Przyjaciel DDA

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez Goszka » 27 wrz 2008, o 11:08

tylko nie wiem jak to wszystko zmienić :(
Goszka
 

Postprzez blue_g » 27 wrz 2008, o 22:05

Ja myślę, że wystarczy, gdy pozwolicie sobie pomóc.
Gdyby tylko nie traktowac nas jak intruzów, którzy próbują wejść Wam na głowę - byłoby naprawdę dobrze.

Ja powoli tracę siłę, bo nie zabrnęłam tak daleko jak Adamo - nie jestem jeszcze w formalnym związku i prawdę mówiąc coraz więcej i częściej myślę o odejściu.
Ostatnio poznałam trochę nowych znajomych (dzięki pracy) i widzę jak dobrze jest w toawrzystwie otwartych ludzi. Pracując z nimi czuję się jakbym odżywała, a po każdym dniu spędzonym z moim mężczyzną czuję się starsza o 10 lat i pozbawiona radości.
Wiem, że tak nie chcę dalej żyć, bo życie jest za krótkie, żeby spędzić je samotnie przy kimś, bez sensu życia i iskierek w oczach (kiedyś je podobno miałam...).
W innym wątku martwiłam się co zrobić, żeby go zatrzymać, żeby był, ale to co przeczytałam tutaj i to co się dzieje między nami uświadamia mi, że tak naprawdę nie chcę tak żyć, nawet gdybym już do końca życia była sama... Teraz jestem i tak potwornie samotna. Wiem, że się użalam nad sobą, ale chwilowo nie potrafię inaczej :(
blue_g
 
Posty: 18
Dołączył(a): 26 lip 2008, o 21:49

Postprzez kate_s_ » 28 wrz 2008, o 14:43

blue - masz bardzo dużo racji. Tylko, że widzisz, Ty jesteś tutaj, szukasz rozwiązań, starasz się poznać i zrozumieć problem, robisz też wiele dla siebie. Dla mojego męża byłam po prostu świrem, wariatką chorą psychicznie. Błagałam go o wspólną terapię małżeńską, tłumaczyłam, że to ma się odbyć ze względu na mnie, nie na niego... Zaczęłam sama to mnie straszył, że on pogada z moim lekarzem, ja na to: jak najbardziej!!!!!!! Nigdy nie poszedł.... Jak pisał pozew rozwodowy to ukradł mi ulotkę od leków i opisał wszystkie możliwe objawy, któych nawet nigdy nie miałam. Rozumiem, że go to wszystko przerosło, nie mam prawa go obwiniać ale mimo wszystko żal mi, że nie spróbował zrozumieć...pójść chociaż raz ze mną do lekarza...na terapię.
Z tego co piszesz blue - on nie chce, nie czuje potrzeby, żeby coś zmienić, to dobrze nie rokuje. Wszystko zależy od tego, czy jeszcze jest coś między Wami, miłość, namiętność, ile jest tych dobrych chwil?? Może jednak jakaś wspólna terapia? Ja też np. proponowałam spotkanie z przyjacielem, takim dobrym, przy którym każde z nas opowiedziałoby o tym co przeżywa, z jego punktu widzenia. blue - może jednak zdarzy się cud??? :slonko:


Aha - Goszko - nie jesteś potworem, nie myśl tak o sobie, bo choć wiele nas łączy to jednak każdy przypadek jest indywidualny. Na pewno są dobre rzeczy i chwile, które dajesz swojemu partnerowi, przecież jest jeszcze z Tobą i jak piszesz stara się zrozumieć. Trzeba tyko, żeby bilans złego i dobrego wyszedł kiedyś na plus dla dobrego.
Nie jestem filozofem, nie umiem gładko pisać (umysł wysoce ścisły) ale tak to właśnie widzę. Dla Ciebie :cmok:

Adamo - co u Ciebie????
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Postprzez blue_g » 28 wrz 2008, o 15:15

kate_s_ współczuję takiego finału. Akurat tu nie rozumiem też postawy Twojego męża, no ale tak się niestety zdarza.
Ja próbowałam między wierszami powiedzieć coś o DDA, prosiłam o zainteresowanie się tematem, ale nigdy niczego to nie przyniosło (oprócz kłotni i zarzucania mi, że robię z niego idiotę).

