Jestem tu od wczoraj....Szukałam,czytałam,ale nie znalazłam odzwierciedlenia mojego problemu.Otóż...mój mąż potrzebuje byc sam,a ja nie umiem sobie z tym poradzic.Jesteśmy małżeństwem od roku,wielka miłość,wielkie plany,po części już zrealizowane i ..... co dalej?
Zawsze był wobec mnie szczery,ale po prostu nie dorósł do małżeństwa i musi pobyć sam,by to przemyśleć.Życie w małżeństwie,ta monotonia go zabija,a jest człowiekiem żywiołowym.Ale czy to nie przykrywka?Tyle razy go pytalam,czy jest inna kobieta,bo skoro rozmawiamy o wszystkim to jesli tak to nie powinno byc problemu.Wiem,ze ma kolezanke i niby nic wiecej.
Mieszkamy w obcym kraju,do którego przyjechaliśmy ze wzgledu na wlasne życie,nie mam tu znajomych ani rodziny.Nie mam zamiaru grac tez takiej sieroty przed nim.Dogadalismy się,że sam bedzie mieszkal i zobaczymy.Ale ja wiem,ze to raczej koniec,a raczej nie chcialabym miec zludnych nadziei,ze kiedys moze...Mowi,ze wie,ze to moze byc najwiekszy błąd w jego zyciu,ze jak sie ocknie to moze byc za pozno na NAS,ale nie oczekuje ze bede na niego czekala.Powiedzialam,ze oczywiscie,ze nie.Jeśli kochasz pusc go wolno...Tyle mu tylko powiedzialam,bo co innego?Nie bede sie osmieszac i blagac by zostal,ale to tak bardzo boli.W tym momencie mieszkamy razem,jak do tej pory,a mieszkamy prawie trzy lata razem,nie bylo i nie ma problemow jesli chodzi o sprawy domowe.Ale dla mnie to jest koszmar,z jednej strony on jeszcze jest,jeszcze nie zostalam sama,a z drugiej strony to straszny ból i udawanie,ze jest w miare ok.Czasami mysle,ze wolałabyym aby mnie zdradzil...potraktowalabym to zloscia,a tak smutno mi i mam świadomosc,ze niedlugo sobie kogos znajdzie,a to tak boli.Jak tak dalej zyc,bo pewnie jeszcze to potrwa?Jak rozmawiac,o czym rozmawiac?Czy ktoś mial podobna sytuacje ?