mężczyzna po rozwodzie

Problemy z partnerami.

Postprzez Sanna » 1 paź 2008, o 14:49

Natka, pewnie już to pisałam, ale napiszę jeszcze raz, że na trudne dni polecam książkę ,, Nie zależy mu na Tobie" - pośmiejesz się solidnie, choć momentami może być to gorzki śmiech.

Poniżej zajawka:

Kobiety, wykazujące niemałą inteligencję w innych sferach życia, nie zawsze potrafią właściwie ocenić zaangażowanie mężczyzny. Łudzą się, że dając partnerowi więcej swobody i starając się zaakceptować jego postępowanie, sprawią, że zwiąże się z nimi na stałe. Spotykają się przy kawie i prowadzą długie rozmowy, analizując niejasne zachowania mężczyzn. Jednak mimo ich najlepszych intencji to strata czasu.

Mężczyzna nie jest skomplikowany, choć chce, by za takiego go uważano. Nie ma mowy o żadnych sprzecznych sygnałach. Może po prostu nie zależy mu na tobie?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez nana » 6 paź 2008, o 09:06

---------- 14:50 01.10.2008 ----------

hej natka!

przytulam cię ciepło! tęsknisz, czy coś innego cię trapi? ale może już troszkę mniejszy ten twój dołek?:) pisz natko! ja jestem z tobą... a pewnie niedługo będę dokładnie w tej samej sytuacji...

U mnie - gorączka przygotowań do wesele (idziemy w sobotę). Postanowiłam powalić mojego rozwodnika na kolana, więc jak to podsumowała moja koleżanka: szykuję się jak panna młoda:) chcę mu pokazać z zaskoczenia moje kolejne oblicze - eleganckiej kobiety. widzisz, może to głupie, ale moim zdaniem On mnie bardzo docenia intelektualnie i emocjonalnie, ale zbyt mało wizualnie (niby jestem śliczna jego zdaniem, ale jakoś mnie to nie przekonuje). Chciałabym, żeby stwierdził, że to jak wyglądam codziennie jest kwestią luzu i wygody, a jak tylko mi się chce, to potrafię być elegancką kobietą. Moim zdaniem faceci tacy jak on biorą takie rzeczy pod uwagę przy wyborze partnerki życiowej. Kobieta poza wszystkimi przymiotami umysłu i duszy powinna czasami zapierać dech w piersiach wyglądem. A może samej sobie potrzbuję to udowodnić? :)))

Póki co "mój rozwodnik" zachowuje się generalnie nieźle... sporo rozmawiamy, wspiera mnie emocjonalnie i w drobnych czynnościach dnia codziennego. Ostatnio prosiłam go o rade dot. rodzaju opału na zimę (ależ to romantyczne!) i finał był taki, że zapytałam, czy zaproponowana przez niego możliwość jest osiagalna. On na to "no oczywiście, przecież nie proponowałbym ci czegoś co jest nieosiągalne!". Ja: "No jak cię znam to możliwe". Natychmiast zrozumiał aluzję i powiedział, że "Czasami proponuję ci rzeczy w ograniczonej ilości, co jest normalne w przypadku wszelkich dóbr naturalnych":) Oj, lubimy takie dyskusyjki:)

Najważniejsze: wciąż jest więcej plusów niż minusów i wciąż coś się dzieje (ukłąd niestabilny ma moim zdaniem większe szanse na zmiany)

---------- 09:06 06.10.2008 ----------

Poweselny Raporcik:

