mężczyzna po rozwodzie

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 18 wrz 2008, o 00:13

nana napisał(a):
ewka napisał(a): A czy nie jest tak, że trwając w takim układzie, który na tę stronę już nie układu, ale związku... że on na tę stronę raczej się nie przewróci i tym samym zabieracie sobie szansę na normalny związek?
nie zrozumiałam pierwszej części Ewo :(((

No bo chyba zamotałam;) Chodzi mi o to, że jeśli trwacie w układach jasno określonych od samego początku... czyli raczej nie przewalą się na stronę związku (nie układu)... to tym samym zabieracie SOBIE SAME szansę na stworzenie związku prawdziwego... rzecz jasna - z innym facetem.

No;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez nana » 18 wrz 2008, o 09:02

natka7911 napisał(a): Nana, ja mecze sie w tym ukladzie, owszem jest fajnie, ale byloby jeszcze fajniej gdybym i ja podchodzila do tego na luzie. I to jest dla mnie pewnie kwestia czasu kiedy powiem DOSC!!!!!
Dziewczyny oddalam sie od niego, zobaczymy jak dlugo dam rade...
wraca kwestia granicy czasowej!:) ja mimo, że dość lekko i realnie traktuję swój "układ" to już czuję przez kości, że będę miała go DOŚĆ i nie uważam, że warto czekać do tego dość, bo wtedy pojawi się flustracja i roczarowanie.

A swoją drogą, to czemu oni nie reagują na nieogolone nogi? jakoś tak mi to nie pasuje do mojego "przyjaciela", bo on bardzo zwraca uwagę na "zadbanie" kobiety.

Uf, Ewo! Czyli zrozumiałam całość. Jak już mówiłam, moje "zamknięcie drogi" jest tylko częściowe i czasowe. Mam oczy dookoła głowy i chociaż "nie szukam", to bacznie obserwuję mężczyn i jak trafię na kogoś interesującego, to nie sądzę, żeby się długo zastanawiała co robić:)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez ewka » 18 wrz 2008, o 10:38

Wszystko super, Nana... ale jak się w tym układzie wtopisz? Zakochasz? Stracisz głowę? Podchodzisz do tego bardzo racjonalnie i słusznie, bo układ to układ... ale czasami się nie zapanuje nad sobą i wtopa gotowa - wszystkie wytyczne biorą w łeb. Dlatego wydaje mi się, że takie układy są po prostu bardzo ryzykowne.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez natka7911 » 18 wrz 2008, o 11:41

Nano, Ewa ma racje, uwazaj bys sie nie zakochala, ja tez podchodzilam do tego na luzie...a tu teraz sie mecze.. wiec jesli mozesz zakoncz to....po co masz cierpiec??
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez nana » 18 wrz 2008, o 14:12

Obydwie macie racje! Ryzyko jest duże, a szanse "wyjścia bez szwanku" albo zmiany "układu" na "związek" są niewielkie.
Tyle, że ja do tej pory miałam kłopot emocjonalny pt. planistka, czyli wszystko miałam wykalkulowane i zaplanowane, np. poznawałam kogoś nowego i z miejsca zakładałam, czy to będzie dla mnie kolega, czy chłopak. Nie możliwe było dla mnie odejście od założeń. Ba! zakłądając, że to będzi chłopak robiłam kolejne założenia i plany na najbliższe 5 lat łącznie z miejscem ślubu i ilością dzieci. Jak się to kończyło, to chyba nie muszę mówić... :))) każde zwierze czyjące zaciskającą się pętle ucieka!!!
Zatem mi ryzyko i spontaniczność jest potrzbne jako przeciwwaga, żeby odragować okrez planistyczny i znaleźć złoty środek.
W życiu przez facetów płakałam nie raz. Rok temu po kolejnym rozstaniu wylądowałam na terapii. Moja terapeutka twierdzi, że mój "układ" powinien być dla mnie swojego rodzju lekcją. Poza tym dlaczego wysiadać z karuzeli, która jest wesoła i się kręci? W imię tego, że mogę spaść? Kiedyś ciągle martwiłam się jutrem i jutro było dla mnie na pierwszym miejscu. Teraz uczę się postawić dziś na pierwszym miejscu, a jutro... a jutro może kometa uderzy w ziemię i nie będzie się o co martwić?
Oczywiście koloryzuję, ale jutro powinno być zdecydowanie na miejscu jutra!:)

