Nienawidzę mojego męża

Problemy z partnerami.

Nienawidzę mojego męża

Postprzez krucha » 9 wrz 2008, o 01:31

Witam wszystkich.
To prawda . Nienawidzę go. To już nie są nerwy, chwilowe załamanie. Zapadam się coraz głębiej w tej nienawiści, chociaż żyję normalnie i staram się udawać,że jest ok. Że mogę z nim wytrzymać, że jest całkiem fajny. No przecież zdarzają się dużo gorsi.
Jesteśmy małżeństwem od 15 lat. Mamy dwójkę dzieci.

To nie była wielka, szalona miłość. Po prostu trafiliśmy na siebie, dwójka samotnych ludzi. To dziwne, ale w wieku 20 lat można być cholernie samotnym. On nigdy nie był super przystojny, super zabawny, super inteligentny. Ale ja też nie byłam gwiazdą towarzystwa.
Na początku było fajnie, ja spragniona seksu, prawie 20-letnia dziewica, on doświadczony, chociaż niewiele starszy ode mnie.
Po niedługim czasie zamieszkaliśmy razem i wkrótce wzięliśmy ślub.
To nie było tak, że nie mogłam żyć bez niego. Po prostu nie potrafiłam być sama. Myśl o tym, że ktoś będzie już na zawsze "mój" była cudowna i pociągająca.

Zaczęło się psuć od początku. Takie niby duperele. Nigdy nie pamiętał o moich urodzinach. O rocznicy ślubu już wogóle nie wspomnę. Pierw sobie mówiłam:"hej, faceci już tacy są, wszędzie o tym piszą!". Lecz nagle uświadomiłam sobie, że lata mijają, a nic się nie zmienia. Przyszły dzieci, nie było nigdy dnia matki, nie było dnia dziecka, urodzin dzieci, nie było nigdy prezentu na święta. Nawet gdy wróciłam po porodzie do domu z dzieckiem zastałam jedynie burdel. Oczywiście prowadzimy w miarę normalny dom. Ja zawsze dbam o to, żeby dzieci dostawały prezenty, żeby pamiętano o nich w dniu dziecka, a na święta przyszedł "prawdziwy" Mikołaj.

Nie pomagały rozmowy, prośby, awantury, wyrzuty. Po piętnastu latach małżeństwa jedynym prezentem jaki dostałam od męża jest kubek :shock: który już się dawno stłukł. Zawsze słyszałam, że nie pamiętał, "wiesz kochanie jaki jestem", albo wieczne:"wiesz, że nie miałem kasy"
No tak, kasa. Podobno nie daje szczęścia, ale jej brak skutecznie unieszczęśliwia i psuje nawet najlepiej udawany związek

Ale wracając do historii. Poważniejszy problem się zaczął, gdy urodziłam pierwsze dziecko. Przeszła mi zupełnie ochota na seks. Z biegiem lat było coraz gorzej. Na myśl, że mój mąż mnie zaraz dotknie i zacznie cos robić, robiło mi się niedobrze. Prosiłam, żeby zapisał nas gdzieś do seksuologa, ja nie chciałam, gdyż najzwyczajniej w świecie się wstydziłam. Oczywiście nigdy nic się nie stało w tej sprawie. Z biegiem lat nauczyłam się udawać zainteresowanie seksem i moim mężem. Wiedziałam, że nie wytrzyma bez niego długo. Gra wydawała się warta świeczki.

Zawsze powtarzałam sobie, że warto. On jest taki szczery i uczciwy i naprawdę się stara. Po prostu nie wychodzi.
Kiedy zaczęły się problemy finansowe wszystko wzięło w łeb. Nie tak od razu. Ja zaczęłam być coraz bardziej nerwowa, mój mąż coraz bardziej "olewczy". Ja coraz więcej krzyczałam, płakałam i prosiłam, on coraz mniej robił. Zapominał o ważnych sprawach, sprawozdaniach, telefonach, jak nie zapominał, to nie robił tego, "bo cośtam".