Zaczeliśmy wesele w fatalnych nastrojach: ja wściekła na Niego (spóźnił się i przez pierwsze pół godziny pisał sms-y), a on wściekły na żonę (potem mi powiedział, że przez nią się spóźnił i do niej pisał)...
Wszyscy przy stole mieli super zabawę, bo docinaliśmy sobie równo. Jak nam trochę przeszło, to zaczęliśmy się bawić i wygłupiać (zyskałam przydomek Doda, więc uwierzcie mi - było gorąco!). On cały czas poświęcał mi i dbał o mnie. Niestety nie bardzo polubił się z moimi zajomymi (w sumie trodno powiedzieć dlaczego, ogólnie ten początkowy nastrój zepsuł nam trochę zabawę).
Imprezę zakończyliśmy standardową rozmową na temat "naszego związku", przy czym usłyszałam kilka miłych rzeczy, ale też kilka niemiłych np. nie bedziesz moją drugą żoną, bo ja więcej się nie ożenię (na trzeźwo go ochrzaniłam za taki tekst i jak się okazuje nawet go nie pamiętał). Jakoś chwilowo nie planuję być jego żoną, ale i tak dla mnie to zabrzmiało niemal jak policzek. Padło trochę porównań do żony (oczywiście wypadam lepiej, nawet pod wzgledem wyglądu! ale na trzeźwo też mu to wypomniałam i powiedzialam, żeby nie porównywał mnie z żoną, bo ja z nią nie rywalizuję.)
Dyskusję podsumowałam tak: dla mnie kochanie finał naszego związku jest jasny "na jakiś czas zawiesimy znajomość, potem może nam się uda być już tylko przyjaciółmi". On się na to nie zgadza. Nie może sobie wyobrazić, że miałby nie mieć ze mną kontaktu...
Najśmieszniejsze jest to, że zaczynamy powoli żyć razem... on zaczyna wstawiać naczynia prosto do zmywarki (a nie do zlewu jak wcześniej), goli się moją maszynka do golenia nóg (używaną), jak marudziłam, że nie mam kasy, to powiedział "nie martw się, ja jutro biorę pensję", mówi do mnie "baby" (pytałam dlaczego, ale nie odpowiada), ja robię pranie, on je rozwiesza, uprasował mi dziś koszulę do pracy (prasując swoją), rozpala w kominku, naprawia sprzęty domowe, wywozi śmieci, mówi "potrzebujesz nowej suszarki" (martw się, że nie dosuszam włosów)...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez wielorybica » 6 paź 2008, o 09:55

Prawie sielanka, ale żeby nie być złośliwcem powiem tylko, że cieszę się , że impreza się udała, a co do bycia żoną...może powiedział to w takim kotekście...żoną nie będziesz, ale nie znaczy to, że partnerką nie możesz być...po prostu stworzycie nowoczesny związek i będziecie kohabitować póki śmierć was nie rozłączy ;)
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez nana » 7 paź 2008, o 08:43

---------- 12:53 06.10.2008 ----------

ja to inaczej odebrałam... generalnie ja nie potrzbuje papierka, żeby być z nim szczęśliwą... ale moim zdaniem to nie o to chodziło...

...i znów wielkie czekanie...

---------- 08:43 07.10.2008 ----------

i jeszcze przebłysk... bajka o misiu i zającu (opowiedziana mi wczoraj przez Niego):
Zajączkowi zepsuło się żelazko i postanowił pożyczyć je od Misia, który mieszkał 2 piętra wyżej. Idzie do misia i na pierwszym piętrze myśli: oj, chyba misio nie pożyczy mi żelazka, bo się ostatnio z nim podarłem, no ale z drugiej strony jest moim przyjacielem, wiec spróbuję. Na półpiętrze zajączek pomyślał: chyba jednak misio nie pożyczy, bo nie odzywa się do mnie od 3 dni, ale może jednak mu już przeszło? Stojąc pod drzwiami misia zajączek myśli: Na 100% misio mi nie pożyczy żelazka! Ale co mi tam, przyjaźnimy się tyle lat, może pożyczy? Puka do drzwi, misio otwiera, a zajączek mówi "Wiesz co Misiu, możesz sobie to żelazko w d... wsadzić!"

To tak apropo's "Nie zostaniesz moją żoną" było... dało światełko... ale potem nastapiła ciemność...

P.S. czy ja powinnam założyć nowy temat, bo czuję, że opanowałam ten? a sporo jeszcze mam do powiedzenia... :(
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 8 paź 2008, o 08:29

nana napisał(a):To tak apropo's "Nie zostaniesz moją żoną" było... dało światełko... ale potem nastapiła ciemność...

I co tam Nanuś? Ciągle ciemno?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 8 paź 2008, o 10:48

dziś mamy "poważną rozmowę"...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 8 paź 2008, o 11:06

:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 8 paź 2008, o 17:04

---------- 12:48 08.10.2008 ----------

tylko, ze ja kompletnie nie wiem co mam mu powiedziec...
tzn. wiem, ze nie chce byc zona i nie chce byc do niej porownywana...

...nie mam pewnosci co do niego czuje. Serio! nie wiem czy sie w koncu zakochalam czy nie.

