cvbnm napisał(a):czy mozesz mi opowidziec co czujesz, co karmi to pragnienie odwetu i czy jestes to prawdziwy ty, czy czujac zlosc, gniew, chec odwetu czujesz sie prawdziwszy?
i jesli tak, to jak te prawde mozesz okreslic?
Chyba to jestem prawdziwy ja
Zawsze byłem gniewny, urazę trzymam w sercu jak słoń - do końca życia. Jakoś mi nie przechodzi. Z drugiej strony, nie lubię ranić innych, nie potrafię skrzywdzić i zapomnieć. Potrafię jeszcze dziś zadręczać się jakimś świństwem wyrządzonym komuś jeszcze w dzieciństwie. Nawet rozmawiałem ostatnio z osobą, której 15 lat temu zrobiłem dużą przykrość, i okazało się, że ona tego nawet nie pamięta. A we mnie to nadal siedzi... Jak to ze w czwartej klasie zapomniałem przygotować prezentu gwiazdkowego dla wyznaczonej mi osoby. To nic że dałem jej to co sam dostałem - nadal jak o tym pomyślę to mi wstyd... Coś chyba nie teges z moją głową. Pamietam takie gówna o których powinienem dawno zapomnieć. Pamietam krzywdy na zawsze, niezależnie czy to ja je wyrządziłem czy wyrządzono je mnie...
Więc tak - to prawdziwy ja. Zazdrośnik latami zły o to że moja kobieta miała jakiegoś faceta zanim mnie w ogóle poznała, pamiętliwy kutas, który ma specjalną część mózgu wydzieloną dla gówniarzy, którzy mnie przezywali w przedszkolu (i dla tego zasrańca, który zepsuł mojego resoraka na koloni w Mochach).
Tylko że ja już nie podobam się sobie taki. Widzę że nienawiść zżera mnie od środka, psuje całe dobro które mnie spotyka... Nie wiem co by mi pomogło to zwalczyć, hipnoza czy może lobotomia.
cvbnm napisał(a):rozmyslam o tym.
tak sobie pomyslalam, ze w sumie gniew jest chyba potrzebny w ogranizmie po to aby sie odbudowac po jakims ciosie.
jest to tez jakas taka reakcja obronna, w sumie zaden wybor, a wrecz koniecznosc, ktora mozna stlumic lub moze jakos ukierunkowac, aby szla w strone "sprawiedliwa".
nie "slepy" gniew, ale gniew sprawiedliwy...
te wymysly sa moja subiektywna refleksja, takim urozmaiceniem dnia.
Ja też tak sobie o tym myślę... Dziś śniła mi się inna osoba, która również mnie w tym wszystkim skrzywdziła. Nie znacie mojej historii i przebiegu wypadków, więc pewnie was dziwi ten kolejny obiekt nienawiści, ale tak niestety wyszło, że teraz ma we mnie wroga w sumie pięć osób, z czego najmniej żalu mam jednak do ex (która jako jedyna miała obiektywnie rzecz biorąc jakiś powód)... Obudziłem się wściekły, znowu żądny zemsty. Czuję że ten gniew toczy mnie od środka jak robak. Zatruwa mi życie, i mąci szczęście, bo w sumie powinienem być szczęśliwy... Skonsumowałem pierwszą z dwu <20.
Więc powinienem być super-szczęśliwy. Owszem rano świat miał trochę więcej kolorów, czułem się lekki i taki zajebisty...
Więc czemu znowu wbił mnie w glebę jeden pieprzony sen? Czy ja się od tego nigdy nie uwolnię?
Z moją <20 było całkiem przyjemnie. Nie spieszyłem się, bawiłem się nią, smakowałem tę chwile... Była taka słodko-kwaśna... Niby fajnie, ale coś nie do końca tak... może poszło to to dla mnie trochę za szybko?
Może to cholerne wygaszanie uczuć zepsuło mi zabawę, a może to było wygaszone światło... Coś nie do końca mi pasiło...
agik napisał(a):Forsaken
Na samym początku pytasz: "czy cielesnośc jest ważna?" i z całego tekstu wynika, ze dla Ciebie jest ważna. ( Może pytanie powinno brzmieć: czy atrakcyjność fizyczna jest ważna... no, ale nie czepiam się, bo w sumie te sprawy są powiązane)
Potem, ze żona Cię nie podnieca.
No, ale dłuższy czas trwacie...
