Jak sobie poradzić? Proszę pomóżcie.

Problemy z partnerami.

Jak sobie poradzić? Proszę pomóżcie.

Postprzez Aniele Mój » 8 wrz 2008, o 19:05

Witajcie kochani :kwiatek2:

Myślę, że problem, który chcialabym tu przedstawić dotyczy mnie samej. Chodzi tutaj po części o mężczyznę którego kocham. A poniewaz kocham bardzo, często nachodza mnie przykre i dziwne myśli. Boję sie, że kiedys to co jest pomiędzy nami może w jednej chwili pęknąć, że osoba, poza która nie widzę świata może mnie zostawić... Strach towarzyszy mi już od dość dłuższego czasu. Sadzę, że to po części dlatego, bo kiedyś zostalam skrzywdzona przez mojego chłopaka i do dziś zdarzają sie momenty w których on rani mnie najbardziej. Próbuję jednak być silna, skupiać sie na tym co jest, ale to jest momentami silniejsze ode mnie. Nie wyobrażam sobie zycia bez tego mężczyzny, dlatego tak sie niepokoje, denerwuje nawet wtedy, kiedy dochodzi pomiędzy nami do klótni, choćby najmniejszej. Chciałabym móc o tym nie myśleć, ufać mu, być z nim szczęśliwa ... To jednak tak cholernie trudne. Może kocham za bardzo? Czy to źle? Co robić? :yyy:
Aniele Mój
 
Posty: 6
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 18:47

Postprzez sikorkaa » 8 wrz 2008, o 19:38

Aniolku :)
poprzedni zwiazek zostawil po sobie ogromna zadre, mierzysz teraz swojego obecnego (pewnie bogu ducha winnego) mezczyzne miara poprzedniego. warto? czy rzeczywiscie sa tacy sami?
uwazaj, zebys takim mysleniem nie wywolala wilka z lasu, bo jak sie tak bardzo boisz to pewnie Twoj luby to widzi i jesli Cie zostawi kiedys, to nie dlatego ze cos miedzy Wami sie skonczy czy cos w tym stylu, tylko dlatego, ze nie bedzie chcial byc z kims kto mu nie ufa, kto nie traktuje go jako nowej, odrebnej jednostki jaka niewatpliwie jest.
jedno proste ale jak prawdziwe zdanie - ONI NIE WSZYSCY SA TACY SAMI
:D :D
sikorkaa
 

Postprzez Megie » 8 wrz 2008, o 19:38

witaj Aniele Moj..

moze kochasz za bardzo? ktos tutaj wczesniej wskazywal literature dla kobiet, ktore kochaja za bardzo- moze poczytaj to wykluczysz to stwierdzenie albo poznasz jakis sposob jak sobie z tym radzic..

a jesli kochasz w stopniu "prawidlowym" to jak piszesz boisz sie odrzucenia bo juz to sie kiedys zdarzylo...
Moze Twoj mezczyzna nie daje Ci wystarczajacego poczucia bezpieczenstwa, a moze tak jak piszesz problem tkiw w Tobie.
Boisz sie przyszlosci- moze nie warto az tak bardzo wybiegac w przyszlosc- bo tego nie jestesmy w stanie przewidziec..
a poprostu dbac o ten dzisiejszy dzien..
latwo sie pisze, wiem...

sciskam :kwiatek:
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Aniele Mój » 8 wrz 2008, o 20:03

To nie jest tak, że kiedyś ktoś mnie skrzywidził. To TEN mężczyzna z którym jestem zadal mi kiedyś ból, ale ponieważ go kochalam wybaczyłam i dałam szanse nam obojgu. Staram sie skoncentrować na tym co jest, ani nie patrzeć w przeszłość i nie zastanawiać sie nad tym, że w przyszłości ta ukochana osoba ode mnie odejdzie. Wiem, że on mnie kocha, właściwie to jest mi z nim cudownie, poza tymi chwilami kiedy on znów mnie krzywdzi. Słowa potrafią bardzo ranić. On mówi, że go poniosło, że już nie będzie, ale i tak za kazdym razem to powraca. Czuję sie wtedy nieszcześliwa, samotna. Brakuje mi tych jego starań, takich jak dawniej. Boję sie momentami mu nawet o tym powiedzieć, bo moze by zrozumiał, a może stwierdziłby, ż eniepotrzebnie marudzę, żebym dała spokój. Kocham bardzo i właściwie to nikogo tak nigdy nie kochalam... I moje urojenia, że może być źle powodują tylko to, że nie czuję się szczęśliwa. Chcialabym umieć sobie poradzić, nie bagatelizować tak wszystkiego, a jeddnak wciąż nie wychodzi. Wciąż mi czegoś brakuje... :(
Aniele Mój
 
Posty: 6
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 18:47

Postprzez sikorkaa » 8 wrz 2008, o 20:19

trafil swoj na swego - ja obecnie tez jestem z mezczyzna z ktorym juz kiedys bylam i ktory w dziecinny sposob, po prostu bez slowa mnie zostawil. nie wiedzialam dlaczego, co sie stalo, co bylo nie tak....
po jakims czasie (ponad 2 lata) odezwal sie do mnie i chcial wrocic, zrozumialam, wybaczylam i ..... jestesmy juz niecaly rok razem, jest dobrze, jestem szczesliwa, z poczatku mialam podobne obawy, ze znow to zrobi, ze znow mnie skrzywdzi - dlatego szczerze z nim o tym porozmawialam. czarne mysli przeszly i juz sie nie boje. wiem, ze nawet jesli sie rozstaniemy, to trzeba to bedzie przyjac to jako jego niedojrzalosc.

glowa do gory:)
sikorkaa
 

Re: Jak sobie poradzić? Proszę pomóżcie.