W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jak rano go o coś proszę pięć razy żeby załatwił bo to "bardzo ważna sprawa", to i tak nie wierzę, że to zrobi. Prawie nigdy się nie myliłam. Pomyślałam, że mieszkam z trójką dzieci i że to ponad moje siły.

Nie mam już ochoty do życia. Gdyby nie dzieci, nie wstawałabym rano z łóżka. Nie chodziłabym do pracy. Zresztą gdyby nie dzieci, już bym nie żyła. I to chyba parę razy.
Kiedyś mieliśmy awanturę. Ja jak zwykle starałam się wytłumaczyć o co mi chodzi, on jak zwykle siedział ze smutną miną, powtarzając:"no wiem, wiem, kochanie". Jak grochem o ścianę. Zawalił tak fatalnie, że trudno w to uwierzyć. Nie wdając się w szczegóły, stoimy na skraju utraty domu, straciliśmy na razie jakieś 11 tys. zł., co dla nas jest sumą niewyobrażalnie wielką. I to nie dlatego, że coś strasznego się stało.
Dlatego, że mój mąż "nie załatwił, bo zapomniał, a potem jakoś nie było czasu i zapomniał mi o tym powiedzieć"!!!!!!!!!!

Wyobrażałam sobie wtedy, że idę do kuchni po nóż i go zabijam. Dźgam go tym nożem, a on w końcu umiera. Oczywiście nigdy nie byłabym w stanie czegoś takiego zrobić. Nie rozumiem, jak można komuś zadawać ból. Jednak w tym momencie ta myśl była tak przyjemna. Wyłam całą noc, nie wiedząc co dalej robić. Mażę o tym, żeby już nie żyć. Nie, żeby się zabić. Żeby nie żyć. Żeby już mnie tu nie było. Nie mogę patrzeć na mojego męża. Mam kłopoty z dziećmi, nie potrafię sobie już z niczym poradzić. Nie chce mi się wstawać z łóżka. Wstaję, piję kawę, a zaraz znowu idę spać. Płaczę na okrągło i wrzeszczę już teraz o byle co . Nie mogę znieść mojego męża, moich dzieci, ich nauczycieli, ludzi obgadujących wszystko i wszystkich, albo pieprzących o głupotach. Nie mogę oglądać wiadomości, nie moge nawet oglądać zachodnich filmów, bo zawsze mnie wkurza, że ich wszystkich stać na normalne życie. Stać ich na jedzenie, na ubrania, nie mają nigdy powyłączanych telefonów, a mężowie na rocznicę ślubu wymyślają jakieś niespodzianki.

Dzisiaj przekonałam się, że mój mąż mnie okłamuje. Kłamał przez tydzień, że zapłacił pieniądze firmie windykacyjnej, że wysłał potwierdzenie, dzwonił przy mnie do nich, z pytaniem, czy faks z potwierdzeniem wpłaty już doszedł. Boże!! To naprawdę idiota. Jak mógł pomyśleć, że się nie dowiem? Czeka nas pewnie następna sprawa sądowa.

A najśmieszniejsze jest to, że przez ostatni tydzień miałam dużo pracy. Gdyby ze mną posiedział i zarwał ze dwie noce, nadrobił by dług. Ale z jakiegoś tajemniczego powodu był zbyt "zmęczony", żeby tak zrobić. Ja się nie spieszyłam z robotą, spokojna, że wszystko uregulowane. Idiotka!!

Dziwne w tym wszystkim jest to, że ja normalnie egzystuję. Chodzę do szkoły po dzieci, gotuję posiłki, jem, rozmawiam z siostrą,z rodzicami, czasem ze znajomymi, z moim mężem.. Tylko w środku kłębią się niewyobrażalne demony. Kiedyś w końcu wylezą.