...chce z nim byc, ale moim najodleglejszym planem jest zwiazek partnerki. nie wyobrazam sobie natomiast wspolnego mieszkania czy tez malzenstwa.

...mam wrazenie, ze przede wszystkim roznia sie nasze definicje zwiazku. moim zdaniem zwiazek to przyjazn, szacunek, zaufanie, partnerstwo i pociąg sexualny. Dla niego to chyba małżeństwo, kajdany i kłopoty. chyba od definicji wyjde w dyskusji... bo mi wlasnie dlatego "uklad" wydawal sie byc "zwiazkiem"...

---------- 17:04 ----------

ufff... juz po... w pewnym sensie oczywiscie, bo w sumie niewiele ustalilismy:)

ale od poczatku. bylo ciemno, bo ja sie troche zbuntowalam i wylozylam Mu teorie błednych sygnałów tj. wyrazilam sie jasno o rozbierznosci jego słów (nie angażujmy się, nie chcę związku) od czynów (w sumie wkroczył w rolę mojego faceta ze wszystkimi konsekwencjami). i tu popełniłam błąd, bo zasugerowałam, żeby tez czynami zaczął mnie zniechęcać, co on skrupulatnie zaczął czynić, tj. zaczął zachowywać się bardzo ozięble i zlewczo.

zarządałam dokończenia tematu (bo w sumie powyższa akcja, to był mój monolog wygłoszony przez telefon + jego reakcja)

obylismy bardzo szczera rozmowę, w której wyłożyłam mu moja teorie zwiazku (mam wrażenie, że serio w różnicy naszych teorii tkwił problem) on okazalo się, ze nie potrafi zdefiniować czym jest dla niego zwiazek (no to raczej nie ma dziwne, ze nie chce wchodzic w cos, co jest dla niego nieokreslone). W sumie ustaliliśmy kilka faktów:
1) ja sie nie zakochalam (taka jest samoocena moja)
2) on mi w tym jedynym wzgledzie nie wierzy i dlatego chce zrezygnowac z ukladu
3) ja uwazam, ze nie ma sensu rezygnowac z czegos, co w sumie obydwojgu nam odpowiada, a na dodatek przynosi rozwoj emocjonalny i korzysci w postaci wsparcia (kazdego rodzaju)
4) ja uwazam, ze pownien miec do mnie wieksze zaufanie w pukcie 2, ale tez w tym, ze nie mam wobec niego "impreratorskich" zapedow i nie chce zakuc go w kajdany zwiazku
5) nie gramy, nie kombinujemy i odnosimy sie do siebie z dotychczasowym szacunkiem i nie stosujemy porównań do ex !!!!!!!!
6) kazde z nas w kazdym momencie moze powiedziec stop (moim zdaniem tego przede wszystkim on potrzebowal)

Nie udalo sie ustalic kwestii wyłączności.
Oj, w sumie to nadal niewiele jesteśmy dalej.. ale mi jest lepiej, bo prestalam dusic w sobie slowa. atmosfera sie zdecydowanie oczyscila. no i to jest jakis plus.

P.S. mi wyszło, że on nie czuje się mnie godzien. serio.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 8 paź 2008, o 17:57

...nie mam pewnosci co do niego czuje. Serio! nie wiem czy sie w koncu zakochalam czy nie.

1) ja sie nie zakochalam (taka jest samoocena moja)

Oj Nanuś, chyba się zakręciłaś trochę (czytaj - chyba się trochę oszukujesz). Jak Cię tak czytam na przestrzeni ostatnich czasów, to jakbym dwie Nanusie widziała:

jedna - dążąca równym krokiem w imię układu z maseczką wfm-ki
druga - też dążąca, ale jakoś wbrew sobie, bo w środku tak naprawdę chce czego innego, ale uparcie będzie twierdziła, że wersja pierwsza jest jak najbardziej ok... jest pełna oczekiwania "na coś", choć nie przyzna się przed sobą, przed nim, przed światem (my)... ale gdyby ukląkł, powiedział 'kocham', to od razu wymięka :serce2:

Ta druga wydaje mi się bardziej szczera wobec swego głębokiego ja.

:kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez wielorybica » 9 paź 2008, o 01:09

Człowiek ledwo się z domu ruszy a tu wątek się rozwija w szalonym tempie...

