Witam,
długo czytałam forum, aż odważyłam się do Was napisać, bo już nie radzę sobie sama z moim problemem.
Od 3 lat jestem w związku z młodszym o 4 lata mężczyzną. Początkowo wszystko było cudownie z jego strony (zabiegał o mnie, przekonywał o swoim uczuciu itd.). Ja początkowo miałam ogromne opory, żeby zatracić się w tym związku. Byłam po rozwodzie, rozczarowana przelotnym związkiem, który dopiero co się zakończył (bardzo boleśnie), ogólnie byłam strasznie depresyjna i nie wierzyłam, że coś dobrego jeszcze może mnie spotkać.
Nasze początki z tego powodu były trudne, On kochał i walczył - ja się broniłam przed uczuciem. Mówił, że nieraz cierpiał, choć ja do końca nie zdawałam sobie sprawy, że robię mu pewnymi słowami, gestami krzywdę (nigdy mi wprost nie powiedział, że coś go bolało). On jest niestety DDA, ma tez ogromne problemy ze sobą (do których absolutnie się nie przyznaje, a każda próba uświadomienia mu, że potrzebuje wsparcia, pomocy - kończyła się z jego strony trzaskaniem drzwiami i zaostawianiem mnie samej).
Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Kiedy ja w końcu przekonałam się do naszego związku i chciałam wszystko uregulować, doprowadzić do normalności (myślę tu o wspólnym mieszkaniu, umocnieniu związku) - On nagle się odwrócił.
Trwa to już ponad pół roku, czuję, że uczucie w nim całkowicie wygasło, choć on ciągle mówi, że mnie kocha etc., ale nie jest w stanie być taki jak kiedyś i że nie jest w stanie być takim jakim ja chciałabym go widzieć. Kiedy wspominam o wspólnym mieszkaniu - mówi, że to wykluczone, nie chce ze mną dziecka, unika kontaktów fizycznych. Kiedy chcę odejść twierdzi, że mnie kocha i chce być ze mną i prosi, żebym została.
Oszukuje mnie, wychodzi ode mnie i wiem, że pierwsze co robi łapie za telefon, gdzieś dzwoni.. Wczoraj widziałam, że kiedy ode mnie wyszedł (wstydzę się, że zniżam się do takiego poziomu, ale obserwowałam go) chciał gdzies pojechać, choć twierdził, że idzie prosto do domu. Dwa razy objeżdżał rondo (które na moje nieszczęście widzę doskonale z domu), zatrzymywał się na chwilę, aż w końcu zrezygnował i wrócił do swojego garażu.
Czuję, że wszystko jest źle, więc dlaczego on mnie maltretuje psychicznie i nadal chce ze mną być? Dlaczego kłamie, że mnie kocha, a ja widzę i czuję, że jest inaczej. Niszczy mnie każdego dnia, a ja głupia nie mam siły oderwać się z tego układu, bo tak bardzo boję się znów zostać sama .
Proszę napiszcie mi coś, co być może mnie otrzeźwi, albo da strasznego bolesnego kopa, bo inaczej doprowadzę się na skraj załamania nerwowego (choć nie wiem czy już się do tego nie doprowadziłam...).