jak to jest, kiedy depresja powraca...

Problemy związane z depresją.

Postprzez nusia___ » 20 wrz 2008, o 00:31

kochana jestes :cmok: :buziaki:
dziekuje za komplementy :zawstydzony: 8)

az zapomnialam ze mi zle , chyba mnie rozumiesz , jak ja bym chciala cie zobaczyc , poznac :)


ciesze sie ze masz takie dobre nastawienie :) trzymajmy sie :)
Avatar użytkownika
nusia___
 
Posty: 836
Dołączył(a): 4 lut 2008, o 20:30

Postprzez jurdab » 20 wrz 2008, o 11:01

No cóż, po oklaskach Nusi i konkretach Melody wypada znów wyjść na scenę i przynajmniej się ukłonić przed tak pięknie odbierającą moje teksty publiką z forum. Bardzo się cieszę z Waszych reakcji - wydaje m się, że wątek stał się jakby spokojniejszy i w wypadku melody - konkretniejszy. Wiadomo, pierwszym odruchem na widok cierpiącej osoby jest chęć jej przytulenia (podobno kot układa się w tym miejscu właściciela,które go boli), ale ostrożnie, czasem ten dotyk miłóści może wpakwać osobę przytulaną w jeszcze większy dołek. Zauważ Niusia, psychoterapeuta NIE MOŻE dotykać pacjenta. Pacjent musi dokonać wyboru sam, inaczej pozostanie jedynie uzależnioną od przytulania, nadal cierpiącą osobą. Wygląda na to, że mam największy, bo 8-letni staż depresyjny. Przećwiczyłem już chyba wszystko, odstawianie leków, przystawianie alkoholu, wyładowywanie agresji w barowych mordobiciach, Twoje Melody, zimno pod kocem. Pomogła mi ,jak by to nazwać, logika. Każde zwierzę ucieka przed silniejszym napastnikiem, ale zapędzone w kozi róg staje do walki. Tylko człowiek jest na tyle niedoskonałym elementem przyrody, że w takiej sytuacji potrafi sam na sobie wykonać rolę napastnika...

Melody, tak trzymaj. Jesteś kobietą myślącą, obdarzoną logicznym pisaniem o sprawach trudnych - to bardzo silna broń, ale trzeba ją przynajmniej wyjąć z pochwy, czego Ci życzę i w razie czego pewnie stanę koło Ciebie do walki - we dwoje już jest lepiej, a jak dołączą się jeszcze inni, to może wróg postąpi LOGICZNIE i... sam ucieknie z podkulonym ogonem. Wtedy będziemy na forum pić najlepszego szampana.
jurdab
 
Posty: 67
Dołączył(a): 17 lip 2008, o 05:51
Lokalizacja: Kraków

Postprzez melody » 20 wrz 2008, o 16:59

Kochani, ja tylko na chwilkę. Jutro wjeżdżam na ten wspominany obóz (Karpacz). Wracam za tydzień - mam nadzieję, że z silniejszym dystansem (chyba tego teraz potrzebuję...)

Nusia, Jurdab dziękuję za Wasze miłe słowa skierowane w moją stronę. Nie wiem w jaki sposób mogłabym się teraz do tego odnieść... Logiczne myślenie - jego braku we mnie nigdy nie przestał mi zarzucać mój ojciec (tak mi się teraz przypomniało).
Idę się pakować.

Trzymajcie się ciepło i mocno i... bądźcie spokojni :kwiatek2:
mel.
melody
 

Postprzez nusia___ » 20 wrz 2008, o 17:15

mel. moj tata wiele mi zarzuca , nie potrafi zrozumiec i nie chce rozumiec tego co przezylam w szpitalu psychiatrycznym , nie dalej jak pol godziny temu , romawiac z nimi na temat sluzby zdrowia zaczelam nagle plakac bo przypomnial mi sie szpital ,od razu wybieglam z pokju bo strasznie wstydze sie lez, nie wiem co on myslal kiedy patrzyl na mnie jak sie rozplakalam, nigdy nie mowi o swoich odczucia, nawet nie wiem jaki przedmiot lubil jnajbardziej w szkole , ani czy mial przyjaciela , malo wiem na jego temat , ale wiem ze mimo to mnie kocha , wiem tez ze nie zdaje sobie sprawy z emocjnalnej roli ojca w zyciu dziecka.......kocham go ale nie wiem czy lubie.....