Jeśli ktos uświadamia sobie problem - to pół biedy, bo wtedy naprawdę wiele da się zrobić. Ja też nie mam idealnego charakteru, ale staram się wciąż nad sobą pracować i zmieniać to, co przykre i złe.
Ten związek nauczył mnie pokory i zmusił do pracy nad sobą (bo gdybym wybuchała w każdym momencie, kiedy już nie mogłam znieść Jego zachowania to mielibyśmy non stop wojne).
Myślę, że te problemy zabiły w nas miłość, choć On twierdzi, że jest inaczej. Ja jednak widzę, że to zupelnie inny związaek jaki był jeszcze 3 lata temu.
blue_g
 
Posty: 18
Dołączył(a): 26 lip 2008, o 21:49

Postprzez adamo » 28 wrz 2008, o 18:08

blue_g napisał(a):Ja myślę, że wystarczy, gdy pozwolicie sobie pomóc.
Gdyby tylko nie traktowac nas jak intruzów, którzy próbują wejść Wam na głowę - byłoby naprawdę dobrze.


Otóż to-świete słowa. Ale najpierw trzeba zauważyc problem i zdobyć sie na wzięcie na siebie choć połowy. Co ja mówię - choć troszeczki.

Cały czas czekam na wypowiedzi tych, którzy zauwazyli tę troszeczkę. Jak to się stało w waszym życiu? Czy było tak, że mimo świadomości, że cos ze mną jest nie tak, szliście "w zaparte" wobec najbliższych wam osób, tych które najbardziej raniliście? Piszcie, piszcie, piszce - please!
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez kate_s_ » 28 wrz 2008, o 18:25

Ja już pisałam, że zauważyłam, nawet nie troszeczkę, tylko całokształt.
Na to miałam odpowiedź, że to taka tylko wymówka, bo naprawdę to suka jestem i tyle.
A może po prostu taka jest prawda???
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Postprzez adamo » 28 wrz 2008, o 21:49

kate_s_: Oczywiście ,że nie jesteś. Innaczej nie byłoby cie tu na tym forum. Jak widac jego tu nie ma. Zalazłaś mu pewnie za skórę, a on odpowiedział w jedyny znany mu sposób. Nie docenił twojego małego kroku. Może tez miał problemy z sobą. Ty potrafiłaś spojrzeć na siebie. Oddziel siebie od swoich zachowań i nigdy nie mysl tak o sobie. Chyba że to była kokieteria...

Co ja bym dał gdyby moja zona, tak jak ty, ciągnęla mnie na terapię! Chyba bym ją na rękach tam zaniósl mimo słabego kregosłupa...
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez kate_s_ » 28 wrz 2008, o 22:06

:lol:
może jeszcze będziesz ją nosił???

Wiesz, to nie była do końca kokieteria z mojej strony, nie mam łatwego charakteru ale wiem też, że on miał problemy ze sobą: góra kompleksów, przewrażliwienie na swoim punkcie. I to nie tylko w kontaktach ze mną, bo to jeszcze możnaby wytłumaczyć.
Ze mną to w ogóle tak dziwnie było: pierwszy rok, dwa - nieba mogłam mu przychylić, starałam się jak mogłam (poprzedni poważniejszy związek, nie małżeństwo, rozwaliłam też) żeby wszystko było ok. No i okazało się, że duszenie w sobie nic nie da, prawdziwa natura zawsze wyjdzie...
Potem była depresja poporodowa, pewnie konsekwencja mojej i tak dużej niestabilności psychicznej. No i pierwszy kontakt z psychiatrą, psychologiem. Tylko, że tak jak ktoś już tutaj gdzieś napisał: 30 lat zaniedbań nie naprawisz w pół roku.... No i znalazł wyjście awaryjne....
Zresztą, później dowiedziałam się, że szykował się od dwóch lat...ale trzeba było założyć firmę, podpisać kredyciki, itd. To mnie ubodło najbardziej, bardziej niż obecność kochanki.
Ale ja za dużo o sobie...
Kto da więcej :wink:
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Postprzez pszyklejony » 8 paź 2008, o 20:03

Justyna, od pomocy dda są fachowcy. Jest to te taki problem, że jak go życie nie zmusi, to nikt mu nie pomoże. Swoją drogą przyjrzyj się sobie, bo takie osobowości się przyciągają poprzez podobieństwo.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Ioneska » 5 gru 2008, o 20:15

