Nie daję rady... Pogubiłam się...

Problemy z partnerami.

Postprzez Księżycowa » 15 wrz 2008, o 14:23

Ile razy pisałam tu na forum, tak zawsze mi ktoś pomógł i mam nadzieje, że tym razem też tak będzie, bo czuję, że to ponad moje siły.
Od jakiegoś czasu wszystko mnie przerasta i nie mogę sobie poradzić. Pierwsze dni w pracy okazały się porażką, więc się zwalniam, nie nadaję się do tego. Dziś miałam iść ale nie poszłam, tylko zadzwoniłam, że nie chcę już pracować. Piszę wypowiedzenie. Nie wiem jak to powiedzieć mojemu, bo w nocy pytał co mi jest i chciałam mu powiedzieć ale on zdenerwował się i na mnie krzyczał i dostałam napadu histerii, to jeszcze bardziej się wkurzył. Ja do niego nic nie miałam, chciałam, żeby mnie przytulił a on odwrócił się ode mnie. Do tego stwierdził, że co ja mogę mieć za problemy. Teraz siedzę w domu a powinnam być w pracy.
Czuję, że tam nie pasuję. Nie mam chęci iść do szkoły i przerywam kurs na prawo jazdy. Nie mam siły wstać, nie mam siły na nic i boję się życia chyba. Czuję się zupełnie sama ze wszystkim. Dlaczego mnie za to wyzwał? Teraz nie wiem co mu powiedzieć z pracą. Boję się, że nie będzie chciał już marnować na mnie czasu. Nie dziwie mu się nawet. Ale co mam zrobić, do kogo się zwrócić? Jestem sama...
Księżycowa
 

Postprzez Justyna74 » 15 wrz 2008, o 14:31

Witaj....
po pierwsze nie jesteś sama... może czujesz że nie jesteś rozumiana ale pamiętaj że sama nie jesteś
to co proponuję to spróbuj poszukać dobrej poradni pschiatrycznej bo mnie wyglada to na depresję
trzymaj się ciepło i pamiętaj, że nie jestes sama
Justyna74
 
Posty: 10
Dołączył(a): 24 wrz 2007, o 14:18

Postprzez ewka » 15 wrz 2008, o 15:56

Kasiorku, a co Cię z tej pracy tak wypłoszyło???
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 15 wrz 2008, o 20:04

Chodzę na terapię, jestem w trakcie.
Hmm... nie jestem sama? Wczoraj pojechaliśmy na chwilę do mnie do domu. Wszystko było ok między nami z wyjątkiem mojego samopoczucia. W ostatnim czasie w ogóle była ,,sielanka", ale wracając do tematu. Mój pies ostatnio choruje. Wczoraj dostał kroplówkę i stówkę to wszystko kosztowało. Ok poszłam do łazienki ale wcześniej poprosiłam ojca, żeby pożyczył mi 50 zł. na lekarstwa. Mój słyszał, że ojciec powiedział, że najpierw to trzeba psa wyleczyć a potem o mnie pomyślał. Nie mówił mi tego, bo chyba nie chciał mi robić przykrości, tylko w nocy coś w nim pękło... Dobiło mnie to.
Siostra miała porobiła mnie z zapłatą za kosmetyki i muszę płacić karę. Wiedziała do kiedy jest ostatni termin i dała dużo później. Do tego nie przyszła jak się ze mną umówiła. Jak jej powiedziałam, że musi zapłacić, bo to przez nią a ja nie mam na to kasy, to powiedziała, że niech mi będzie i że mam się odj....
Moja mama zadzwoniła wczoraj do mnie i upominała się, żebym oddała siorze lakiery, które nie są jej w sumie potrzebne. Ja zapomniałam po prostu a ona o wszystkim pamiętała. Szkoda tylko, że mama nie upominała siory o jej dług... Czuję, że jestem tą gorszą i czuję, że się na mnie wyżywają, że ja i moje sprawy nie mają dla nich znaczenia. Do mojego ie mam pretensji, ani żalu, nie ma obowiązku mnie rozumieć, to trudne. Czasem czuję jakby brakowało mi dawki poczucia bezpieczeństwa, ciepła nie wiem...