mel rodzicow jak sama wiesz sie nie wybiera, musimy to jakos przezyc isc dalej , ty juz nie podlegasz pod tate , :)
caluje cie mocno i mam nadzieje ze wmire wartosciowo naisalam,

tesknimy bardzo (juz!) i wierzymy ze wrocisz spokojniejsza i ze wspomnianym przez ciebie wiekszym dystanse, , nuda jest siostra rozpaczy wiec chyba dobrze ze jedziesz :)


:buziaki: :serce2: :kwiatek2:



Nusia
Avatar użytkownika
nusia___
 
Posty: 836
Dołączył(a): 4 lut 2008, o 20:30

Postprzez melody » 26 wrz 2008, o 12:33

Jestem w domu. Wróciłam z obozu przedwczoraj. Przedwcześnie. Rozchorowałam się.
A obóz? Nie było gór, spokoju, dystansu…Nie było tez ciepłej wody, ciepłych pomieszczeń, czystego łóżka… Był za to lęk, smutek, samotność i łzy… Była bezlitosna bezsenność. Został nie rozpakowany plecak…

Bałam się tam jechać. Czułam, że to bardzo zły moment na opuszczanie przeze mnie domu. Czułam, że może być mi tam trudno; że mogę nie zrealizować zadań… Ale chciałam sobie poradzić. Chciałam być silna. Nie udało mi się… Tym razem depresja okazała się być silniejsza śmiejąc się szyderczo ze mnie i podsuwając mi myśli, których mieć nie chciałam…

Załamałam się już pierwszej nocy leżąc na tej syfiastej pryczy i czwarta godzinę walcząc z bezsennością… Wokół mnie ciemność, ponad 10 osób w pokoju (śpiących osób), a ja… samotna do szpiku kości… Płakałam. Tylko łzy były wtedy przy mnie… Bałam się, ze nie zasnę do rana i bałam się następnego dnia; bałam się wstać… To wtedy moja depresja zaczęła przejmować nade mną kontrolę. Męczyły mnie myśli samobójcze. Ja ich nie chciałam! Nie rozumiałam dlaczego mój umysł je wytwarza… Byłam bezradna i bezsilna.. Chciałam wrócić do domu, by poczuć się choć odrobinę bezpieczniej…

Pierwszy dzień był bardzo ciężki. Byłam zmęczona. Ledwo powłóczyłam nogami pragnąc położyć się na drodze i zasnąć… Tyle ludzi wokół mnie i nikt nie zauważył mojego bólu… A ja nie umiałam o tym powiedzieć. Nie umiałam i bałam się. Wydawało mi się to takie egoistyczne… Nie chciałam innych absorbować sobą. Wolałam się wycofać. Zamknąć się w skorupie własnej niewypowiedzianej samotności…

Zaczęło mi bardzo dokuczać kolano. Chodziłam z bólem, żeby dorównać innym tempa.
Idąc wolniej czułam, że przeszkadzam…
Czułam się tam taka bezużyteczna…

Drugiej nocy męczyła mnie gorączka dlatego wciąż trudno było mi zasnąć i utrzymać sen…
Miałam jakieś leki. Aspirynę i tym podobne, ale mi to w ogóle nie pomagało.
Nie potrafiłam zadbać o siebie. Czułam, że nie ma o kogo…
Rano wstałam z łóżka już całkiem chora. Nic dziwnego – zimna woda w prysznicach, a przecież umyć się chciałam…
Łzy płynęły mi po policzkach bo kumulacja bólu psychicznego i fizycznego była zbyt duża… Nie mogłam o tym porozmawiać bo po prostu nie mogłam mówić (ci z Was, którzy doświadczyli zapalenia krtani na pewno rozumieją o czym piszę)…
Usłyszałam od koleżanki, że wyglądam strasznie i powinnam wracać do domu. Tak, miała rację. Wyglądałam strasznie… Ale nie miałam siły się pakować. I znów ten lęk – czy wolno mi wracać? Czy mogę sama o tym zdecydować? Przecież powinnam najpierw dać znać opiekunowi obozu… A co napiszę w dzienniczku? Co z moim zaliczeniem? Przecież nie chciałam niczego zawalać…
Lęk, lęk, lęk…