Postprzez ewka » 8 wrz 2008, o 23:21

Aniele Mój napisał(a):Boję sie, że kiedys to co jest pomiędzy nami może w jednej chwili pęknąć, że osoba, poza która nie widzę świata może mnie zostawić...

To zdanie, Aniołku, jest bardzo niepokojące.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Aniele Mój » 9 wrz 2008, o 16:26

Moi drodzy... :kwiatek:

Wciąż się matwie. To tkwi gdzieś głęboko we mnie, nie dając wciąż spokoju. Czasami zastanawiam się skąd ten lęk? Przecież On tak mnie kocha, wybiega w przyszłość i planuje ją wraz ze mną. Jak to cieszy.... Kocha, a jednak rani... Tego nie potrafię zrozumieć.

Brakuje mi jego wielkich starań, kiedy czułam się najważniejsza na świecie. Liczył się tak bardzo z moimi potrzebami, a teraz to wszystko uległo zmianie. Kiedy chcę sie z nim zobaczyć, słyszę odmowe, bo On nie ma czasu, a godzina ze mną, to nie to samo. A przecież nie możemy sie widywać codziennie. To ja wciąż nalegam ze spotkaniami, ja cos proponuje, organizuje, a nic nie wychodzi od niego. Chciałabym móc to zmienić.

Ewo... Ja naprawdę sie tego boje, to mnie nachodzi tak często. Jak już wspomnialam wcześniej: Każda nasz kłótnia, jego niezrozumienie, czsami brak starań pogłębia to we mnie. Może powinnam myśleć inaczej... Ale tak bardzo chcialabym być pewna, że już nigdy nie zostanę przez niego skrzywdzona. Nie chcę tego przeżywać, a wiem co to za ból, kiedy dzień w dzień próbuje sie zapomnieć o tej osobie, a i tak nie wychodzi i nie wychodzi, bo dochodzą do tego wspomnienia, te wszystkie czułe gesty, słowa i człowiek zastanawia sie gdzie popełnił bład.

Ponieważ dałam nam drugą szansę, widzialam jak Mu zależy wykluczyłam to, że kiedyś spotka mnie coś podobnego, ale ten strach istnieje... A ja nie chcę tego. Chcę wierzyć, że to co mówi to najszczersza prawda ( a mówi czasami piękne rzeczy). W końcu tak bardzo zaufałam, tyle stram sie dawać o d siebie. Moze za dużo jest tych moich starań i dlatego on nie wykazuje tyle zapału.... ?

I tak to się miesza moje szczęście z nieszczęściem i niepewnością.... :cry:
Co zrobić?
Aniele Mój
 
Posty: 6
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 18:47

Postprzez ewka » 9 wrz 2008, o 18:42

A mnie bardziej chodziło o to:
"Boję sie, że kiedys to co jest pomiędzy nami może w jednej chwili pęknąć, że osoba, poza która nie widzę świata może mnie zostawić..."
Tak, jakby oprócz niego nie było NIC... a przecież tak nie jest. Możliwe, że dla Ciebie nie ma nic poza nim... a wtedy to jest właśnie bardzo niepokojące.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Abssinth » 9 wrz 2008, o 18:53

Chcę wierzyć, że to co mówi to najszczersza prawda ( a mówi czasami piękne rzeczy).


mowic kazdy moze...jakis czas temu nauczylam sie, ze nie nalezy zwracac uwagi na to, co ktos mowi, jesli robi cos zupelnie przeciwnego...mezczyzna, ktory do mnie mowil najpiekniej,najslodziej, najczulej, okazal sie najgorszym przypadkiem w moim zyciu...bo tak, mowil, przyrzekal, obiecywal....a pomiedzy tymi slodkimi slowkami saczyl jad, manipulacje, strach, wkrecanie mi takich rzeczy, ze nigdy nie uwierzylabym, ze tak mozna....ale przeciez takie byly slodkie chwile z nim....

i tak, Ewka ma racje zupelna mowiac, ze to bardzo zly znak, jesli on jest calym Twoim swiatem...masz przyjaciol?zainteresowania? cokolwiek poza nim?

co mialas, zanim go poznalas? kim bylas, zanim on sie pojawil w Twoim zyciu?

pozdrawiam cieplo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez ewka » 9 wrz 2008, o 19:09

Aniele Mój napisał(a):To ja wciąż nalegam ze spotkaniami, ja cos proponuje, organizuje, a nic nie wychodzi od niego. Chciałabym móc to zmienić.