Czyli jak to rozumieć? To znaczy, że DDA powinni się "ugotować we własnym sosie"? (przepraszam za kolokwializm) Piszesz, że są specjaliści od tego. DDA z reguły nie chcą tam iść- zwłaszcza mężczyźni, którzy są nadodpowiedzialni. Kiedyś usłyszałam, że DDA trzeba kochać, ale co to znaczy w tym przypadku? Jak może nie ruszać człowieka ciągłe ubliżanie, obrażanie się, potworny chłód emocjonalny, bezustanne obwinianie, ciągłe awantury z każdego możliwego powodu, kłamstwa, itd. itp. agresję? Z tego co zrozumiałam świetnie sobie radzisz z tym wszystkim. Podziwiam Cię adamo, że tak potrafiłeś to okiełznać. Przecież partner w takim związku to tak naprawdę nie wie czy druga osoba z DDA go w ogóle kocha. Poza tym skoro mają DDA zamrożone uczucia to czy w ogóle to rozumieją? Gdy szukałam informacji na DDA to zwykle znalazłam zrozumienie DDA, a co z partnerami DDA, co z ich dziećmi? Doczytałam się, że DDA to nie choroba i nikt się nie chce tym zajmować. Ehh
Ioneska
 
Posty: 2
Dołączył(a): 5 gru 2008, o 19:04

Postprzez adamo » 8 gru 2008, o 01:14

Ioneska -

Podziwiam Cię adamo, że tak potrafiłeś to okiełznać.


Za co mnie podziwiasz? Ja dopiero próbuję cos zrobić z prawdą, która do mnie dotarła!

Chętnie cos ci odpisze ale dzis juz późno.

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

przyczynek

Postprzez Ioneska » 24 gru 2008, o 10:45

---------- 09:32 24.12.2008 ----------

Adamo,
Wielu osobom udzielasz rad więc pewnie sam sobie dość dobrze radzisz w zaistniałej sytuacji i pewnie nie można Cię nazwać osobą współuzależnioną. Jesteś z całą pewnością opanowany w sytuacjach, które tego wymagają i zapewne masz nieograniczoną cierpliwość, pewność siebie i jesteś asertywny. To właśnie miałam na myśli. Ja czuję się czasami trochę jak bohaterka filmu "Życie wewnętrzne" a czasami jak demoniczna Cruella.
Pozdrawiam :)

---------- 09:45 ----------

I jeszcze jedno- w związku z tym, że niewielu ludzi nauki chce podejmować problem DDA i związków z DDA postanowiłam napisać pracę na uczelni na ten temat, ale mam problem z literaturą. Wobec tego jeśli macie coś o tym zagadnieniu (lektury, dane, strony internetowe, chęć pomocy, cokolwiek :) to proszę o kontakt. Brakuje mi zwłaszcza wiadomości na temat przyczyn i skutków. Adamo napisałeś, że przeczytałeś ponad 50 pozycji mógłbyś zatem wskazać bibliografię?
Pozdrawiam ciepło :)
Ioneska
 
Posty: 2
Dołączył(a): 5 gru 2008, o 19:04

Postprzez adamo » 24 gru 2008, o 17:30

Ioneska,

Nie przesadzaj z tym miodem na me serce...
No ale dzis Wigilia więc choć tyle miłego sie przyda. Dzięki.

Współuzależniony to raczej jestem, bo nie ma chyba osoby,
która w takiej sytuacji by współuzalezniona nie była. Skoro się ciągnie
ten wózek czyli jest razem, to tak musi być.
To sie tyczy i mnie i naszych dzieci.

Chodzę na kozetkę od kilku tygodni. Wg mojego guru tworzymy z żoną
zespół komp.... jakiś tam. Jest to chory układ, w którym oboje się
czujemy fatalnie ale go podtrzymujemy. Taki syndrom kata i ofiary.
Ja mogę zmienic tylko siebie. Jeśli potrafię zmienić coś, co przerwie
zaklęty krąg, co sprawi że dotychczasowe zachowania żony przestaną padać
na "urodzajną glebę", to może pojawić się szansa na zmiany w naszej
rodzinie. Choć tego sie głośno nie mówi, zdaję sobie sprawę, że
niekoniecznie układ może się zmienić - może się np po prostu rozsypać.
Dzieci prawie pełnoletnie, więc raczej nie mam nic do stracenia.