Trzeciego dnia (we środę) wróciłam do domu. Poszłam do lekarza. Dostałam antybiotyk, którego nigdy wcześniej nie zażywałam. Pomaga, ale ma trochę przykrych skutków ubocznych, które dzisiaj mnie zaskoczyły… Jestem zdumiona bo zwykle bardzo dobrze tolerowałam różne antybiotyki… Nie wiem co z tym zrobić? Poczekać? Poczekam… Ale dobija mnie to… Naprawdę mnie to dobija…

Od kilku tygodni moje życie jest bardzo przykre dla mnie… Mam wrażenie, że wokół mnie panuje mroźna zima… A ja jestem w tym wszystkim jak bezradne dziecko... Gdzie się podziała ta dorosła kobieta?...

:cry:

melody
melody
 

Postprzez Sanna » 26 wrz 2008, o 15:17

Tak bardzo żałuję że nie mogę Ci jakoś pomóc. Jesteś bardzo świadoma tego co ci jest, odpowiedzialna- bo pod opieką psychoterapeuty, ech.... Chętnie zaprosiłabym Cię do siebie, podała rosół i popatrzyłabyś sobie jak bawią się moje 2 koty, trudno się wtedy nie uśmiechnąć . No właśnie, a może mały szczeniaczek albo kotek trochę by Ci pomógł? ( nie to, żebym miala teraz jakiegoś do wydania :) ).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 26 wrz 2008, o 17:13

droga melody, bardzo mi przykro, ze tak wyszedl ten wyjazd, nie mam weny zeby cos konstruktywnego napisac, zreszta co by sie nie napisalo to moze to blado wygladac, moge jedynie powiedziec ze rozumiem co czujesz, mam nadzieje, ze teraz w domu uda ci sie wrocic do normy, boje sie ze moj najblizszy weekend/wyjaz moze wygladac podobnie jak twoj osamotnienie itp/itd

:pocieszacz:
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez flinka » 26 wrz 2008, o 19:18

Witaj kochana, dojrzała kobieto, która przeżywa teraz czas zagubienia... Powtórzę za Sanną, nie znam drugiej tak świadomej siebie i swoich potrzeb osoby jak Ty, chociaż rozumiem, że może to teraz nie mieć dla Ciebie specjalnej wartości, bo nie zmniejsza to Twojego bólu. Ale przeszłaś długą drogę, która kosztowała Cię wiele pracy i pomimo tego jak się teraz czujesz to tego nie utracisz. Nie chcę Cię pocieszać, że jutro będziesz czuła się dobrze, bo pewnie tak się nie stanie, to będzie dłuższy proces godzenia się ze stratą, godzenia się z tym, że rzeczywistość nie będzie wyglądała tak jak sobie wymarzyłaś i rozumiem, że to boli, to jest dla mnie oczywiste, że boli i wcale nie świadczy to o Twojej słabości, tylko o tym, że jesteś wrażliwą kobietą, która bardzo mocno i prawdziwie kocha... Słoneczko, potrzebujesz czasu, odpoczynku, bezpieczeństwa i zaopiekowania się sobą, a także przyjęcia tej pomocy. Bądź, proszę dla siebie dobra i cierpliwa. I nie oskarżaj siebie, że z czymś (obozem) nie udało Ci się podołać. To miejsce było dokładnym przeciwieństwem tego, czego potrzebowałaś, zresztą byłaś i jesteś tego świadoma (i bardzo dobrze). Potrzebowałaś spokojnego i bezpiecznego miejsca, gdzie mogłabyś uporządkować w sobie emocje i zająć się sobą, tego wszystkiego tam nie miałaś. Nawet w sensie czysto biologicznym nie mogłaś o siebie zadbać, a co tu mówić o sferze psychicznej.