Co z pracą? Co mnie przeraziło? Myślę, że odpowiedzialność i ten cholerny brak wiary w siebie i poczucie niskiej wartości. Strach, że nie podołam, że nie potrafię. Myśl, że nie jestem tak zdolna jak inni, i że nigdy nie byłam. Co jeszcze... kompleks niższości przy innych dziewczynach. Strach przed atakiem i poniżeniem, bo zawsze byłam tą gorszą. Mimo tego, że na powodzenie nie narzekam, to jakoś nie dowartościowuje mnie to, nic nie daje... Boję się, że mój znajdzie sobie kogoś atrakcyjniejszego i bardziej wartościowego...

Może to głupie ale potrzebuję, żeby czasem przykryto mnie kocykiem i powiedziano, że nic mi nie grozi. Mój powiedział, że życiem jest brutalne i nie ma bajki. Coś mi to dało, bo zaczynam się do tego nastawiać. Póki co ja leżę pod kocykiem, bo źle się czuję i jest mi dobrze a on robi auto i nie ma go ze mną. Niby nic a jednak mnie przerosło... Ale nie chcę być taka. Chciałabym robić tyle rzeczy a tak bardzo nie mam na nie odwagi.
Chciałabym, żeby spojrzał jeszcze na mnie i pomyślał:... nie nie przejdzie mi to przez gardło.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 15 wrz 2008, o 22:51

kasiorek43 napisał(a):Co z pracą? Co mnie przeraziło? Myślę, że odpowiedzialność i ten cholerny brak wiary w siebie i poczucie niskiej wartości. Strach, że nie podołam, że nie potrafię. Myśl, że nie jestem tak zdolna jak inni, i że nigdy nie byłam. Co jeszcze... kompleks niższości przy innych dziewczynach. Strach przed atakiem i poniżeniem, bo zawsze byłam tą gorszą. Mimo tego, że na powodzenie nie narzekam, to jakoś nie dowartościowuje mnie to, nic nie daje... Boję się, że mój znajdzie sobie kogoś atrakcyjniejszego i bardziej wartościowego...

Kasiorku, Słoneczko! Władowałaś w tą swoją pracę wszystkie swoje demony... ale myślę sobie, że jak tak te demony szarpią, to się kiedyś na nie wkurzysz i powiesz, że nie będą już Tobą rządzić, bo tego sobie nie życzysz. I spróbujesz... może się uda, a może nie. Może uda się dopiero za 2, 3 lub 4 razem... ale na litość Boską Kasiorku... KIEDYŚ się przecież uda! I wreszcie uwierzysz, że nie jesteś nic nie warta... BO NIE JESTEŚ!!!

Ale! Jak nie będziesz próbowała, to nigdy tego nie sprawdzisz.

A rodzinka? Cóż, nie zmienisz ich... możesz jedynie postarać się mieć z nimi jak najmniej takich punktów wspólnych (np. jakieś interesy), które tylko pakują Cię w dołek.

A teraz jakbyś chciała napisać, co fajnego ostatnio się wydarzyło. Co fajnego widziałaś... np. co Cię rozbawiło, wzruszyło - bo przecież nie jest tylko do kitu, prawda?

Buźka :cmok:

Aha... z tej pracy zrezygnowałaś całkiem, czy się jeszcze wahasz? Każdy początek w nowym miejscu nie należy do najłatwiejszych i każdy ma jakiś lęk, bo nowi ludzie, nowe miejsca, nowe zadania... ale też nikt od nowego pracownika nie wymaga NATYCHMIAST wszystkiego... nowy ma prawo nie wiedzieć, pytać. Nie ma co się bać!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 17 wrz 2008, o 13:49

Z pracy zrezygnowałam, bez wahania. Taki, nowy ma prawo nie wiedzieć i pytać, zgadzam się ale powinnam mieć też możliwość, żeby się ogarnąć a mnie zostawili samą na stoisku bez kluczyków do gablotek i kluczy do magazynu, żebym mogła chociaż kogoś poprosić, które powinni mi dać, bo wiem z przepisów. Ja naprawdę lubię kontakt z ludźmi, jeżeli chodzi o pracę, nie mam problemu, żeby coś doradzić, nawet jeżeli nie znam wszystkich produktów, potrafię się w miarę szybko ogarnąć.
Wkurzyłam się, bo nie mogłam zrobić nic i zapytać też nie, nagle wszyscy ,,poginęli" albo nie mieli czasu a jak w ogóle zapytałam, to zdziwieni jakbym tam od zawsze pracowała. Ponakładało mi się. Może to błahe powody ale nie chcę pracować gdzieś, gdzie widzę, że na nowym pracowniku nie zależy. Kompletny olew na wszystko.

