Przyjaciel DDA

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Przyjaciel DDA

Postprzez Justyna74 » 15 wrz 2008, o 13:21

Witam wszystkich...
Piszę tutaj na forum ponieważ chciałabym byście pomogli mi zrozumieć DDA. Mam przyjaciela, nie wiem czy on ma świadomość, że może być DDA ale z jego zachowania tak to właśnie wychodzi.
Niewiele wiem o jego dzieciństwie, jedynie to, że ojciec pił, awanturował się, z matką wielokrotnie uciekali z domu. Nienawidzi ojca (przynajmniej tak to mówi) ale wciąż mieszka z rodzicami. Na chwilę obecną jego życie rodzinne jest raczej spokojnie... niewiele o tym mówi, wręcz nie wyraża ochoty by rozmawiać o rodzicach. Nigdy nie naciskałam, może kiedyś przyjdzie czas by potrafił o tym mówić.
Jest niezwykle odpowiedzialnym człowiekiem, obowiązkowym aż do przesady (wg moich norm). Wogóle ma bardzo ostro postawione życiowe normy, nie tylko dla siebie ale też dla partnera, dla znajomych. Nie pije... Uważa, że ma potwornego pecha w życiu, że nic mu się nie udaje, że musi żyć w zgodzie z tym co mówi jego rodzina. Chociaż ma konflikty z matką to jest pod dużym jej wpływem (wydaje mi się, że on sam tego nie widzi). Niby porotestuje ale i tak w efekcie końcowym zrobi to co ona chce. Nie ma w kontaktach jego z matką serdecznych i ciepłych uczuć, jest jakiegoś rodzaju usztywnienie.
Kiedy rozmawiamy o uczuciach, on nie potrafi... nie umie o nich mówić. Nie potrafi powiedzieć czego by chciał dla siebie. Ma blokadę na wyrażanie własnych potrzeb... ale tych najbliżysz niego samego. Czasami mam wrażenie, że wokół siebie zbudował mur... do pewnej odległości mają dostęp wszyscy, potem jestem ja - mam pozwolenie podjeść bliżej i wiedzieć o nim więcej... ale to też na tyle daleko, że tak naprawdę nie wiem o nim nic.
Czasami kiedy ja już nie wytrzymuję z powodu jego braku wyrażania emocji, w kłótni często płacze (on) ale wciąż nie potrafi wyrazić tego czego pragnie. Raz tylko udało mi się z niego wydostać coś co pozwoliło mi myślec, że wiele dla niego znaczę. Nie jesteśmy w formalnym związku ze sobą z powodu różnych czynników ale też nie jest z nikim innym związany.
Ma dość niskie poczucie wartości własnej. Nie wierzy kiedy mówię że jest dla mnie kimś ważnym. Czasami mam wrażenie, że chciałby bym go obraziła albo skrzywdziła słowami. Ja nie potrafię... nie umiem tak bez powodu.

Jak żyć z kimś takim? Jak nauczyć się do niego docierać? Jak pomóc mu otworzyć się na tyle by móc go zrozumieć? Jak pomóc mu mówić o emocjach?
Proszę Was o popowiedzi....
Justyna74
 
