Sanno, Abss (jak ja uwielbiam biale koty, jestes podobna z avatarka do mojej bialej kotki Balbiny), moje mysli i wnioski nie roznia sie od Waszych.
Musze odejśc, wiem to , myślę ,ze cale szczęscie ,ze on jest tam. Będzie latwiej.
Zastanowilam sie tez nad zasadniczą sprawą w tym naszym niby zwiazku. On mnie najzwyczajniej w swiecie ,po prostu nie kocha. I tu jest pies pogrzebany. Ja to czuję w kościach , jak śpiewa Gawliński, od dawna, stad te ciagle moje pretensje. Czemu on jest ciagle ze mna ,jak uwaza? nie wiem, moze tez sie boi ,ze nie znajdzie lepszej (w jego systemie wartości ).
A ja sie go czepiam ,bo pewnie tez sie tego boje podswiadomie. I nic więcej mnie z nim nie lączy, tylko lęk przed samotnościa.
Niby mi dobrze samej, ale jednak chcialabym bardzo byc z kims.
Chyba jednak ,patrzac na to z drugiej strony, juz naprawdę lepiej samej. Bo co mi dal zwiazek z nim? Nic, a nawet gorzej, sami wiecie.
Pomalu dojrzeje do ostrego ciecia. On sie teraz odsuwa ode mnie, nie cierpi takich sytuacji, to go przerasta. Ja mam byc mila, gadac o dupie maryni i cieszyc sie ,ze jest ze mna, jak to mi niedawno powiedzial - o co Ci chodzi, przeciez Cię nie zostawiam.
Na szczęscie teraz umiem cieszyc sie z kazdego dnia, pracuję, robię fajne rzeczy, nie popadam w depresje, choc czasem ogarnia mnie maly smuteczek - czemu znowu zle zainwestowalam ?
Ale ogolnie ,jest dobrze