---------- 07:42 12.10.2008 ----------
12 października 2008,dziś miałam biec w maratonie poznańskim.... Miałam ...
. No właśnie, miałam, ale złapałam klasyczną infekcję wirusową i wylądowałam w domu na L-4, piszę posmarkując z cicha... Najpierw się załamałam i płakałam, potem myślałam że nafaszeruję się lekami przeciwgorączkowymi i pobiegnę mimo wszystko, potem poczytałam trochę na forach biegackich czym może się skończyć takie głupie podejście ,, najwyżej umrę , ale muszę biec." Na szczęście narzeczony swoim łagodnym ciepłym głosem wytłumaczył mi, że:
- w tym roku i tak zrobiłam bardzo dużo bo zaczęłam biegać, polubiłam bieganie, poznałam swój organizm, przebiegłam półmaraton,
- nie jest to bieg do którego przygotowywałam się latami i gdzie mam wygrać 1 000 000 $
- ogromny wysiłek przy osłabionym organiźmie może skończyć się zniesiem z trasy i tyle.
Otarłszy łzy pomyślałam, że ma rację. Od wiosny zacznę znowu bieganie, zimą aktywność zwykła ( joga, pilates i taniec brzucha z nowości
), a w przyszłym roku pobiegnę już nie tylko żeby dotrzeć żywo , ale jezscze po wynik ( max. 4:30 ).
A bieg w pólmaratonie wspominam sobie teraz z pzryjemnością..
---------- 07:47 ----------
Acha, no i dowiedziałam się już że przed planowanymi startami należy brać więcej kwasów Omega 3 i L-czegoś tam żeby uniknąć takich niespodzianek. A dla mnie to przeziebienie to prawdopodobnie wynik osłabienia wskutek biegania w deszczu ( taka była aura ) - jak się biegnie jest ok, ale potem powrót do domu z mokrych zimnych ciuchach... Muszę zainwestować w jakąś naprawdę nieprzemakalną lekką kurteczkę.
Tak czy siak - jestem z siebie dumna, bardzo dużo w tym roku zrobiłam.