Posty: 10
Dołączył(a): 24 wrz 2007, o 14:18

Postprzez adamo » 16 wrz 2008, o 13:26

Wchodze w to forum. Trochę z kompleksami po prawie całonocnym studiowaniu postów z grupy DDA. Kompleksami w zetknieciu z wypowiedziami ludzi, do których daleko mi doświadczeniem życiowym , pokorą i madrością. Jesteście wspaniali!!! Ja jestem w szoku po przeczytaniu tego wszystkiego. Trafiłem tu przypadkowo szukając materiałów o problemach w małżeństwie. Poprzez hasła o rodzinie dysfunkcyjnej. Tworzymy z żoną taką rodzinę. 21 lat. Ja 54, żona 48, dzieci 16 i 18. praktycznie brak problemów egzystencjalnych. ale między nami mur-zero porozumienia. problemy były wkrótce po ślubie. inne widzenie małżeństwa, miłości, dotyku, seksu, stosunku do drugiego człowieka, dzieci, uczuć. ------Jak dalej pisac , by nie zostać posądzonym o brak miłości i prokuratorski ton?
Zauważyłem, że cos nie gra. Zawsze było źle, najważniejsze to, czego sie nie zrobiło. Brak chwalenia, wsparcia (dzieci!) a ciągłe wypominanie, brak rozwiązywania problemów a złość i wyzywanie. Boże-widziałem to pomiędzy jej rodzicami, ale ona się ich tak wstydziła i tak atakowała, że uwierzyłem, że moja miłość pozwoli nam życ inaczej. Musiałem reagować sprzeciwem na propozycje "ty wychowuj sobie dzieci po swojemu, ja po swojemu" (nauczycielka!). Brak przebaczenia, pojednania, akceptacji gestów czułości, odtrącanie przy próbie przytulania (nie przy dzieciach!) Kochałem ją do szaleństwa ale nie pozwalała mi na okazanie tego! Na okazanie w sposób no chyba ogółnie przyjęty w naszej cywilizacji. Nigdy nie powiedziała wprost że mnie kocha. Ja chyba też, bo nie było atmosfery ku temu. Itd, itd. Ja oczywiście też nie jestem ideałem, praca zawodowa, dorabianie, adaptacja stychu na mieszkanie, gospodarowanie domem i ogrodem. Nie mogłem wciąż być przy zonie i dzieciach co było (jest do dziś!) zapalnikiem. Najgorsze to te hustawki. Kiedys miesiąc OK kilka cichych dni (dla mnie szok i próby nawiązania kontaktu). Rok temu kilka dni OK i miesiące milczenia.Teraz ponad rok włąściwie nieformalnej separacji pod jednym dachem. Dla mnie katorga. Ona chyba dobrze sie w tym czuje.