Nie odejdę od niego. Nie potrafię zrobić tego dzieciom. One są zupełnie nieświadome tego, co się dzieje. Są szczęśliwe. Z drugiej strony ja nadal nie potrafię być sama. Snuję się czasem po domu, czekając aż mój mąż wróci i nie mogąc się za nic zabrać. Tylko że kiedy wraca, uciekam do warsztatu, żeby być sama.

Wiem, powinnam iść do psychologa, ale nie mam pieniędzy, poza tym, nie mam czasu już na nic. Poza tym. Jestem pewna, że gdybym poszła , to bym całą wizytę udawała, że wszystko jest ok. Jestem nerwowa, ale w sumie jakoś tam leci
:)
Wypłakałam się przez ostatnie parę godzin, więc mogę spokojnie powiedzieć, że nienawidzę mojego męża. On się nie zmieni, a ja już dłużej nie wytrzymam. :cry:
krucha
 
Posty: 1
Dołączył(a): 9 wrz 2008, o 00:21

Postprzez sunrise39 » 9 wrz 2008, o 08:26

Cały list dotyczy Twojego męża i tego, jak bardzo go nie cierpisz. A Ty? Jaką jesteś kobietą? Czego tak naprawdę chciałabyś i jaką jesteś partnerką w związku?
Odejść nie chcesz, do psychologa nie chcesz, do seksuologa się wstydzisz. Wiesz na pewno, że nienawidzisz. I już.
Być może spodziewałabyś się postu " Kochana moja, tak Ci współczuję..." Po lekturze Twojego wpisu odniosłam wrażenie, że jesteś nieszczęśliwa, ale też wrzaskliwo-bierna. Jeśli nie zwrócisz się o fachową pomoc, żal nagromadzony przez lata, rzeczywiście eksploduje. Niekoniecznie w formie realizacji zbrodniczych wizji, ale na przykład w postaci głebokiej depresji. Nikt za Ciebie nie zrobi kroku do przodu. A nienawiść jest niezwykle destrukcyjnym uczuciem.

Pozdrawiam:)
sunrise39
 

Re: Nienawidzę mojego męża

Postprzez ewka » 9 wrz 2008, o 08:57

krucha napisał(a):Nie odejdę od niego. Nie potrafię zrobić tego dzieciom. One są zupełnie nieświadome tego, co się dzieje. Są szczęśliwe. Z drugiej strony ja nadal nie potrafię być sama. Snuję się czasem po domu, czekając aż mój mąż wróci i nie mogąc się za nic zabrać. Tylko że kiedy wraca, uciekam do warsztatu, żeby być sama.

Skoro nie odejdziesz - ja też jestem za szukaniem fachowej pomocy. Życie w nienawiści i jej pielęgnowaniu może Cię zniszczyć, a po co?

Dbałość o świętowanie rocznic, czy urodzin, czy imienin wynosi się z domu. Nie wiem, co on wyniósł w tym zakresie... chyba niewiele. Jeśli wiesz, że od niego nie odejdziesz... zaakceptuj tę jego inność i pokazuj, jak powinno być - możliwe, że kiedyś "łyknie". Możliwe, że nie. Wydaje mi się bez sensu łapanie wszystkich minusów, by bardziej nienawidzić.

I myślę, że punkty strategiczne, które mogą Was narazić na straty finansowe (bo coś tam zapomniał)... że realizację tych punktów powinnaś wziąć na siebie - dla własnego bezpieczeństwa.

Kochana, jeśli płaczesz na okrągło i wrzeszczysz, jeśli się wkurzasz o wszystko - czas szukać pomocy. I błędem jest (moim zdaniem) porównywanie swojego życia do życia pokazanego w zachodnim filmie... akurat takiego, w którym mąż 100 razy na dzień wyznaje miłość, kroi indyka i wzorem cnut wszelakich jest. Tak patrząc i tak się porównując można znienawidzić jeszcze bardziej. A po co Ci to?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez kropka75 » 9 wrz 2008, o 09:07

