---------- 19:51 26.09.2008 ----------
Przeczytałam Twoją opowieść. Smutna bardzo. Jak sobie radzisz teraz? Jak udało Ci się z tego wyrwać? Przechyliło Ci się "na drugą stronę" po jednym jakimś numerze? Myślisz o nim jeszcze? Ciężko z tego wyjść, bo oni otaczają jakąś "toksyczną dobrocią", która trochę uzależnia.Pytałam Ciacho o dzieciństwo, było spokojne, prawidłowe. Pomogł mi dziś art. polecany ostatnio przez Ewke. I znalazłam art " Psychopata- maska zdrowego rozsądku" Długi, ale warto. Przeraził mnie, bo to opis tego, co mam. Tylko czy facet z taką osobowością może tak zwariować na punkcie innego człowieka? To wariacja- zdrowa miłość wygląda chyba trochę inaczej. Ciężki przypadek. Jesteśmy dopiero na poczatku drogi, niewiele trzeba,żeby się wycofać...ale serduszko mi już zapikało... Diękuję za odpowiedz!!! Naprawdę dziękuję! Pozdrawiam.
---------- 11:53 28.09.2008 ----------
Robie co mogę, żeby się wyrwać. Mam doła. Czytam różne tematy, wszędzie cierpienie: on nie napisał, nie zadzwonił, za mało się stara... A ja mam sytuację odwrotną. Zawsze to ja wkładałam więcej sił w zwiazek, teraz jest odwrotnie. Czy facet też może kochać za bardzo??? Ciacho walczy ze mną, o mnie, o nas. Ze mną- oczywiście o czas. O "jeszcze chwilę razem" walczy. Używa szantaży, manipulacji, chwytów poniżej pasa. Mnie to rani.
Bardzo się do niego przywiązałam. bo- poza wariacjami jest fajny. Bo nie dostałam chyba nigdy tak wielkiej miłości. Bo też jestem niewykochanym dzieckiem. Bo zawsze musiałam mnóstwem rzeczy sobie "zasłużyć" na cokolwiek. A tu wystarczy tylko być... A na to "bycie" czasem zwyczjnie nie mam sił. Teraz syt. się powtórzyła. Bez mocnych grózb jak ostatnio ale podobna. Ja po 14 godzinach dyżuru, z grypą, przed porannym sznurkiem pacjentów, nie miałam sił na spotkanie. Marzyłam o łóżku. I o ile Ciacho jest gotów na różne rzeczy, tego że nie mam sił NIE PRZYJMUJE DO WIADOMOŚCI. Jestem bardzo cierpliwa. Tłumaczę mu jak dziecku. Nic nie dociera. Zero empatii. Sciana przez którą nie potrafię się przebić. W momencie kiedy chcę przerwać spotkanie, ile by nie trwało, on wpada w stan niszczący wszystko po drodze, ale o tym już pisałam... Mówiłam mu że to koniec. Obraził mnie, manipulował, przekonywał że nikogo tak nie pokocha, że niszcze mu życie, że sobie też, że jak go stracę dopiero pojmę jak dużo przegrałam. Ja nie wierzę że to się uda, żebyśmy razem stworzyli coś dobrego. Teraz takimi środkami chce osiągnąć to, a przecież potem mógłby każdą sprawę załatwiać nieczystymi zagraniami. Wyobrażam sobie: ja, brzuchol pod nosem, mdłości, praca, on: straszący że mnie zosawi, bo cośtam cośtam , bo nie po jego myśli, bo jakbym go naprawdę kochała, to bym zrobiła, pojechała, świat wywróciła do góry nogami żeby jaśnie Ciacho był ukontentowany...
Nie chcę tak. ale jak to obciąć? Dzwoni, pisze, przyjeżdża, nie chce konca. I straszy mnie samotnością ( moją oczywiście
)