Po kilku latach takiego małżeństwa próbowałem sugerować że jest problem. "Jaki problem-żyj normalnie to nie będzie problemu". Ale nie dało się. Funkcjonowanie rodziny było chore. Nie wiedziałem o co tu chodzi, czy to ja jestem pokęcony czy zaczałem kupować książki. Przeczytałem chyba 50. Ona niecałe dwie. Próbowałem poradni rodzinnych, księży, rekolekcji. Po wielu latach udało sie kilka razy ale zawsze się to urywało bo coś było "głupie albo tendencyjne". Urywało w momencie, gdy zaczynalismy ledwo tykać uczuć, historii i sedna problemu. Przeżywała to strasznie i z jednej strony nie chciała rozgrzebywać historii ("zamiatanie pod łózko" ) a z drugiej strony pokłady zadr, uraz i niezaleczonych ran wracają każdego dnia lawą złości i szamba na moją głowę.
Teraz widzę, że te moje próby to był straszny błąd. Poświęciłem na to maże czasu i pieniędzy, a narobiłem dziadostwa, bo nie wolno mi było być terapeutą własnej żony. Pogłębiłem chyba jej nieufność i zamknięcie. Jestem "chamem, zdołowałem ja totalnie, powinienem sie leczyć, nie nadaj e sie na męża i ojca". (nie pisze o dzieciach bo nie chcę przeciągać - ale potwornie mi żal że nie nie widziały nidgy rodziców przytulonych, tworzących kochający sie i wybaczajacy związek; one już tez są "zarażone") Gdybym wiedział to co dziś! Po lekturze postów jestem zszokowany podobieństwem do DDA. Boże! Miałem łzy w oczach
widząc nas w tych tekstach. Podobno kiedyś jej tato lubił wypić. Podobno były jakies awantury na tle alkoholu. Bo inne to są normalką. Teściowa jest właściwie tyranką domową wobec totalnie uległego kapcia-teścia. Zona ma bardzo zły obraz swego ojca, z matką nie wytrzyma bez sprzeczki dłużej niz 2 godziny. Jej siostra zyje jako tako z mężem, który lubi wypić i ponoć zdarzaja sie awantury. Zaraz-zaraz ludzie - przecież to juz blisko! Teraz to skojarzyłem! Ta siostra nigdy nie zareagowała, że u nas jet cos nie tak- dla niej to normalne.
Jej brat wygrał los, bo hajtnął się z córką ludzi wporzo, związanych z pielgrzmkami do Medju-Gorie itd. I tam jest normalna rodzina. I często ten brat z moją żoną nie może się dogadać.
Gdyby żona wiedziała co tu piszę to by mnie chyba zabiła. Aha - trzy razy mnie pobiła tzn rzuciła sie z pięściami. Też był to dla mnie szok.
Aha - jesteśmy dość religijni, ale niestety żona bardzo sprytnie unika nauki Koscioła o małżeństwie. Z ważnością naszego ślubu pewnie różnie by było, bo przysięgę rozumie po swojemu - jak wszystko.
Kochani - nie chcę po nickach, ale liczę na kilka osób - odpiszcie na post Justyny74 i mój jednocześnie, jesli mój problem ma prawo znaleźć sie na tym forum. Poradźcie - nie, może choć napiszcie jak osoba z problemem dowiaduje się, że ma problem, kto może jej w tym pomóc, komu tego nie wolno, jak przestaje wypierać i znajduje odwagę najpierw na decyzję o zmianie a potem na pracę. Jak to było u was? Kiedy przestaliście krzyczeć "nie róbcie ze mnie wariata - sami sie leczcie!" a zaczęliście dopuszczać myśl, że może ze mną jest coś nie tak. Co ja teraz mam robić. Mysłałem o odejściu, bo nie mam juz siły walczyć z wiatrakami, tłumaczyć sie że nie jestem wielbłądem patrzec jak moja córcia staje sie powoli jak mama i babcia. Nie chcę dalej pokazywac dzieciom, że małżeństwo to koszmar a "miłość to tylko na filmie lub przed małżeństwem" (słowa żony). Ale gdy przeczytałem, że "tak, uwierz mi siedzisz jej w głowie i to głęboko... a im bardziej ona oddala sie tym bardziej jej zalezy na tobie" , to się rozbeczałem. To jest nie do pojęcia. Jak to sie tak może człowiekowi w głowie popieprzyć? Ale czy ja nie jestem potrzebny jej do JEJ wizji relacji czyli do dystansu, krytyki, wykrzyczenia sie itp? Może przez te 21 lat zaspokajam w 100% te jej potrzeby i ona nie rozumie o co mi chodzi. Co ja właściwie chcę zmienić?

Pomóżcie, proszę. Przeżyliście to. Wiecie jak to jest i teraz możecie już opisać te uczucia. Od dawna chciałem znać to "z tamtej" strony. Jesli w ogóle pomyliłem forum to przepraszam. No i wybaczcie długość tego postu. Ja odreagowuję w ten sposób, bo nie mam z kim słowa zamienić. To okropne!

Pozdrawiam - czekam na wasze bardzo głębokie i szczere wypowiedzi.
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez Justyna74 » 16 wrz 2008, o 14:04

Witaj Adamo...
Dziękuję, że napisałeś to właśnie tutaj. W zasadzie to ja sama nie wiem czy powinnam wogóle próbować mojemu przyjacielowi pomóc. Czy mam do tego prawo? Czy to nie będzie wchodzenie "z buciorami" w jego życie??? Czy nie zareaguje właśnie tak jak Twoja żona???
A jeśli powinnam mu pomóc to jak???? Od czego zacząć??? Jaką być dla niego by nie było to pasmem wyrzeczeń ani dla mnie ani dla niego???

DDA pomóżcie nam, którzy nie wiedzą jak postępować z osobami mającymi inne normy "normalności" niż Ci, którzy nie znali co to pijący ojciec w dzieciństwie ani awantury w domu...
Justyna74
 
Posty: 10
Dołączył(a): 24 wrz 2007, o 14:18

Postprzez gwiazda » 19 wrz 2008, o 17:54

żyję z DDA od 9 lat, rzeczywiście to koszmar
gwiazda
 
Posty: 3
Dołączył(a): 18 wrz 2008, o 19:45

Postprzez blue_g » 22 wrz 2008, o 18:07

Justyna74 - ja jestem w związku z takim człowiekiem prawie 3 lata.
Ostatnio związek ten całkowicie się rozpada... Jak przeczytałam jak scharakteryzowałaś swojego partnera - to miałam wrażenie, że czytam o moim. Ja też nie radzę sobie w tej sytuacji i zupełnie nie wiem co robić.