"Bałam się tam jechać. Czułam, że to bardzo zły moment na opuszczanie przeze mnie domu. Czułam, że może być mi tam trudno; że mogę nie zrealizować zadań… Ale chciałam sobie poradzić. Chciałam być silna."
I byłaś Droga Melody, byłaś, bo pomimo obaw pojechałaś, podjęłaś się tego wyzwania. Dlaczego nie popatrzysz na to od tej strony? I czy to Ty jesteś odpowiedzialna za to, że warunki na tym obozie były tak fatalne? Nawet gdyby nie depresja, to choroba uniemożliwiłaby Ci zrealizowanie zadań, choroba niezależna od Ciebie. Mel nie musisz być zawsze silna, ba ludzi, którzy są w każdej sytuacji silni nie ma, może to być najwyżej poza (pod którą zresztą też coś się kryje). Słabość jest przecież cechą typowo ludzką i powtarzam to teraz także sobie, bo ta potrzeba radzenia sobie, bycia zawsze silną i ogromny wstyd (czy tak to przeżywasz?) jest mi szalenie bliski. I ten wstyd często uniemożliwia mi poproszenie i przyjęcie pomocy. Nawet w tym tygodniu ten wstyd zaważył na tym, że nie przełamałam się i nie zadzwoniłam do terapeuty, by prosić o spotkanie, pomimo świadomości, że ryzykuję. Nie, nic się nie stało. Pewnie i fajnie, że dałam sobie sama radę, ale nie jest mi dobrze z tym przymusem bycia silną. Zorientowałam się, że dla mnie poczucie mocy jest równoznaczne ze szczęściem.

"A ja nie umiałam o tym powiedzieć. Nie umiałam i bałam się."
Czego się bałaś? Niezrozumienia? Odrzucenia? Tego, że zajmiesz czyjś czas? Że być może udzieli mu się Twój smutek? Że okażesz swoją słabość?

"Wolałam się wycofać. Zamknąć się w skorupie własnej niewypowiedzianej samotności…"
Mam wrażenie, że jak zaczynasz źle się czuć wpadasz w takie błędne koło... Źle się czujesz, więc się zamykasz, przez co potęguje się Twoja samotność i odbierasz sobie możliwość, nie wiem... pobycia z kimś, przyjęcia odrobiny wsparcia, chociaż chwilowego oderwania się od ciążących Ci myśli; także czujesz się jeszcze gorzej i tym samym masz jeszcze mniej sił i więcej lęku, by pobyć z drugim człowiekiem... Może się mylę... Może przebywanie z drugą osobą nie wyzwala Cię od samotności, tej wewnętrznej, trudniejszej...

"A co napiszę w dzienniczku? Co z moim zaliczeniem? Przecież nie chciałam niczego zawalać... Lęk, lęk, lęk…"
Czy dalej przeżywasz ten lęk? No, bo opiekun obozu się zgodził, żebyś wracała wcześniej... Nie zrobiłaś nic na własną rękę.

Tak na koniec tej mojej przydługiej pisaniny... Mogłabyś przybliżyć te skutki uboczne? Rozumiem, że są dla Ciebie niepokojące? Czy w ulotce są one wymienione? Jeśli to coś poważnego to może skontaktuj się z lekarzem, choć pewnie w weekend będzie z tym problem?

Przytulam Cię cieplutko i trzymaj się mocno i pamiętaj, że jakby, co to jestem...

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez jurdab » 27 wrz 2008, o 05:07

Nie powiem, że cieszę się, że Cię boli - rozumiem! Jeśli boli, to jeszcze ŻYJESZ. I tak trzymać!, i TAK pisać!!!
Nie wiem, czy jestem z Tobą - jakoś tak plączę się w okolicy...
j.
jurdab
 
Posty: 67
Dołączył(a): 17 lip 2008, o 05:51
Lokalizacja: Kraków

Postprzez agik » 27 wrz 2008, o 09:36

Znowu nie mam wiele do powiedzenia, a jednak chcę coś napisać do Ciebie Melody...
Wolisz być silna niż szczęsliwa? Czy to właśnie jest tak jak pisze Flinka- szczęśliwa tylko wtedy kiedy silna?

Straszny to paradoks jakiś po potrzeba siły i niezalezności tak strasznie izoluje przeciez.
I w ogóle co to jest ta siła? Postać w pancerzu, której nic nie draśnie?
A jak draśnie to co? I gdzie ta siła jest- w pancerzu, czy w postaci?

Melody- a moze właśnie dobrze się stało? Moze to podwójne uderzenie choroby- złego samopoczucia i choroby ciała- do Ci kopa do nowych zadań.