P.S. Oczywiście ja też się angażuję, ale staram się "wyluzowywać" samą siebie.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez natka7911 » 18 wrz 2008, o 14:57

Ja tez staram sie "wyluzowac"- nie udaje mi sie... :cry:
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez nana » 18 wrz 2008, o 15:02

dużo ze sobą rozmawiam i jak mnie ogarnia zazdrość i panika to głęboko oddycham:))))))

... sorrki... mam już weekendowo pozytywny nastrój:)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Marcia » 18 wrz 2008, o 15:21

A tak z innej beczki, dla rozładowania:
Żona do męża: -Nie mogę zasnąć, opowiedz mi bajke.
Mąż: - Kocham Cię.
Marcia
 
Posty: 101
Dołączył(a): 13 wrz 2008, o 14:07

Postprzez natka7911 » 18 wrz 2008, o 15:28

:D
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez nana » 19 wrz 2008, o 08:31

miałam raportować, więc uprzejmie donoszę, że mój "rozwodnik" zapędził się we wczorajszej rozmowie (rozmowie dotyczacej "ustalmy jak to z nami jest", którą sam zaczyna średnio statystycznie raz w tygodniu) i powiedział "nasz związek":))) oczywiście wytknęłam mu to przejęzycznie i zwróciłam uwagę, że raczej do tej pory to była "relacja", "znajomość", "przyjaźń" lub "układ"...:) Na co on stwierdził, że nie możemy ukrywać dłużej, że związku nie ma:)))
Poza tym powiedział, że jestem zdecydowanie pierwsza na liście kobiet z którymi chciałby żyć (jak już będzie gotów), ale to jego zdaniem potrwa długo, a może nigdy. Oczywiście ja nie deklaruję czekania! A wręcz przeciwnie.
Ponadto zapytałam go czego ode mnie oczekuje ustalając co tydzień "jak to z nami jest"? Zapytałam wprost: oczekujesz, że powiem "kocham cię"? I oczywiście poinformowałam go, że nie potrafię tego powiedzieć, a raczej powiedzieć mogę, ale nie jest to właściwe określenie moich uczuć. Śmiesznie to z nami jest:) W sumie on bardziej się stresuje sytuacją niż ja.
Poprosiłam na koniec, żebyś nie przeprowadzali takiej rozmowy raz w tygodniu, bo ja mam swoją wewnętrzną sinusoidę emocjocjonalną (nie związaną z naszym związkiem, chodzi o moje problemy emocjonalne z samą sobą i najbliższą rodziną), z którą sobie chciałabym poradzić i żeby dał mi czas aż uporządkuję sama siebie, a potem żebyśmy rozmawiali. Dodałam też, że to nie będzie na świętej nigdy, ale że wyznaczyłam sobie horyzont czasowy, gdy to będę chciała zrobić sobie bilans i zadecydować "co dalej z nami" i ja dalej chcę trwać w takim układzie.
On wkółko powtarza, że cotygodniowe rozmowy są wynikiem jego obaw przed moim zaangażowaniem się, czego by nie chciał... ale hymm... moim zdaniem są wynikiem jego obawy przed jego własnym zaangażowaniem się:P Moim zdaniem już skumał, że nigdy nie będzie miał mnie dość i jeśli ja się mocnao zaangażuję, to będzie musiał coś zrobić, żeby nie odeszła (a raczej takiej reakcji się spodziewa i ma rację! zacznę uciekać w pewnym momencie).
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez natka7911 » 19 wrz 2008, o 09:22