Nie potrafię do niego dotrzeć, nie ma między nami żadnej więzi, on na nią nie pozwala.
Chciałabym Ci pomóc, ale niestety sama nie wiem co robić :(
blue_g
 
Posty: 18
Dołączył(a): 26 lip 2008, o 21:49

Postprzez Sanna » 23 wrz 2008, o 10:40

Adamo, zastanawiałam się nad najlepszym rozwiązaniem tego problemu. Ja nie jestem DDA tylko DDD i sytuacja jest trochę inna niż u twojej żony- ja jestem tego świadoma, chodzę na psychoterapię a i tak mój narzeczony dostaje nieraz rykoszetem gdy ja zaczynam nienawidzić siebie ( rzucanie się z pięściami też było :oops: ). Co mnie skłoniło do zmian?- zaczęło się od leczenia depresji. Czułam się źle. Mogę przypuszczać że twoja żona DDA skonstruowała sobie taki świat nienawiści w którym z różnych , chorych przyczyn czuje się bezpiecznie i stabilnie. Może stan wojny jest dla niej jedynym znanym stanem? Na Twoim miejscu poszłabym do psychoterapeuty który zajmuje się DDA aby zająć się sobą. Tak sobie wyobrażam że tu chyba powinien zadziałać taki schemat jak w leczeniu uzależnionych- gdzie na psychoterapię powinna pójść i rodzina- po to żeby pozbyć się współuzależnienia, poczucia winy, aby uratować siebie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez adamo » 23 wrz 2008, o 12:14

Dzieki-Sanna, ja nie jestem pewien czy zona to w ogóle jakies DDx. Mało odpowiedzi - liczyłem na opinie innych. Ale chyba przestanę już walczyc o małżeństwo, bo to wyniszcza i bez szans.

Blue_g - jeśli tylko możesz, to wycofaj się póki czas i tak jak mi radzą - zadbaj o siebie. 3 lata to relatywnie mało i jeszcze sama jesteś w miare zdrowa. Jesli chcesz cos spróbować i zaryzykować, to sprowadź to wszystko do dna i spróbujcie sie razem odbić. Paradoksalnie akceptacja utrwala patologię i nie daje szans na żaden ruch. Nie ma odpowiedzi dobrem na dobro, miłością na miłość. Chciałbym znaleźć księdza-psychologa lub psychoterapeutę, który pracuje z DDx. MA KTOS NAMIARY?

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez Sanna » 23 wrz 2008, o 12:53

Najlepiej pewnie będzie trafić metodą wypytywania - pisałeś zresztą, że sporo czasu i pieniędzy poświęciłeś już na próby ratowania związku, pewnie w tych samych miejscach można ratować i siebie.

Tak mi przysżło do głowy, że szersze wybór pewnie będziesz mieć w Rzeszowie, znalazłam coś takiego.

http://www.rcp.rzeszow.pl/index.php?opt ... &Itemid=39
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez blue_g » 23 wrz 2008, o 17:35

Adamo może i masz rację, ale paradoksalnie ja wciąz darzę go uczuciem, choć czasem nie mam już siły :(

Tak jak pisałam w innym wątku, straciłam radość życia, pewność siebie i wszystko co dobre, a on wciąż ma humory.

Kiedy ja mam gorszy dzien - on tego nie akcpetuje, ucieka, obraża się za wszystko i uważa, że ja się go czepiam, dogryzam etc., a ja tylko próbuję mu pomóc. Kiedy powiedziałam raz, że powinien poszukać pomocy u specjalisty, wyszedł, trzasnął drzwiami i to ja byłam wszystkiemu winna, on nie widzi w sobie żadnej winy. Uważa, że on jest dobry, cudowny i to ja wszystko psuję.