Pozytywne rzeczy to się dwie wydarzyły. Wczoraj w nocy dostałam prawie 40 stopni temperatury. Mój przyszedł zrobił mi łóżko, dał lekarstwo, przykrył, przytulił. Tak mi się jakoś ciepło i miło zrobiło :) . Nie rozumiem jednego tylko. Po tej sytuacji w nocy, co się na mnie wkurzył, w dzień był dla mnie w sumie normalny, nie to co zawsze. Znieczulił się czy co? A może już nie kocha? No a wieczorem już temperatury dostałam. Byłam u lekarza i mam anginę.
Ta druga to nie wiem czy taka pozytywna. Moja mama jak się dowiedziała, że chora jestem to nagle spytała czy do domu bym nie wróciła i dzwoniła i pytała jak się czuję. I teraz pytanie. Czy, żeby się nade mną nie znęcali, to muszę być chora? To przykre niestety :( .
Coś pozytywnych sytuacji nie wiele jak na razie. Za to dylematy nowe dochodzą. Zadzwonił do mnie dziś z pracy, że musi wyjechać na 4 dni, bo go wysyłają. A ja się znów boję... A może mnie już ma dość i sobie kogoś znalazł? Doszłam do wniosku, że nie myślę tak dlatego, że mu nigdy nie ufałam, tylko dlatego, że boję się, że przez moje występy ma dość.
A ja naprawdę dużo zrozumiałam, jeżeli o ten związek chodzi...
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 18 wrz 2008, o 00:30

kasiorek43 napisał(a): Może to błahe powody ale nie chcę pracować gdzieś, gdzie widzę, że na nowym pracowniku nie zależy. Kompletny olew na wszystko.

Tak właściwie to temat na osobną dyskusję... stosunek pracodawcy do pracownika. Ja pracuję już ileś tam lat w jednej firmie i dzisiaj stać mnie na to, że wiele rzeczy widzę swoim własnym okiem i wiele rzeczy umiem mieć w nosie. Rozumiem, że może to być trudne dla kogoś, kto zaczyna. Powiem Ci, że ja jednak zacisnęłabym zęby i poszła w to wszystko dalej... odejść można zawsze. No tak, ale ja z tych chyba twardych jestem;)

kasiorek43 napisał(a):Ta druga to nie wiem czy taka pozytywna. Moja mama jak się dowiedziała, że chora jestem to nagle spytała czy do domu bym nie wróciła i dzwoniła i pytała jak się czuję. I teraz pytanie. Czy, żeby się nade mną nie znęcali, to muszę być chora? To przykre niestety :(

Kasiorku, ja też jestem mamą i jeśli uważasz troskę swojej mamy za coś niepozytywnego, to chyba jesteś niesprawiedliwa. Zdarza mi się krytykować swoje dzieci... ale kurczę NIGDY nie ma w tym jakieś mojej złej woli!!! Jeśli krytykuję, to COŚ widzę, coś mi się nie podoba... to wstęp do dialogu i wyjaśnień. Ja nie muszę mieć racji i tę rację oddam moim dzieciom z miłą chęcią... ale nigdy nie jest tak, że chcę je po prostu udupić!

Czy nie jest tak, że WYDAJE Ci się, że cały świat i najbliżsi Ci ludzie są przeciwko Tobie? I że jesteś na NIE i wszystko odbierasz na NIE? Czy nie pomyślałaś czasami, że możesz się mylić?

:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 18 wrz 2008, o 11:18

Dziś w nocy nie mogłam zasnąć. Strasznie dużo myślałam o wszystkim.
Rzeczą, którą w tej chwili najbardziej przeżywam , i której najbardziej mi brak jest to, co tak bardzo się pozmieniało w moim związku. Wiem, że początki są zawsze fajne, ale czasem mi się wydaje, że jestem dla niego zupełne inną osobą, że nie jestem już tak bardzo warta wszystkiego jak kiedyś. Z resztą u nas te ,,początki" trwały ponad pół roku. Wydawało mi się, że to wszystko to nie prawda. Najpiękniejsze z tego wszystkiego było to, że nie czułam się przy nim jakbym była sama. Czułam się bezpiecznie i było mi tak dobrze. Wiem, że było nam dobrze. Pytał jakie mam marzenia, jak wyjeżdżaliśmy na jeden dzień, to się cieszył, że będziemy mogli być trochę sami, mówił rzeczy, których się nie spodziewałam, że mogę usłyszeć a teraz ich nie ma. Nigdy tego nie zapomnę. Wydawało się, że mu bardzo zależy. Najpodlejszym uczuciem jest to, że sama jestem winna, że to się skończyło. No i po części jego charakter. Patrzałam na niego jak na najmilszą osobę na świecie. Dopóki nie zaczęłam się przed nim bronić i to nie dlatego, że zaczęliśmy się kłócić, tylko dlatego, że krzyknął na mnie w taki sposób, że nie widziałam go już takiego, tylko jak kogoś, kto mnie atakuje. On stracił swą cierpliwość a ja zostałam sama bez możliwości zwrócenia się do niego w tej sprawie. To jest przykre, tego mi żal i tak bardzo tęsknie za tą jedyną osobą, która tak mnie rozumiała, chociaż wiem, że to już nie wróci. Zawiodłam go i nie zasługuję na nic z jego strony. On chyba też się przede mną broni.
Nie usłyszałam dawno od niego bezpośrednio, że mnie kocha. Brakuje mi tego ale chyba na to nie zasługuję, bo tak bardzo go zawiodłam.
On wyjechał a ja wyję jak bóbr, bo czuję się tak podle z tym wszystkim i wydaje mi się, że on już mnie nie kocha tak jak kochał...

Jeżeli chodzi o rodziców, to nie wiem jakie mam mieć odczucia. Raz są tacy a raz inni. Wiem, że się trochę zagalopowałam ale czuję się ostatnio jakby wszyscy byli przeciw mnie. Oni często mnie krytykowali ojciec, rodzeństwo. Źle to znosiłam i znoszę. Nie dlatego, że uważam, że jestem idealna ale dlatego, że bolały mnie ich słowa niektóre. Mi było źle a oni jakby zupełnie odwrotnie. To nie jest tak, że ja kompletnie nie zdaję sobie sprawy. Wiem, że wyrządziłam im krzywdę a najbardziej mamie. Nigdy nie potrafiliśmy byś z sobą szczerzy i rozmawiać o jakichkolwiek problemach. W podstawówce miałam problemy i oni do dziś nie wiedzą co się działo. Tu dochodził jeszcze wstyd. Nikt nie wie. Ja wiem, że jestem niesprawiedliwa i wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia. Jest mi tylko ciężko samej sobie poradzić ze wszystkim na raz. Bardzo ich kocham ale nie potrafimy się porozumieć.

Nie będę potrafiła im się przyznać do tego czuję. Nie potrafię. Nie wiem czy będę potrafiła. Chociaż moja Pani Doktor mnie uświadamia i stara się coś zrobić z tą skorupą.

Bardziej byłam szczera z chłopakiem niż z nimi. Właśnie. Co z nim, co z tym wszystkim??
Dlaczego ja taka jestem?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 19 wrz 2008, o 07:55

Kasiorku, miłość z upływem czasu wygląda inaczej i tak jest zawsze! I każdy (myślę, że każdy) gdzieś tam w środku tęskni do tego wcześniejszego czasu, bo było tak słodko... potem jest po prostu inaczej. Ja zakładam, że jeśli dwoje ludzi jest ze sobą dlatego, że chcą być razem... nie dopatruj się całego wieżowca swoich win i nie obwiniaj się o WSZYSTKO! Dlaczego to sobie robisz?

Buźka
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 19 wrz 2008, o 12:41

Masz rację nie ma sensu żyć tym co było ale teraz trzeba spojrzeć w coś, co nazywa się rzeczywistość i tak samo spojrzeć na drugą osobę. Miał zadzwonić dziś rano i nie zrobił tego. Nie wiem też co działo się wczoraj na tym wyjeździe i nawet jeżeli by się wkurzył, że tak napisałam, to wiem, że on myślałby tak samo. Zaczynam się bać, że nie jest szczery.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 19 wrz 2008, o 13:01

kasiorek43 napisał(a):... nawet jeżeli by się wkurzył, że tak napisałam, to wiem, że on myślałby tak samo. Zaczynam się bać, że nie jest szczery.