Żona odchodzi i zaczyna olsniewać
Dysnonas nr 1- no jak to? To ja powinienem odejść- bo cielesnosć jest ważna przeciez, a ona mnie nie podniecała...
Racja, po części... Dysonans, taki jak go przedstawiłaś miał miejsce, ale z drugiej strony wiem, że próbowałem odejść, jednak zawsze łamałem się na widok jej łez. Nie potrafiłem skrzywdzić jej, zostawiając ją na lodzie.
Więc większy dysonans lub raczej rozgoryczenie, spowodował fakt, że gdy ja prosiłem o jedną jedyną szanse, zostałem kopnięty w dupę. A ja dałem jej tych szans lekko licząc z dwadzieścia. Będąc całkiem szczery ze sobą, przyznaję, że moje dawanie szansy wynikało nie tylko z niemożności skrzywdzenia drugiej osoby (przynajmniej nie bezpośrednio, bo pokazanie że ma się ją w dupie chociaż się nadal przy niej trwa na pewno bardzo krzywdzi), ale w dużej mierze z mojej słabości i lęku przed zmianą - zostaniem samym.
agik napisał(a):Była już żona ma romans z dużo mniej ( w Twoim odczuciu) atrakcyjnym gościem, a Tobie nie chce dać.
To jest ważna ta atrakcyjność, czy nie- dysonans nr 2?
Dysonans... O tak - z tym nie mogę sobie poradzić do teraz... Chociaż, zrozumiałem, że nawet największy lump może zdobyć modelke, gdy zastosuje kilka technik manipulacyjnych... Ludzki umysł to skomplikowana maszyna, ale jednak tylko maszyna.
agik napisał(a):I właściwie w tym miejscu pada prawie zawsze pytanie- co on ma takiego czego nie mam ja... na to pytanie nie chciałes odpowiedzieć ( przynajmniej tutaj) pisałes o zamknięciu w złotej klatce, o totalnym odbieraniu jej poczucia własnej wartości.
Wiem co miał czego ja nie miałem. Był beznadziejny, obleśny, kiepski w łóżku (nie sprostał mi nawet mimo mojego zerowego starania - jednak wielkość się liczy, he he). Był za to bezkonfliktowy, pogodzony ze sobą, spokojny. A spokoju i stabilności brakowało jej najbardziej po związku ze mną. Wiem napisałem, że jego jedyną zaletą był brak mojej wady... Skłamałem... Świadomie, żeby poprawić sobie humor, ale chyba na to się nikt nie nabrał, ja na pewno nie. Pizduś miał swoje zalety... Był też dowcipny i inteligenty. Nie tak jak ja, bo takich ze świecą szukać, ale byl... znaczy jest... No i miał ten kojący spokój, którego ja nie miałem, nie mam, i być może mieć nigdy nie będę.
agik napisał(a):Moze tego Ci trzeba? Przyznać z pokorą, ze spieprzyłeś, że sprowadziłeś żonę do roli dziury, a ona dłużej nie chciała już być w takim "układzie"?
Mnie się wydaje, ze odejść ze złotej klatki, szczególnie po wielu latach, jest strasznie ciężko- a ona jednak to zrobiła. Co więcej- po odejściu rozkwitła.
Nie rozkwitła przy nim... Przy nim upadła na samo dno. Zrobiła sie gruba brzydka, niezdolna do jakiegokolwiek działania, zadbania o swoj własny los. Ale fakt, nie rozwkwitła i przy mnie. Dopiero jak odeszła. Ale to naturalny objaw - ja tez rozkwitłem. Większość singli zaczyna rozkwitać, to ewolucja nauczyła nas dbać o siebie jak nie mamy partnera. Nawet słowik śpiwa tylko tak długo dopóki nie znajdzie partnerki (potem czasami tez śpiewa, ale zmienia melodie, i robi to daleeeko od gniazda).
agik napisał(a):A Ty zamiast przyznać, ze ... ( nie wiem co dokładnie- nie dorosłeś do małzeństwa? byłeś tyranem w białych rękawiczkach? dokopaeś jej tak, ze normalnie uciekła?) snujesz jakieś spiskowe teorie= rozładowujesz dysonans poznawczy.
A moze da się prościej?
Myslisz, ja tak naprawde byłem ofiarą w małżeństwie. Nie przedstawiłem skrzywionej psychiki mojej żony, tak jak i ciemnej strony mojej własnej. Ale zapewniam cię - to ja byłem ofiarą, w dodatku znoszącą złota jajka.