Ja podobnie jak ewa wyczuwam tu troche sprzeczności, ale pozwól, że odniosę sie do nich jak będę w lepszej kondycji intelektualnej ;)

A tymczasem, jak nano myślisz, gdbyś postawiła wszystko na jedną kartę i skończyła tę znajomość (a propos twojego punktu numer 2 to piszę) to on wytrwał by w niewidzeniu się z Tobą? Czy zmięknie mu rura i się odkryje?

Takie oto mądre i przenikliwe pytanie Ci tu zostawiam, bom trochę wympompowana...

Ściskacze dziewczęta, pierś do przodu i znikam pod kołdrą...
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez nana » 10 paź 2008, o 13:53

---------- 13:47 09.10.2008 ----------

o ile dobrze zrozumialam twoje pytanie wielorybico, to odpowiedź brzmi: jesli ja powiem, że się zakochałam, to on nie pozwoli mi zniknąć, ale się nie odkryje. Będzie chciał kontynuować znajomość jako zwyczajny przyjaciel. W sumie, to nie wiem, czy potajemnie teraz nie przyjął takiej opcji. Kłopot w tym, że ja pewnie bym mu dawała ciche przyzwolenie na widzenia:)

wiesz ewa, ale co to zmieni jak ja sobie uswiadomie i swiatu sie przyznam do zakochania? Moim zdaniem, to:
1) będę czuła się nieszczęśliwa z powodu nieodwzajemnionego uczucia
2) zostanę odsunięta od łoża
3) nie sprawi to, że on się też zakocha
To po jaką cholerę mam grzebać w swojej świadomości w poszukowaniu tego zakochania? jest mi to tak potrzebne jak dziura w moście.

W wyniku poniedzialkowo-wtorkowej akcji on mi powiedzial, ze nie wierzy, że się nie zakochałam (tzn. uważa, że się zakochałam), a zakochany cżłowiek robi wszystko, żeby być z ukochaną osobą, nawet kłamie w sprawie swoich uczuć etc. Jedyne, co mogę powiedzieć na ten temat, to tyle, że nie raz już odchodziłam od mężczyzny, którego kochałam jak mi wyciął jakiś niewybaczalny numer. Mam siłę i odejdę jak zacznie mi być źle niezależnie od tego czy go lubie czy kocham! <tupię nogą>

Póki co... po poniedziałkowej akcji zniknął z moich komórek jego numer. to taka symboliczna kara. oczywiscie korzystam z archiwum jak dzwonie, ale w ksiazce adresowej go nie ma.

---------- 13:53 10.10.2008 ----------

cały ON... przemyślał sprawę... i zdecydowanie pojawila sie rysa na masce. musialabym chyba ksiazke napisac na ten temat, a przynajmniej jeden rodzial, wiec nie wnikajac w szczegoly, powiem tak: mam 100% pewnosci, ze on sie zaangażował. Wreszcie to pokazał i powiedział o tym, chociaz oczywiscie jeszcze nie "głosno i wyraźnie". Światełko jednak dla nas jest. Ale sporo wody upłynie nim ... no wlasnie co?

Moim zdaniem chyba wczoraj zaczelismy wspolne życie... dziwne, trudne i pełne obaw, uprzedzen i duchów przeszłości po obydwu stronach... ale chyba własnie zaczeliśmy... przed nami wiele zakrętów i odwrotów... nie mam pewności czy i jak je przejdziemy... ale jak to mówi ewka... żeby do czegoś dojść trzeba wyruszyć w drogę!:)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez wielorybica » 10 paź 2008, o 14:20

To trzymam kciuki za Was-zimne ryby ;)

la la la nana się zakochała.... :gites:
Avatar użytkownika
wielorybica
 
Posty: 458
Dołączył(a): 17 gru 2007, o 01:40

Postprzez marusza » 14 paź 2008, o 00:04

Hej, i jak tam nanuś, bardzo jestem ciekawa jak sie to wszystko rozwija. podzielisz się z nami??
marusza
 
Posty: 91
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 14:11

Postprzez nana » 14 paź 2008, o 11:54

hymmm... mnie chyba trzeba zapytać, żebym puściła farbę.

