuc nigdy wiecej....dlatego potrafię zrozumiec co czujesz...pomyśl jednak, ze marnujesz kolejne dni...że za jakis czas mogłabys sie z tego smiac....wspominac bez łez...wyobraz sobie życie bez lęku...obaw.....takie, w którym mozesz ufac i czuc się bezpieczna...z nim mozesz już tego nigdy nie zaznac...tacy ludzie sie nie zmieniaja...jedyne co mogą dac....to słowa...puste słowa...które potem bolą jeszcze bardziej.....nie da się niesttey przejsc bezbolesnie wszytskich etapow rozstania...ale one mijają serio....już kiedys mówiłam...ze skoro ja dałam rade...to chyba każdy da....czasem nadal nie wierze, ze żyje jak teraz...ze mam swoje serce spowrotem...ze ono nadal potrafi kochac....że się usmiecham bez lęku...wierz mi strata jest jedna...on...ale korzysci jest poxniej o wiele więcej....
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 180 gości

cron