Wierzę w Ciebie Melody. Jedna przegrana bitwa nie decyduje o całej wojnie.
Nowe bitwy czekają i na nie zbieraj siły...
A ja tu trzymam kciuki i bardzo mocno wierzę, ze to wszytko chwilowe
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez melody » 27 wrz 2008, o 17:26

Miło mi strasznie, że wciąż jeszcze macie ochotę tu pisać. Nie, nie dlatego, że łechta to moje ego czy coś tam... Potrzebuję Was (i ja to powiedziałam…)

Sanna, jesteś bardzo miła dla mnie. Lubię rosół. A tak całkiem poważnie, to chciałabym Ci powiedzieć, że czasem rzeczywiście odczuwam brak jakiegoś futrzaka w moim domu. Od maleńkości czujnym obserwatorem mojego życia był pies – jeden, potem następny, kiedy ten pierwszy odchodził czy cokolwiek innego się z nim zadziało… Kilka lat temu (chyba 4 lata temu… nie wiem, ten czas tak szybko płynie…) umarła moja sunia, która była dla mnie wspaniałym przyjacielem przez ponad 10 lat mojego życia. Bardzo to wtedy przeżyłam, choć ktoś mógłby pomyśleć: „przecież to tylko pies”… Ale bolało. Wtedy pomyślałam sobie, że już nie chcę mieć psa; że nie ma w moim życiu miejsca na kogoś „zamiast”. Byłam strasznie przywiązana do tamtej suni, ale nie wiem, czy ona była ze mną w pełni szczęśliwa. Nie zabierałam jej na długie spacery; nie spędzałam z nią aż tak dużo czasu… Ale nie dlatego, że mi się nie chciało lecz dlatego, że większą część dnia nie było mnie w domu (szkoła i długie dojazdy). Właściwie nikogo nie było w domu. Pies musiał zostawać sam… jak pies… Teraz jestem zmuszona spędzać poza domem jeszcze większą ilość czasu niż wcześniej (studia), także zwierzątko – gdybym je miała – nie byłoby przez to zadbane tak, jak powinno być. Dlatego nie mogę się na to zdecydować. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie może być tylko zaspokojenie moich osobistych potrzeb (mogłabym się przytulić), ale przede wszystkim trzeba zadbać o to, by pupil był szczęśliwy, a ja tego szczęścia nie umiałabym mu dać…

Porcupine, rzeczywiście jest tak, że jak wpadam w depresję to dom staje się moim azylem – miejscem, w którym dochodzę do normy. Czuję się tu spokojniej i bezpieczniej niż na zewnątrz, gdzie tłum… bliżej nieokreślona masa… przeraża mnie. Dom jest czymś dobrym… Ale ten sam dom jednocześnie mnie ogranicza; nie pozwala mi pełniej dojrzeć…
Widzę, że i Ty przeżywasz lęki przed wyjazdem. Przykro mi bo wiem jakie to trudne. I w moim przypadku okazało się zgubne – emocje, z którymi wyjechałam nie zmieniły się podczas tego wyjazdu, jedynie dały o sobie znać ze zdwojoną siłą… Napisz jak Ci tam było, kiedy już wrócisz…

