Pewnie wątek poruszany już setki razy, ale chyba potrzebuje wygadania się.
Opowiem wam moją historię.
Poznawaliśmy się bardzo długo jako przyjaciel-przyjaciółka. Po ponad pol roku takiej przyjaźni na tyle zaiskrzyło, ze postanowiliśmy byc razem. Był to kwiecień. Jak to na początku bywa, było piękni. W październiku wyjechałem na studia do innego miasta, ona została w rodzinny mieście, była rok młodsza i musiala skończyć szkołe. Było cięzko, ale dalisy rade. Całe weekendy spędzałem z nią, a codziennie setki razy dzwonilismy do siebie. Znała ją cała moja rodzina. Moja mama nazywała ją synową, a ona moją mame teściową (miały bardzo dobry kontakt). Obiecywała mi, że bedzie ze mną na zawsze, a powtarzało się to w każdym liście od niej. Byliśmy bardzo zakochani. Do dzisiejszego dnia nigdy nie pomyślałem, zeby ją zostawić, a także o tym, że ona zostawi mnie.
Niestety również sie kłócilismy przez ten rok bycia osobno. Mieliśmy podobne charaktery, każdy z nas nie porafił ustąpić. W maju mielisy kryzys, kłuciliśmy sie a nastepnie przez tydzień nie odzywaliśmy się do siebie. Miała do mnie wiele pretęnsji, że zamykam ja w klatce, że podcinam skrzydła itd. Było w tym dużo racji. Wtedy chyba coś w niej pękło. Ale po tygodniu rozłaki, wszystko było znowu dobrze. Bylismy znowu szczęsliwi. Całe wakacje spedzilismy razem, planujac od października wspólne zycie. Ona w pazdzierniku zaczynała studia w tym miescie co ja studiuje, na tej samej uczelni. Wynajelismy wspolny pokoj, umeblowalismy go, spedzilismy prawie całe wakacje razem. Było cudownie, a przynajmniej mi sie tak wydawało. Tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego wyjechala do innego miasta do rodziny. Tam spotkała chłopaka, ktory daniej się w niej kochał. Dał jej wiecej czułości, niż ja. Przytulali się. Powiedziała mi o wszystkim, była przestraszona, chciała, zebym jej wybaczył i został przy niej. Byłem zły, ale stwierdziłem, ze nie stało sie nic, aż takiego, co by mogło przekrelisć nasz 1,5 roczyny związek. Zostałem przy niej. Po powrocie z tego miasta była jakaś nieobecna. Tydzień po tym oznajmiła mi, że to koniec...
Stwierdziła, że od maja myślała nad tym, czy ze mną być. Te myśli były coraz częstrze. Coraz mniej mnie kochała. Gdy doszło do sytuacji z przytulaniem, stwierdziła, że skoro do tego doszła, to ona już nic nie czuje. Zostawiła mnie bo jak twierdzi, nie chce mnie oszukiwać, a w związku nie była już szczęśliwa. Twierdzi, że nie ma nikogo, że nie zawiniłem nic, tylko przestała mnie kochać. Chce, zebyśmy byli przyjaciółmi. Mieszkamy w jednym pokoju, śpimy w jednym łóżku. Cięzko teraz znam sie wyprowadzić, ani ona tego nie chce, ani ja. W rozmowach o naszą przyszłość planujemy nie zaprzestawać doznań łozkowych, ale oczywiscie ograniczyć je. Ja w głebi serca mam nadzieje, że da mi drugą szanse, ale ona mówi, że za długo o tym myślała, zeby mogła mnie pokochać. Jestem od niej na tyle uzależniony, że nie moge bez niej zyć. Chciałbym, żeby było jak rok temu....
Ciągle bije sie z myślami, czy mam dac znam czas, czy już teraz odejść jak najszybciej zapominając o tym?
Dziękuje wam, ze mogłem sie tu wygadać i dziękuje każdemu kto to zechciał przeczytać.