A co u mnie? Zaczynając ten wątek myślałam o pisaniu regularnie, po to żeby wspomogło to wyciąganie się za uszy z dołów. Potem pomyślałam, że to będzie jednak śmiertelnie nudne dla czytelnika : ,, wstałam, wypiłam ziółka itd. "
. Teraz myślę, że odrabianie zadań nie jest jednak kluczem do radykalnej poprawy nastroju u mnie.
W każdym razie to, co napisałam, było dla mnie wywaleniem tzw. ,, bebechów " na wierzch i pozwoliło mi .... uporać się to za duże słowo, w każdym bądź razie sprawić, że zazdrość o przesżłość przestała mnie wciągać w czarną dziurę. Od czasu kiedy zaczęłam ten wątek w czarnej dziurze znalazłam się jeszcze ze 3 razy - ale nie trwała ona dłużej niż 24 godziny. Zauważyłam , że to jest jak lawina. Wystarczy poruszenie małego na oko i niegroźnego kamyczka, a potem rusza lawina i zasypuje mnie i jestem w czarnej dziurze. Kamyczek to wyłącznie jakaś drobna sytuacja, słowo czy zachowanie, które pojawia się w mojej relacji z narzeczonym- zamiast przytulać mnie ogląda telewizję, mówi że mogłabym założyć koszulę nocną którą mi kupił a nie moją ulubioną szaroburą koszulkę do spania XXL - pierdoły po prostu. Psychoterapeuta mówił , że to normalne, ze właśnie w związkach ujawniają się najgłębsze problemy , bo ze związkami łączą się nasze najbardziej ukryte i wrażliwe miejsca. Piszę dziś , bo ostatnie dni i psychoetrapia były kolejnym wywleczeniem ,, bebechów". Psychoterapeuta przyjął zasadę, że przestaliśmy omawiać bieżące wydarzenia na zasadzie: co się stało, co On ( narzeczony) powiedział i co ja wtedy pomyślałam a co powinnam pomyśleć. Dobrze reaguję na stan hipnozy, czy transu ,jak psych. mówi, więc głównie tak się teraz psychoterapia odbywa. A wpadanie w czarną dziurę odbywa się wg schematu: zdarzenie : np. narzeczony mówi: a może byś włożyła czasem do spania to co Ci kupiłem?, ja myślę : a więc mu się nie podobam, nie akceptuje mnie, nie kocha, narzeczony: tłumaczy ,tłumaczy, tłumaczy, ja: niby słucham, ale już lawina zaczyna mnie zasypywać: zaczynam się dusić, w środku czuję tylko ciężar, mam ochotę wyć żeby zagłuszyć ten ból albo zadać sobie inny ból. To bardzo nieprzyjemne. Na ostatniej psychoterapii przeżyłam ten stan na nowo, ale pod kontrolą, to dla mnie jakieś niesamowite doświadczenie. Bo zobaczyłam jak na filmie jak ja się w czarnej dziurze czuję. Jest tylko samotność i paniczny strach. Paniczny strach małego dziecka , samego w ciemnym pokoju, które odkrywa że nie ma w pokoju mamy. Dziecko nie potrafi sobie wytłumaczyć, że mama jest, tylko w innym pokoju , przyjdzie za jakiś czas. Dla dziecka jedynym co istnieje jest paniczny strach. Więc wrzeszczy i wrzeszczy , dusi się z tego wrzasku i dalej wrzeszczy. Jest tylko czarna przerażająca samotność. Jedynym ratunkiem i wybawieniem jest ktoś kto przyjdzie i przerażone dziecko weźmie na ręce. Psych. zadał mi pytanie gdzie jest duża , dorosła Sanna w tym czasie gdy mała Sanna tak się boi? To było bardzo ciężkie pytanie - bo tej dużej wtedy nie ma i nie mam pojęcia gdzie jest, ona znika . Pan psych.powiedział , że teraz będzie kolejny etap naszej pracy- zajęcie się tym małym dzieckiem i odnalezienie dorosłej Sanny. Niesamowita jest da mnie zupełna zmiana perspektywy która zaszła od czasu rozpoczęcia psychoterapii .Zaczęłam ją jako pewna siebie, dzielna i samodzielna, niepotrzebująca nikogo kobieta sukcesu, którą, nie wiedzieć dlaczego, dopadła depresja. Teraz jestem Sanną rozbitą na elementy, fasada pod nazwą ,, kobieta sukcesu" opadła , a został jakiś dziwny twór - ni to kobieta, ni to dziecko. Czekam z ciekawością co będzie dalej. To co będzie z narzeczonym, czy wytrzyma ,czy nie wytrzyma, czy go denerwuję , czy nie - schodzi trochę na drugi plan. Najciekawszy i najważniejszy staje się mój związek z sobą.
A poza tym: psych. polecił mi sprawdzenie stron Polskiego Instytuty Ericsonowskiego i wzięcie udziału w ,, ustawieniach hellingerowskich" - wcześniej czytałam o tym bez przekonania, teraz mnie to intryguje...