Więc zmień... nie proś, nie organizuj, nie proponuj, nie nalegaj. Naucz się mieć swoje sprawy. Naucz się (i jego), że dwa razy w tygodniu nie będziesz miała dla niego czasu, bo... bo coś tam. Naucz się tego. Naucz się, by było Cię trochę mniej, a paradoksalnie... może być Cię właśnie więcej. Wg mnie - nic na tym nie stracisz, a jeśli stracisz jego (bo to Twój największy lęk) to znaczyłoby, że nie warto było poświęcać mu swojego czasu... czyli i tak zyskujesz.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez sikorkaa » 9 wrz 2008, o 20:17

Aniolku :) ewka napisala cos bardzo waznego - kim Ty jestes bez niego? nikim? nie istniejesz jako odrebna jednostka, tylko stanowisz dopelnienie swojego faceta?
no zastanow sie jak to brzmi ....
sikorkaa
 

Postprzez Aniele Mój » 9 wrz 2008, o 20:32

Hm.... Brzmi to na pewno nie tak jak powinno. Właśnie, wydaje mi się, że bez niego nie ma mnie. Że to dzięki niemu czuję się spełniona. Oczywiście mam przyjaciół, zainteresowania również. A za nim go poznałam czułam się chyba dobrze... Poza tym nie wiedzialam, że On pojawi sie w moim życiu. Może po prostu nie tak to sobie wyobrażałam.... Nie chcialam zwyczajnie by te starania nagle zanikły i były tylko czymś odświętnym.

Dlaczego nie widzę poza nim świata?
Bardzo go pokochalam, po wielu rozczarowaniach, które kosztowaly mnie tyle nerwów, tyle płaczu dałam szansę, bo uwierzyłam, że się zmienił. Ale on zmienił się tylko w pewnym stopniu,, stąd te obawy i ten lęk przed kolejnym rozczarowaniem...
Aniele Mój
 
Posty: 6
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 18:47

Postprzez ewka » 10 wrz 2008, o 12:28

Aniele Mój napisał(a):Ale on zmienił się tylko w pewnym stopniu,, stąd te obawy i ten lęk przed kolejnym rozczarowaniem...

Tak sobie pomyślałam, że jeśli i Ty zmieniłabyś się choć w pewnym stopniu (pomyślała bardziej o sobie, odgrzebała zainteresowania i pasje, znajomych, miała coś swojego i dla siebie tylko...) te lęki może i nie zniknęłyby całkiem, ale zeszłyby na dalszy plan. Czy możliwe jest, że takie Twoje "odchodzenie" mogłoby go bardziej mobilizować? Ja myślę, że możliwe.

A starania... Aniołku, no jaki facet wytrzyma na podkręconych obrotach ciągle i ciągle? Czy nie jest tak, że jeśli jest to znaczy, że CHCE być? Dlaczego musi to ciągle i ciągle udowadniać?

:kwiatek2: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Aniele Mój » 10 wrz 2008, o 14:33

Oczywieście nie musi mi wciąż udowadniać wilekimi gestami, tak w kołko dzień w dzień powtarzać, że żyć beze mnie nie może... Ale chodzi mi tu bardziej o to poczucie takiego bezpieczeństwa, że jestem kochana. Być może rzeczywiście, gdybym przestala wychodzić z inicjatyważ ciągłego spotykania sie i zaczelakała bym na jego reakcje, to bym może w końcu uzyskała bym to czego pragnę.

Martwi, a może bardziej nie rozumiem jednego. Jesteśmy już bardzo długo razem, a wciąż na każdą propozycje tego nieszczęsnego spotkania słyszę: Nie wiem, zobaczymy, będę zajęty, a to już będzie późno itp. I to nie jest też wcale tak, że to ja nakazuje mu, żeby mnie odwiedził, a wręcz na odwrót - sama jestem gotowa przebyc te parę kilometrów, żeby się z nim tylko zobaczyć. I to jest takie ciągłe wykręcanie się. A chyba bycie z kimś nie polega tylko na ty, żeby zawsze być przygotowanym, pięknie ubranym na te spotkania, tylko, żeby poznawać się, uczestniczyć też w życiu codziennym tej drugiej osoby. Czy nie jest tak?

I nie przecze, że to mi sprawia przykrość, bo przez to czuję się jakaś izolowana od jego rodziny, znajomych... Tylko jak wpłynąć, by o n to pojął?
:kwiatek2: :bezradny:
Aniele Mój
 
Posty: 6
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 18:47

Postprzez sikorkaa » 10 wrz 2008, o 14:41

rozmawialas z nim na temat tego kim dla niego jestes? co do Ciebie czuje? jak on Was widzi za pare lat?

bezpieczenstwo w zwiazku to podstawa - warto zeby i on o tym wiedzial.
sikorkaa
 

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 32 gości