Nie rozumiem... a co napisałaś? Gdzie? Kiedy? Nie rozumiem...
Skoro się denerwujesz, nie możesz sama zadzwonić ze zwyczajnym "co słychać"?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 19 wrz 2008, o 16:11

Że napisałam, że czasem mam wątpliwości. Nie wiem czy zagląda na tą stronę, więc dlatego tak napisałam, bo nie wiem jak by to odebrał ale wiem, że myśli w podobny sposób.
Dlaczego nie chcę zadzwonić? Nie chcę mu przeszkadzać, bo w końcu jest w pracy. Już zadzwonił, nie mógł wcześniej... Ja wyolbrzymiam wszystko przez swoje durne lęki. Nie potrafię później ocenić sytuacji realnie.

Wiem, że zbyt wiele biorę do siebie. Wiem, że muszę przestać, bo się wykończę. To jednak nie jest takie proste. Już coś ze mną nie tak i się martwię :? .
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 20 wrz 2008, o 10:25

Wg mnie... najprościej żyć tym, co jest dzisiaj bez tego, co (on) myśli, co powie, jak odebrał, dlaczego tak a nie inaczej - to karuzela, od której można oszaleć.

Najprościej wcale nie znaczy, że to jest łatwe, ale obstawiam prostotę we wszystkim... nadmierne kombinowanie niczego dobrego nie przynosi.

Buźka
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 20 wrz 2008, o 15:58

---------- 13:58 20.09.2008 ----------

Czasem mam wrażenie, że nie akceptuje mnie już taką, jaką jestem i to nie jest przecież moją winą. Wiem, że muszę w sobie parę rzeczy pozmieniać ale poza tym zawsze było ok. Zastanawiam się tylko czy ja sama sobie tak pozwoliłam, czy i tak by się stało...
Z drugiej strony wydaje mi się, że ja dwa razy mocniej odbieram to, co mówi i robi. Chyba nawet czasem mylę jego zamiary.

---------- 15:58 ----------

Ostatnio zrozumiałam coś i zrobiło mi się przykro. W sumie przez całe dotychczasowe życie chciałam być zauważana. Przeżywać ze wszystkimi każdą chwilę radości i nie tylko. Kilka dni temu zrozumiałam, że jestem kompletnie zamknięta na to, że mimo, że jestem w danej sytuacji z danymi osobami, już nie zbywana, to czuję jakby wszystko mnie omijało, jakbym patrzała tylko na to i nie mogła tego przeżyć. I tu doprowadziłam do tego, że mniejsze jest przejęcie moją osobą, bo chciałam czegoś, nie potrafiłam się określić i nie wyglądało to tak, jak powinno wyglądać. I tak mi się nasunął kolejny dylemat. Jest sens zwierzania mu się z niektórych spraw, do których i tak nie ma cierpliwości takiej jak kiedyś, jeżeli nawet sam pyta mnie o co chodzi. Z drugiej strony jak powiem, że nic albo, że nic ważnego, to mi mówi, że już więcej się nie będzie interesował jak mu nie chcę powiedzieć.
Tak źle a tak też niedobrze...
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 21 wrz 2008, o 09:35

kasiorek43 napisał(a):Z drugiej strony wydaje mi się, że ja dwa razy mocniej odbieram to, co mówi i robi. Chyba nawet czasem mylę jego zamiary.

Dwa razy albo i więcej, Kasiorku.

kasiorek43 napisał(a):Jest sens zwierzania mu się z niektórych spraw, do których i tak nie ma cierpliwości takiej jak kiedyś, jeżeli nawet sam pyta mnie o co chodzi. Z drugiej strony jak powiem, że nic albo, że nic ważnego, to mi mówi, że już więcej się nie będzie interesował jak mu nie chcę powiedzieć.

Skoro pyta (oj niewielu facetów to robi, doceń to) - dlaczego mu nie odpowiadasz? Kiedyś przestanie pytać, skoro nie mówisz. Nie mówisz, a potem się męczysz.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 64 gości