Ja muszę się wyżalić... Nigdy w życiu nie pozwalałem sobie na smutek się, czy coś, zawsze mówiłem sobie: dobrze jest, nie trzeba psuć, i szło się do przodu, raz lepiej, raz gorzej. Ale teraz coś we mnie pękło.Nic kompletnie mnie nie cieszy, ludzie... czasami mam ich wszystkich dość, mieszkam na stancji z 5 osobami, w weekendy pracuje po nocy w barach, czasem do 3 w nocy. Pytanie po co, a po to, bo chce mieć wyższe wykształcenie w końcu, chcę mieć coś, poczucie że mam coś w głowie, zawód nauczyciela, czy gościa w poradni rodzinnej, jakoś do mnie jeszcze nie dociera, o boże haha. Jeszcze...chociaż dzieci lubię. Zrobiłem się zimny emocjonalnie, nawet o seksie nie myślę, po prostu zero fascynacji. Ciągle mam wrażenie "nietakości" swej osoby, może przez to, że jestem indywidualistą, nigdy tłumów nie lubiłem. W trajtku, jak ktoś na mnie "leży", nie mogę ruszyć nogą, ani ręką, mam ochotę ich wszystkich pozabijać, aż mnie telepie wewnątrz, czuję, że się duszę. Ja nawet nie mam czasu by siąść, coraz częściej sięgam po piwo, wino, a tu tyle pracy, że nie wiadomo, od czego zaczynać. Ze swoją kobietą, widuje się raz na dwa tygodnie, albo raz na tydzień, pisze do niej smsy, ale czasami mam ochotę, żeby jej nie bylo, męczy mnie to, jednak gdy wracam do siebie, czuję jej brak... PUSTKA I SAMOTNOŚĆ.
Mój entuzjazm zniknął, aby coś mieć, trzeba po prostu wyjść z siebie, zedrzeć skórę, by coś mieć, dla siebie, gdy nikogo nie obchodzisz, każdy sam sobie. Przepraszam, że zaśmiecam forum ale ja nie mam komu się wyżalić. Jestem przecież facetem, a nie pindzią, ale czasami człowiek naprawdę ma wszystkiego dość. Całej BRUDNEJ RZECZYWISTOŚCI. -Loli