Kochana, przede wszystkim idź do psychiatry. Psycholog to inna bajka, faktycznie to lepszy byłby dobry terapeuta, ale to kosztuje.
Punkt nr 1 - dobry psychiatra! Masz depresję i musisz zacząć coś na to brać, inaczej oszalejesz z własnymi myślami. Nie trzeba płacić, dobrzy lekarze są dostępni z NFZ.
Idź szybciutko!!! To pomaga. Zrób to dla siebie i dzieci.
kropka75
 
Posty: 178
Dołączył(a): 22 sie 2007, o 12:49

Postprzez Ladybird » 9 wrz 2008, o 10:38

Witaj Krucha na forum :)
Rozumiem Twoja sytuacje i to co czujesz ,bardzo dobrze. Kiedys wiele lat temu przezywalam to samo.
Wyszlam za mąz, bylam kilka lat starsza od Ciebie. Sama nie wiem ,dlaczego wyszlam za niego, nie kochalam go, on za mna szalal, wlasciwie to on doprowadzil do slubu, zgodzilam sie ,myslac ,ze to pozadny, dobry czlowiek i milosc przyjdzie potem. Nie przyszla, bylo coraz gorzej, dwoje dzieci, drugie mi zrobil podstępem , przekul prezerwatywę, do czego sie potem przyznal. Czul ,ze odchodze. Wcale nie byl dobrym czlowiekiem, nie dbal o mnie, zostawial mnie z dwojgiem malutkich dzieci, zakupami ( 4 pietro) na cale dnie, nigdy go nie bylo. Robilam remonty,, wszystko, a on awantury. Nienawidzilam seksu z nim, brzydzil mnie.
Przetrwalam 5 lat i postanowilam odejsc. Poznalm go w calej krassie przy rozwodzie, bo postanowil mnie zniszczyc.
To tyle mojej historii.
Jak masz lubic z nim seks, jak go nienawidziesz? Przeciez to absurd. Moj byly mąz kazal mi chodzic po psychoterapeutach , liczac na uzdrowienie malzenstwa. Wszyscy mu powiedzieli, ze zadna terapia dla par nie ma
sensu, bo ja go nie chce i nie znosze. Radzili mu ,aby pogodzil sie z tym, ze odchodze. Nie chcial.
Krucha, ja nie jestem upowazniona do decydowania ,co masz robic ,ale widze, ze ten zwiazek Cie niszczy, a Ty postanowilas za wszelka cenę w nim trwac. W imię czego? Milości, ktorej nie ma ? Bliskosci duchowej, porozumienia, wspolych celow? Tego tez u Was nie ma.
Dla dzieci?
Moje dzieci odzyly, jak sie rozstalismy, ostatnio 18-letnia corka po pobycie z ojcem w grecji, stwierdzila, ze w koncu zrozumiala mnie w pelni, dlaczego odeszlam od męza. Powiedzila, ze zrobilam najlepsza rzecz na swiecie, bo inaczej zniszczylabym siebie.
jestem we wspanialych relacjach z dziecmi, z ojcem tez utrzymuja kontakt i to bliski. Swiaetnie sie ucza, a w trakcie trwania naszego malzenstwa patrzyly na wsciekla matke i niezadwolonego ojca.
zastanow sie nad tym ,czy taki zwiazek ma sens, idzcie na terapie dla par, wysluchajcie psychologow. Czy wasz zwiazek ma jakakolwiek szanse na dobra ,wspolna przyszlośc.
Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 9 wrz 2008, o 11:58

Czy dobrze rozumiem, że napisałaś tu tylko po to aby wykrzyczeć że męża nienawidzisz i nie interesuje Cię żadne rozwiązanie tego problemu ze względu na dobro swoje czy dzieci?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez bunia » 9 wrz 2008, o 13:12

No wlasnie.....samo nic sie nie rozwiaze a Twoje nastawienie jest na "nie",dzieci nie beda szczesliwe kiedy odkryja,ze ich mama zaplacila cene swego zycia i zdrowia.
Pozdrowka.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 188 gości