napisalam wczoraj w nocy do was dlugi post i mi sie skasował:(((
Po co mi te 3 miesiące... kurcze bo mi jest serio z nim dobrze. potrafie się odpowiednio znieczulić na pewne rzeczy i zbierać śmietankę... przykład? wczoraj poprosił mnie, żebyśmy razem wybrali garnitur (idziemy za tydzień na wesele do moich znajomych) i poprztykaliśmy się w pierwszych 3 minutach spotkania (przyznał się, że w tą sobotę też idzie na wesele z inną znajomą. wiedziałam o tym doskonale - nie pytajcie skąd
- ale czekałam aż się przyzna). Właściwie nawet nic nie powiedziałam tylko skrzywiłam nosek:))) Ok, te 3 minuty, to nie były zbyt przyjemne, ale za to dostałam natychmias 3 godziny przyjemności: "mój rozwodnik" wyciągnął mnie z uliczki ze sklepami i zaciągnął na stare miasto na kawkę, obiad i kawkę i nie wim co jeszcze, bo za chiny nie chciał kończyć spotkania, ale w końcu powiedziałam, że już się śpieszę i musze iść. W sumie 3 godziny patrzenia w oczy, śmiechu, wygłupów, dyskusji. "Ugłaskiwał" mnie tym obiadkiem. I bardzo dobrze! Wiecie, że żaden z moich ex nigdy na coś takiego nie wpadł???!!! W sumie nie jesteśmy w związku i sama poszłabym na wesele, gdyby mnie ktoś zaprosił, więc do niego pretensji nie mam. Czyli byłam "ugłaskiwana" w sumie za nic, a tych 3 godzin nikt mi nie odbierze.
Oczywiście, też nic z nich mi nie przyjdzie, ale czy nie lepiej wziąść 3 godziny niż nie mieć nic? Przez większość życia nie miałam nic. A ten facet jest kompletnie na każdy mój telefon, na każde życzenie i na każdy kłopot. Ja wymagam od niego bardzo dużo i... szczerze powiedziawszy... zajmuję mu sporo miejsca w życiu. Robię to bezczelnie i brawurowo! Nigdy nie zastanawiam się czy coś mi wypada wobec niego. Biorę co chcę. Moim zdaniem może mu tego zabraknąć, bo nagle nie będzie miał komu dawać. Poza tym liczę, że nauczę się dzięki niemu "księżniczkowania". To później zadziała tak, że ja będę się zachowywała troszkę księżniczkowato, a inni to zauważą (już to widzą) i będą mnie autoamtycznie traktowali jak księżniczkę.
Aaaa... zapomniałam wspomieć, w wyniku dyskusji, zażyczyłam sobie wyjątkowego miejsca w jego świecie (twierdzi, że to oczywiste) i w związku z tym dostał karę: nie idzie ze mną na wesele (jasne, że go w końcu wezmę, ale niech się troche postara). Cytując "Ciocię Korbę" z Ladys "ja lubie jak oni się tłumaczą":)))
A tak poważnie, to wciąż uważam, że się nie zakochałam i nie mam zamiaru. Jeśli za 3 miesiące nadal będzie się tak ze mną bujał, to mu powiem ostatecznie "bujaj się". Promys!
CZY TO SERIO WYGLĄDA NA BEZNADZIEJNĄ SYTUACJĘ?