Jest duży problem na płaszczyźnie wiary. Nie ma wskazówek jak postępować w związkach z DDA czy DDD. Standardowe prawdy o miłości i cierpieniu tylko sankcjonują takie chore układy. Próby stawiania granic powodują dylematy moralne. Bardzo trudno trafic na mądrych i doświadczonych w tej materii rzewodników duchowych i spowiedników. Często trzeba na siebie brać dpowiedzialność przed bliźnim i Bogiem za pewne decyzje. Jest ciężko zwłąszcza gdy ta druga strona potwornie rani mając sie za wzorowego chrześcijanina, a tobie grozi smażeniem w piekle za "bezczelne" pytanie "dlaczego mnie bijesz?"


Ja nie uważam, że za wszelką cenę mam dalej pokazywać moim dzieciom, że małżeństwo to taki chory układ, w którym nie ma miejsca na czułość,
miłość, wybaczenie, seks itd. Albo, że to wyłącznie wieczna orka i
cierpienie. Po takiej lekcji zdecydują się na małżeństwo? Mam nadzieję,
że nie za późno na pokazanie im jak ważne jest w życiu stawianie granic.
Może Bóg kiedys nie powie mi: "synu - dałem ci zadanie do wykonania a ty
byłeś gnuśny i leniwy i nic nie zrobiłeś, by zło nie przeszło na twoje
dzieci i wnuki".

Ale sie rozpisałem tuż przed wigilią.

Wesołych Świąt wszystkim na tym forum!!!!!
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez ewio » 26 gru 2008, o 12:27

Wczoraj znalazłam to forum. jestem po prostu w szoku!!!
Zamierzałam podjąć terapię. Mam juz adresy i telefony ( Warszawa) Jestem chyba DDA lub DDD??? Bie wiem coto tak naprawdę znaczy?
. Zdaję sobie sprawę z własnych zachowań i chcę je zmienić dla mojego kochanego męża i córeczki. Zawsze wiedziałam , że ze mną jest coś nie tak, ale sądziłam , że jest to po prostu konsekwencja traumatycznych doświadczeń w moim życiu: dzieciństwie i wczesnej młodości. Ale gdy to czytam to chyba juz wiem co mi jest. Mój ojciec był strasznym alkoholikiem, strasznie bił matkę ojczym tez nie wylewał za kołnierz, był agresywny słownie i fizycznie zwłaszcza w stosuknku do mnie, matka w ostatnich latach też lubi sobie wypić. Sama też jest bardzo agresywna. Miała rodziców alkohoików i jwychowała się w domu dziecka. Jest związana z trzecim facetem, który jest nałagodniejszy ale też popija. Teraz to gra "pierwsze skrzypce". Jest katem?. Moje rodzeństwo jeszcze mieszkają z matką ciągle kłócą się i wyzywają. Mnie udało się uciec, gdy miałam 18 lat z domu. Zawsze wiedziałam, że to jest złe i można żyć inaczej. Staram się stwarzać mojemu dziecku optymalne warunki do rozwoju. Uważam, że jestem dobrą matką, ale po prostu z pewnymi rzeczami sobie nie radzę. Z WŁASNYM GNIEWEM.. Mam go tyle w sobie. I te ciągłe humory.. zmienne nastroje, potrafię czepiać się czasem o głupstwa a chwalenie męża i mówienie mu dobrych słów przychodzą z trudem... Jakos nie mogę przebić się przez taką ścianę, która jest między nami...nie umiem mu zaufać. Boję się, że kiedyś przestanie mnie kochać, że wytnie mi jakiś numer, albo coś złego mu się stanie i stracę go a przecież NIKT TAK JAK ON NIE KOCHAŁ MNIE I NIE POKOCHA...
Myslę, że gdzieś tam w środku w mojej podświadomości nie potrafię wyplenić przekonania, że faceci są źli. I dlatego potrzebuję pomocy.. Te mechanizmy są tak wyniszczające.
Boże...... nie wiem co mam czuć. Nie chcę siebie winić. Powiem wprost mam juz dość obwiniania siebie za wszystko co złe na świecie. Całe moje życie tak wyglądało. Teraz chcę inaczej, chcę po prostu zacząć żyć normalnie. Dziękuję Wam, że tu jesteście. To wspaniale, że te obie strony mogą wymienić się doświadczeniami. Piszcie co czujecie. Proszę... To rzeczywiście pomaga Adamo. Jesteś wspaniały... Życzę Ci byś usłyszał to kiedyś od Twojej żony. Oby tylko nie było na to za późno...
ewio
 
Posty: 4
Dołączył(a): 25 gru 2008, o 22:33
Lokalizacja: Warszawa

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron