Witam wszystkich.
Recz polega na tym, że kiedy On ma złe dni, nie dość, że zamyka sie szczelnie w swej skorupie, niedopuszczając chyba nikogo, w tym mnie ( chociaż nie jestem tego taka pewna, bo być może w stosunku do innych najbliższych mu osób wykazuję więcej opanowania, samokontroli), to wyladowuje swoją flustracje i złość na mnie. Zaczyna coś zmyślać, być podejrzliwy, obarcza mnie winą, chociaż nie daję mu żadnych powodów do podejrzeń.
Jeżeli rzeczywiście jest tak, że w tych DNIACH potrzebuje spokoju, to staram sie być wyrozumiala i daję mu to, ale kiedy w rozmowie z nim On wyprawie takie rzeczy jak podalam wyżej i co najgorsze obraża mnie, nie okazując szacunku, to nie wiem jak mam sie zachować.
Jego PRZEPRASZAM nie brzmi tak, jakby rzeczywiście żałował swojego postępku, tylko ot tak, żeby było. Poza tym próbowalam mu wytłumaczyć, ze takie przeprosiny nie wywierają na mnie wrażenia, ze względu, że robi to tylko na odczepnego. Powiedzial mi żeby skończyla, dala spokój, bo przeprosil, żałuje i jeżeli tego nie zrobię to przestanie sie odzywać, bo tylko marudzę, a kiedy ciągnęłam dalej rozmowa sie urwala.
Nie możemy rozmawiać ze sobą zawsze w 4 oczy, bo mieszkamy ladny kawal drogi od siebie, a przez telefon nie ma możliwości wyrażenia w pełni swoich odczuć i to jest dodatkowy problem, bo nie potafię tak do niego dotrzeć. A kiedy chcę sie zobaczyć, to mnie zbywa.
Chcialabym wiedzieć jak postapić, żeby zaczał traktować mnie poważnie. ?Najgorsze jest to, że kiedy wydaje mi się, że nie spotka mnie z jego strony już żaden zawód ( kiedy jest pomiędzy nami naprawdę dobrze, mogę na nim polegać, cześciej sie widujemy, tęsknimy do siebie), to za każdym razem sie rozczarowuje...
Pragnę z nim być, kocham go, dlatego chcialabym zmienić te relacje i dać mu do myslenia, że poniżać nie ma prawa, a odpychać kogoś kogo sie kocha nie powinien....
Mam nadzieję, że teraz dokladnie przedstawilam swój problem. Chcialabym wiedzieć co robić.... ?