Flinka, cokolwiek piszesz, to ma to dla mnie wartość. Potrzeby. Może i mam świadomość swoich potrzeb, ale… nie umiem ich wyrażać, nawet w takich najprostszych sprawach jak poproszenie mamę o kubek herbaty, kiedy jestem chora i leżę w łóżku… Nie! Nie zrobię tego, a zapytana o to, czy czegoś potrzebuję powiem, że nie potrzebuję niczego, choć to nieprawda… Jestem hiperindywidualistką – wszystko chcę zrobić na własną rękę… Typowa „Zosia – samosia”… Ujawnienie swoich potrzeb kojarzy mi się z lekiem i ze wstydem; jest to rodzaj jakiegoś dziwnego obnażenia – totalnej emocjonalnej nagości… Abym poprosiła kogoś o coś, abym powiedziała komuś, czego potrzebuję, to muszę takiemu człowiekowi strasznie ufać i być z nim blisko. I jest taki człowiek w moim życiu (jeden człowiek…), przed którym się tak całkowicie przełamałam. Mimo wszystko proszenie o pomoc powoduje, że odczuwam lęk przed zarówno uzależnieniem jak i przed… odrzuceniem… No ale co z tego, że ja to wiem? Nie potrafię tego zmienić. Musze z tym żyć. Próbuję z tym żyć…
A czy potrzebuje teraz zaopiekowania się sobą? Nie do końca… Ja potrzebuje, żeby to ktoś się mną zajął – położył mnie na swoich kolanach i głaskał po włosach… Boże, jakie to żenujące… Jak tak dalej będę pisać, to głupio mi będzie tu wrócić… To jest właśnie taki moment, kiedy ujawniam swoją słabość, której się wstydzę… Ta słabość wiąże się z ujawnianiem potrzeb bo kiedy jesteśmy słabi więcej potrzebujemy od innych – pomocy, wsparcia… Myślę, że za tym wszystkim kryje się głęboki lęk przed bliskością w ogóle… Zauważyłam, że najbezpieczniejsza relacja to dla mnie taka, kiedy to ja mogę się kimś opiekować. Ale do tego potrzeba siły. I dlatego lubię być silna oraz dlatego najbezpieczniej czuję się wśród dzieci…A czego się bałam na obozie? Wszystkiego… Dosłownie i w przenośni… Masz rację Flinka, mówiąc, że kiedy zaczynam źle się czuć, to strasznie się wycofuję. Tak, ja też to zauważyłam. Czasami to może być bardziej bolesne dla tych, którzy chcieliby mieć ze mną wtedy kontakt, a ja staje przed nimi taka… „zlodowacona” emocjonalnie… A jeśli chodzi o dzienniczek, to już się tak nie boję – napisze prawdę, po prostu. Może nawet zrobię to w formie pamiętnika opisując bardziej mój intrapsychiczny świat, bo przecież w tym zewnętrznym to właściwie nie brałam udziału… Mój opiekun obozu to człowiek bardzo w porządku. O antybiotyku nie mam już nic do powiedzenia – mój organizm chyba się przystosował, także… Poza tym ja nie lubię opowiadać o problemach ciała…

Jurdab, rozumiem, że nie mój ból Cię cieszy lecz fakt że żyję – to miłe. Ale chodzi właśnie o to, że ja nie żyję… Nie żyję tak, jakbym chciała… I nie umiem tego zmienić… Przykre to jest dla mnie – z dnia na dzień coraz bardziej…

Agik, nie, to nie jest tak, że wolę być silna niż szczęśliwa… Nie jest też tak, że czuję, iż mogę być szczęśliwa tylko wtedy, kiedy będę silna. Nie. Szczęście leży według mnie trochę gdzie indziej… Ale wracając do siły. Siła kojarzy mi się z poczuciem bezpieczeństwa bo kiedy jesteśmy silni, to potrafimy sami zadbać o siebie, być dla siebie oparciem… Nie musimy o to żebrać… Nie musimy się bać, ani wstydzić… Jeśli mogłabym osiągnąć to wszystko bez poczucia wewnętrznej siły, to jestem w stanie na to przystać… A czym jest ta siła? Jest autentycznością, na którą mnie nie stać… Paradoksalnie, to ja uważam, że najbardziej silna okazałabym się wtedy, gdybym okazywała swoją słabość… A czy dobrze się stało, że cierpi teraz moje ciało i moja dusza? Czy to może dać mi kopa do nowych zadań?... Nie wiem… Jak na razie to dało mi to takiego kopa, że nie wiem jak wstać… Zgadzam się z Tobą Agik, że jedna bitwa nie świadczy o przegranej wojnie. Zgadzam się też z tym, że nowe bitwy czekają… I to mnie przeraża bo któregoś razu mogę ni sprostać…


Dziękuję Wam za wszystko co do mnie napisaliście
:kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:

mel.
melody
 

Postprzez prima » 28 wrz 2008, o 17:46

Dzien Dobry Dziewczyny,i chlopaki :)
Jestem tutaj nowa...znalazlam wasz watek,tu pasuje bo i ja cos ostatnio zgubilam (moze parasolke?;)powrocilam, jak powrocil moj smutek z powrotem w jego otchlanie,ale moze dzieki temu trafilam tutaj i moge powiedziec wiem co czujecie i cieszyc sie ze sa osoby ktore czuja podobnie. Jednak...czasami wysilek kilku miesiecy,lat jest stracony i ze choruje sie ponownie tracac wszystko co sie wypracowalo zdobylo,a co najsmutniejsze usmiech.....
pozdrawiam Was mocno i sciskam

Pierwszy krok to uswiadomic sobie gdzie sie w danej chwili jest i dlaczego wlasnie tutaj...od czwartku zaczynam powrot do swiata zdrowych,to "przejscie" budzi we mnie strach,prosze trzymajcie za mnie kciuki...
prima
 