przez kilka dni było jak w bajce. Wciąż oczywiście nie używamy czułych słow (w stylu kocham cię) i nie mówimy głośno o związku, ale wszystko się ładnie ułożyło i On niemal codziennie szukał ze mną kontkatu. Mówił do mnie "baby". Przyznał się do tego, że na początku naszej znajomości był niemal kasting (oczywiście to wyszpiegowałam, ale liczy się, że się przyznał) i ja ten kasting pod każdym aspektem wygrałam. I to wygrałam właśnie tym, że nie walczyłam, że byłam jaka jestem. Przełamywał się powoli, ale coraz częściej dzwonił, coraz więcej spędzał ze mną czasu. NAwet jak poszedł do kolegi na "męską popijawę", to dzwonił do mnie i gadaliśmy w sumie we troje do północy przez telefon. Ale tak jak przewidziałam - zakrętów będzie wiele i zjemy beczkę soli zanim będzie zupełnie cudownie. I nie wiem czy przetrwamy razem trudną drogę. Nie myliłam się.

Zaprosił mnie na koncert. Jak dojrzałam w internecie, to miała być impreza zamknięta, a potem jeszcze okazało się, że jednym ze sponsorów jest jego firma. Ucieszyłam się potrójnie: że wogóle pomyślał o mnie (wcześniej raczej poszedł by sam), że to takie romantyczne i że na dodatek pokazuje się ze mną publicznie i to jeszcze przed swoimi współpracownikami.
Pojechaliśmy na dwa samochody, tak nam pasowalo w skrócie (jemu bardziej niż mi, ale w sumie jechaliśmy jedno za drugim ode mnie z domu). Przy parkowaniu on się zakopał, więc zaparkowałam i podeszłam pomóc... podczas naszych manewrów nagle... on podnosi głowę i patrzy na samochód przejezdzajacy obok nas (wolno, bo to parking) i mówi spokojnie "o, moja żona"...
KOSZMAR! ona była z dzieckiem i przyjaciółką. Zostałyśmy sobie przedstawione (ja jako koleżanka, jak potem powiedział z uwagi na dziecko. Dziecko się natychmiast do niego przykleiło. W efekcie chciało koło niego siąść, więc żona i jej przyjaciółka też siadły koło nas... Ja przez 3 godziny miałam maskujący uśmiech na twarzy... Maksimum stresu. tuż przed końcem koncertu dziecko zarządziło odwrót. On poszedł odprowadzić dziecko i żonę i wrócił po mnie.
Rozmawialiśmy potem z godzinę o tym. Początkowo mówił, że niepotrzebnie się stresuję, że to on mógłby sie stresować. Że robię z igły widły. Potem przyznał, że w odwrotnej sytuacji też by się stresował. Potem "pocieszał" mnie przez resztę wieczoru, w nocy mnie obudził i kochaliśmy się. Niby stres mi zszedł. No, w końcu może się przecież taka rzeczy przydarzyć.
Ale rano mnie coś tknęło. Zapytałam wprost i on przyznał, że wiedział, że Ona się również wybiera na ten koncert (jej firma też go sponsorowała). Wściekłam się! Powiedziałam, że ja bym go uprzedziła! Że mnie oszukał, bo to nie przypadek (jak wmawiał mi wczoraj wieczorem!). On twirdzi, że przy 1500 osób, to to był przypadek. Że powiedziałby mi, ale uznał, że dla niego to nieistotne, więc czemu dla mnie miałoby być istotne.
Nie pokłócilismy się. Może być jak dotąd. Ale ja chyba nie chcę już nigdy przeżyć takiego stresu. Czuję się zmanipulowana. Moim zdaniem musiał założyć, że prawdopodobnie "nas zobaczy". Czuję, że coś komuś chciał pokazać. CO I KOMU?

---
po namyśle: a może sobie chciał pokazać, że mu wisi jej zdanie?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 14 paź 2008, o 12:02

A ja jak zwykle na odwyrtkę... gdybyś wiedziała wcześniej - stresowałabyś się o wieeele, wieeele dłużej - a tak? Raptem kilka godzin. Powiedziałabym więc, że Cię nie zmanipulował, ale oszczędził.

nana napisał(a):Ale ja chyba nie chcę już nigdy przeżyć takiego stresu.

Takiego na pewno nie będzie... ta żaba była do zjedzenia, prędzej czy później - i ją zjadłaś, Nanuś. I świetnie sobie poradziłaś;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 41 gości