Wiem, że powinnam uciec, ale wciąż nie mam siły. Trzymam się go bojąc się samotności, ale wiem, że on niszczy moje życie i zabiera jego radość :(
blue_g
 
Posty: 18
Dołączył(a): 26 lip 2008, o 21:49

Postprzez kate_s_ » 23 wrz 2008, o 20:59

Ja mogę się tylko podpisać pod wypowiedzią sanny - jakbym czytała o sobie...
Nie wiem czy jestem DDA, bo np. moi bracia tacy nie są (jak ja), nie jestem też może aż tak zimna jak żona opisana przez Adamo ale mam problem, krzywdzę zawsze tych, na których mi zależy, których kocham (albo powinnam kochać).
Adamo - zazdroszczę Twojej żonie Twojego zaangażowania - mój były mąż nie dał się namówić na terapię, oboje zaleźlismy sobie za skórę zresztą...ale ja chciałam coś próbować tylko, jak pisze sanna trzeba to zrobić razem.
Trochę chyba jesteś rozczarowany odzewem ludzi tutaj ale tak sobie myślę, że po tym co piszesz, tzn. że robiłeś już wszystko trudno cokolwiek tu dodać.
Justyna74, blue_g - wiem, że nie macie już sił ale próbujcie, mi takiej szansy nie dano.
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Postprzez adamo » 23 wrz 2008, o 21:11

blue_g: Dokładnie to samo. A ty myślisz, że ja nie kocham juz tej mojej Jędzy? Ja tez kiedys byłem pogodnym, wesolym facetem i baby nie narzekały. Nie trać pewności siebie! Absolutnie! Pielęgnuj swoje dobre strony. Musisz nauczyc sie szukac radości nie w tej waszej chorej relacji ale w czymś zupełnie innym. Inne znajomości, hobby, tylko nie uciekaj w pracę (i jakieś używki).Nie próbuj nic robić "małymi krokami" - to nie ma sensu. Ty nie możesz być dla niego terapeutą, kierownikiem duchowym etc. Nie kupi tego. Będzie cię winił za ... za cokolwiek co mu się przywidzi. A ty jak dasz sie złapac na haczyk będziesz udowadniać, że nie jesteś wielbłądem.
Unikaj tego dla własnego dobra. Nigdy sie nie tłumacz. Może ma zaufane osoby i to na tyle odważne, że rzucą na szalę przyjażń z nim to chyba jedynie one mogą próbować otworzyc mu oczy. Ty tego nie zrobisz. Im bardziej będziesz próbować, tym szybciej będziesz tracić u niego zaufanie a zyskiwać miano krzywdziciela. I o zgrozo - on NA PRAWDĘ tak myśli! Nie wie że może być inny sposób patrzenia. On nie przyzna sie NIGDY da zadnej winy. To by była dla niego w jego podświadomym mniemaniu katastrofa. Zauważ jak jest z jego poczuciem własnej wartości. Będzie żądał za wszystkie wasze problemy przeproszenia od ciebie, ale gdy przeprosisz, to nie licz raczej na wybaczenie ale na "kopanie leżącego" typu "a widzisz - przyznajesz sie , że jestes beznadziejna!". Podsuwanie przez ciebie lektury, jakiś audycji też na nic się zdadzą. We wszystkim będzie węszyć podstęp i próby manipulacji. Nie prubuj tzw poradników psychologicznych, bo one są dla w miare normalnych ludzi nie DDx!. I mogą cos dac jesli OBOJE to przeczytacie. Jesli tylko jedna strona tym nasiąknie, to jeszcze bardziej odsuniecie się od siebie.
Tak było u mnie (u nas). Zyczę ci mniej patologicznego przypadku.
Nie wiem czy macie dzieci i jakie warunki życiowe. Poczytaj coś o separacji.
Np wg nauki Koscioła jest to "ostateczna próba ratowania rodziny" (chyba cos w tym sensie). Zostając z nim (takim jakim on jest), będziesz i tak sama, ale jakby nie z własnej woli. Odsuwając sie poczujesz szacunek do samej siebie. Choć prawdopodobnie on zacznie szaleć albo błagać na kolanach byś tego nie robiła. Wtedy masz szansę postawić bardzo ostre warunki.
Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez blue_g » 23 wrz 2008, o 21:31