A co do teori spiskowych... To pewnie tak jest - staram sie uracjonalnić to czego nie mogę zrozumiec - rozładować dysonans, z ktorym sobie nie radze.
agik napisał(a):Usłyszałam w telewizorze ostatnio takie zdanko i mi się skojarzyło z Tobą- "panowie doceńcie swoje żony, bo inaczej doceni je ktoś inny"
Moze właśnie o taki banał chodzi?
To bardzo prawdziwe... Teraz już o tym wiem.
agik napisał(a):Napisałes powyżej, ze masz poczucie krzywdy i poczucie ukarania niewspółmiernego do winy...
Dlaczego? Przeciez juz WSZYSTKO SIE SKOŃCZYŁO... Nie ma małżeństwa, nie ma "TWOJEJ" kobiety... skończyła się umowa, skończył sie kontrakt...
Ty nie musisz już obmacywać wałeczków, ona też już nie musi... nic...
Skad taka potrzeba zemsty?
Ludzie nie są rzeczami- Twoimi lub czyimistam... ani ona , ani on.
Co Ci da zemsta? Jaką krzywdę wyrówna?
No i......... co potem?
Zemscisz się i co?
Moze miałoby to jakis maleńki "sensik" gdybyś już teraz zaczynał budować coś na potem- a co budujesz? strategię bzykania? na jeden wieczór, na godzinę?
No, masz branie- zadna Ci się nie oprze- i co z tego?
Będziesz od tego szcześliwszy? spokojniejszy? przekonany o własnej wartości?
Nie wyrównasz tak dysonansu, bo juz z samego poczatku xle postawiłeś pytanie.
Na razie tyle.
A odpowiedź na pytanie, które postawiłeś tutaj( czy cielesność jest ważna?)
moim zdaniem brzmi- dla jednych jest ważna, dla innych nie jest. A czesem nawet dla tych, dla których na początku cielsnośc jest ważna- potem stają się ważniejsze inne rzeczy. Te "inne rzeczy" są fajniejsze, bo nie jeżdża na pstrym koniu...
I tak na samym końcu- z tego, co tak łatwo piszesz, z taka przyjemną lekkością, tak zgrabnie, coraz bardziej wyłania mi się obraz bardzo cierpiącego człowieka, wpuszczonego w chaos, rozpaczliwe próbujacego złapać jedną nitkę. Jesli czujesz się zaatakowany- to przepraszam. Nie mam takiego celu. Nie musisz odpowiadać mnie na pytania- sobie odpowiedz.
Myśle nad tym... Cały czas próbuje odpowiedzieć sobie na te pytania i czuje że może na łożu śmiercie w końcu mnie oświeci, a może i nie...
agik napisał(a):I jeszcze jedno- ja bym nie pozwoliła, żeby moje cierpienie stało się przedmitem kpin w necie, tylko dlatego, że sprawiam wrazenie osoby, która potrafi się obronić.
No cóż, może nie kpin spodziewałem się na forum psychologicznym... Może jednak pomocy kogoś mądrzejszego, ukierunkowania sposobu myślenia na lepsze tory... Powinienem się jednak spodziewać, że nie spotkam tu psychologów którzy za swoje porady biorą pieniądze i nie są skłonni pomagać za friko. Gdybym wczytał się w toczące się tu dyskusje, pewnie zobaczyłbym stado frustratów, borykających się z własnymi problemami, z potrzebą budowania swojego poczucia wartości przez udowadnianie innym, że mają od nich zdrowsze podejście do rzeczywistości.
Starających się błysnąć inteligencją, popisać elokwencją, gdy tak naprawdę boją się spotkać kogoś przewyższającego ich intelektualnie. Kogoś kto próbuje myśleć samodzielnie, dochodzić prawdy o ludzkiej naturze. Kto może im wytknąć ich małostkowość i zdzierżyć wymierzone w niego osobiste ataki.
Cieszę się jednak, że spotkałem też ludzi którzy, jak ja, wiedzą że tak na prawdę to nic nie wiedzą, którzy są otwarci na dyskusję na trudne tematy. Jestem wdzięczny za dyskurs z tymi co nie koniecznie pragną udowodnić swoją rację, za to są skłonni do zadumy nad racją oponenta.
Sanna:
Nie przepraszaj, ja sam schodzę tak często z tematu, że jestem wdzięczny, gdy ktoś pokaże mi, że nie jestem w tym jedyny
Pozdrawiam,
Forsaken