Posty: 4
Dołączył(a): 28 wrz 2008, o 17:39

Postprzez flinka » 28 wrz 2008, o 21:22

Wiesz Mel ja też potrzebuję pobyć sobie małą, bezradną dziewczynką, którą ktoś się zaopiekuje. I rozumiem jak bardzo temu może towarzyszyć uczucie wstydu i bycia żałosną. Potrzebuje tego, ale nie umiem znaleźć w sobie na to przyzwolenia. A chciałabym płakać (swoją drogą nie potrafię i jest to takie moje idiotyczne marzenie) i by ktoś mnie utulił, bym mogła pobyć sobie słaba i nie zobaczyć w oczach drugiego człowieka krytyki. Zresztą zawsze gdy odkrywam siebie (nawet jeśli jest to dla mnie bezpieczne miejsce) towarzyszy temu zażenowanie. A równocześnie czytając to co napisałaś pierwsza pojawiła mi się myśl, że przecież to żaden wstyd potrzebować wsparcia... tylko ciężko to odnieść do siebie, prawda?

W ogóle tak bardzo znajome mi jest to o czym piszesz, znajome i ciężkie do przebycia, przez co czuję się dość bezradna... Bo ile razy można powtarzać słowo "rozumiem"... Ja też nie potrafię prosić o pomoc i związane jest to też z tym o czym pisałaś, a także z lękiem przed utratą obrazu drugiej osoby... Jeśliby odmówiła to automatycznie zaczęłabym się wycofywać, nawet jeśli odmowa nie uderzałaby w moją osobę. Pomijając już kwestię tego cholernego wstydu (czy naprawdę wszystkie emocje są takie potrzebne?) związanego z przyznaniem się do słabości.

"Czasami to może być bardziej bolesne dla tych, którzy chcieliby mieć ze mną wtedy kontakt, a ja staje przed nimi taka… „zlodowacona” emocjonalnie…" - A bolesne dla Ciebie?

Przepraszam chciałam napisać coś bardziej sensownego, a właściwie pomocnego... No nic... Przytulam...


Prima witaj na forum :usmiech2:
"Jednak...czasami wysilek kilku miesiecy,lat jest stracony i ze choruje sie ponownie tracac wszystko co sie wypracowalo zdobylo,a co najsmutniejsze usmiech..... "
Myślę, że wcale nie traci się wszystkiego... Człowiek się zmienia i chociaż trochę inaczej przeżywa nawrót, przynajmniej ja tak to czuję... Ma choćby tą świadomość, że już było inaczej i znów może tak być, a nadzieja to już jest dużo... To powodzenia w tym powrocie i jak będziesz chciała napisać to chętnie przeczytam. Pozrawiam ciepło
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez prima » 28 wrz 2008, o 23:30

Flinka masz jednak racje,naprawde duzo w tym prawdy,ze...tak naprawde zostajemy z czyms,to nie jest tak ze wszystko czego sie nauczymy tracimy,zostaje wiedza i nauka wyniesiona z poprzednich doswiadczen i wlasnie ta nadzieja ,ze jest ratunek ze tak jak przyszedl kiedys tak nadejdzie i teraz... wystarczy tylko poprosic o pomoc,modlic sie i czekac cierpliwie,

pozdrawiam Was wszystkich i sciskam :)
prima
 
Posty: 4
Dołączył(a): 28 wrz 2008, o 17:39

Postprzez melody » 29 wrz 2008, o 12:25

chciałabym płakać (swoją drogą nie potrafię i jest to takie moje idiotyczne marzenie)


Flinka,... rozumiem o czym piszesz bo pamiętam, że kilka lat temu i we mnie te łzy były... przyblokowane... Teraz jest inaczej. Płaczę często,... coraz częściej i pozwalam, by inni wówczas przyglądali się temu... Czasem znajduję w cudzych oczach współczucie, a czasem chęć skarcenia mnie...

czy naprawdę wszystkie emocje są takie potrzebne?

Nie wiem... Coraz mniej wiem na ten temat...

Uświadamiam sobie teraz, że to, na co najmocniej zwróciłam uwagę w Twoim wpisie, to te dygresje w nawiasach... Ciekawe dlaczego...

Prima, nie wiem gdzie jesteś teraz, ani gdzie byłas, ale... po prostu wracaj do świata zdrowych.

mel.
melody
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 475 gości

cron