Adamo - my nie jestesmy jeszcze (i chyba nigdy nie będziemy) w formalnym związku.
Między nami jest coś czego nie rozumiem, choć w drugim moim wątku już mi to ktoś wytłumaczył. Kiedy On musiał o mnie zabiegać to strasznie mnie kochał i był do rany przyłóż. Stawał na głowie, żeby mnie zdobyć. Bałam się tego związku, bo już swoje przeszłam w życiu.
Jednak w koncu przekonał mnie do siebie, zmienilam swoje podejście i własnie wtedy On się owdrócil. Jednak już mnie uświadomiono, że to normalne zachowanie DDA ;( Boją się bliskości i zachowują w taki sposób.

Tyle, że ja juz chyba nie mam siły na te huśtawki i to co się dzieje. Przed chwilą wyszedł ode mnie i znów się pokłóciliśmy. Znów oczywiscie była to moja wina, bo On jest "idealny i kochany", a to ja jestem paranioczką.
Ostatnio już naprawdę myslałam, że zwariowałam :(
Dobrze, że się odezwałam na tym forum, bo widzę przynajmniej, że nie jestem sama z tymi problemami. Widze tez niestety, ze mam niewielkie szanse cos zmienic :(
blue_g
 
Posty: 18
Dołączył(a): 26 lip 2008, o 21:49

Postprzez adamo » 24 wrz 2008, o 10:42

Blue_g - huśtawki sa wykańczające. Nigdy nie wiesz kiedy i za co nastąpi zmiana humoru. Trudno jest zachowac granice między szacunkiem dla siebie, reakcją na agresje drugiej strony, a pokorą dla obiektywnej oceny własnego postępowania. Wszysto jest pokręcone wg chorych zasad partnera. To sprawia, że z czasem faktycznie zaczynasz myśleć, że może jednak "jesteś wielbładem".

Możemy sobie tak pisać i pisać... Często to pomaga zachować resztki zdrowia psychicznego, nieco odreagowac... Ty musisz. jak najszybciej podjąć decyzję co dalej. Nie odwlekaj jej. Pewnie czeka cie wojna i szantaz emocjonalny, bo skoro był kiedys uparty, to teraz też ci łatwo nie odpuści. Może powinnaś wyjechać, zmienić adres, mejla, komórkę?
Avatar użytkownika
adamo
 
Posty: 10
Dołączył(a): 16 wrz 2008, o 00:21
Lokalizacja: Podkarpacie

Postprzez Goszka » 27 wrz 2008, o 01:32

kurczę...bardzo rzadko zaglądam na grupę DDA,ale przeczytałam ten wątek,to wszystko co piszecie o doświadczeniach związanych z życiem z DDA i jestem przerażona,bo to ja w związku moim i chłopaka jestem takim potworem :cry:
Mogę sobie tylko wyobrazić jak On się musi czuć...kochać kogoś,kto ciągle rani...straszne...Nie wiem czy mogę być DDA ale odnajduję siebie w osobie Twojej żony adamo,czy Twego partnera blue g....Tak mi przykro,są ludzie którzy chcą tworzyć normalny związek,kochać i być kochanymi,a jednocześnie obok są i tacy którzy nie wiedzą czym tak naprawdę jest miłość i jak ma wyglądać...kto ich miał tego nauczyć :cry:
przepraszam...
Goszka
 

Postprzez kate_s_ » 27 wrz 2008, o 01:58

No to możemy sobie Goszko podac ręce :?
Tylko, że ja już zostałam sama, a Ty masz jeszcze czas na zmianę.
Pozdrawiam serdecznie :kwiatek2:
Avatar użytkownika
kate_s_
 
Posty: 122
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 15:07
Lokalizacja: Wlkp.

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 28 gości