Oj Nana. uwazaj, bo "moj" tez niczego nie obiecuje, i tez u niego moze to potrwac dlugo. Coraz rzadszy mamy kontakt, malo ze soba rozmawiamy, jak on dzwoni, ja nie odbieram tel, robie to celowo, ale jemu to chyba zbytnio nie przeszkadza Coraz wieksza mam swiadomosc, ze nic z tego nie bedzie....Jest ciezko, bo chwile spedzone razem byly jednymi z piekniejszych w ostatnim czasie.....Jest mi smutno:((i zle, ale co tam, trzeba zyc dalej...
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez nana » 19 wrz 2008, o 09:46

to właśnie miałam na myśli pisząc że zacznę "uciekać"... i myślę, że on już o tym wie, ale nie jest mu to obojętne...

rozumiem, że jest ci smutno. chciałabym cię pocieszyć... tylko jak? moja pani psycholog by zapytała "co by Panią pocieszyło?". A co by ciebie pocieszyło? Miałby tu na myśli oczywiście taki sposób, z którym ON nie ma nic wspólnego. ale to by powiedział psycholog, a ja zapytam o to czy ... wiem, że to bardzo pokrętne, ale czy ON cię wspiera w tym "odejściu" czy raczej ci w nim przeszkadza?
Trochę mnie zaskakuje to co napisałaś, że "nie przeszkadza mu". Jak by nie spojrzeć wasz "układ" miał dla niego same plusy, to dlaczego tak łatwo z niego rezygnuje?
Wiem, że to takie "leczenie zapalenia gardła zimną wodą", ale ja tak czasami pokrętnie działam. Oczekiwałabym w takiej sytucji od mojego "rozwodnika" pomocy, nawet jeśli pomoc oznaczałaby, że też się zacznie ode mnie odsuwać.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez natka7911 » 19 wrz 2008, o 11:43

---------- 11:34 19.09.2008 ----------

Nana, poprostu jak mu pisze ze mu nie zalezy na mnie, ze go nigdy nie obchodzilam, on na to nie reaguje, on mowi ze jest inaczej, ale jakos nie zaprzecza moim slowom, wiec jak mam sie czuc? Tak jak by mi przytakiwal...

---------- 11:43 ----------

Nana, nie wiem czemu mu nie przeszkadza....moze dla niego faktycznie to byla tylko przygoda, na poczatku moze sie zauroczyl? A teraz klapki z oczu opadly???
Nie wiem, pisal ze jestem mu bliska osoba, a tak traktuje mnie chlodno....
Avatar użytkownika
natka7911
 
Posty: 156
Dołączył(a): 6 sie 2008, o 20:24

Postprzez nana » 19 wrz 2008, o 12:02

Natko!

same sprzeczności ci wyszły:((( no chyba, że ja źle cię zrozumiałam... piszesz: "jak mu pisze ze mu nie zalezy na mnie, ze go nigdy nie obchodzilam, on na to nie reaguje, on mowi ze jest inaczej, ale jakos nie zaprzecza moim slowom" no to w końcu "nie reaguje" czy "mówi, że jest inaczej" czy jednak "nie zaprzecza, że go nie obchodzisz"...

i znów:
"pisal ze jestem mu bliska osoba, a tak traktuje mnie chlodno..." to jak rozumiem świadczy o zmianie jego podejścia... ale może on chce ci zwyczajnie ułatwić decyzję? myślę, że "mój" by tak zrobił. Jakby widział, że ja chcę zakończyć to sam by też ochłodził swoje podejście.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez Sanna » 19 wrz 2008, o 12:22

A ja myślę , że traktuje Natkę chłodno, bo ona faktycznie go nie obchodzi. Może chciałby spotykać się niezobowiązująco z wyluzowaną, chętną, bezproblemową laską , a ,,ta" mu wyjeżdża ze smętnymi pytaniami : ,, czy zależy Ci na mnie?". No więc chłopina z jednej strony nie chce układu stracić ,więc nie zaprzecza, a z drugiej nie chce jej w oczy okłamywać więc i nie potwierdza. Jakoś tak brutalnie to widzę. Zadeklarował przecież że nie chce się angażować, więc może nie ma co tu szukać trzeciego dna tylko trzeba spojrzeć prawdzie w oczy?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 372 gości