jak to jest kiedy zakochanie się kończy?

Problemy z partnerami.

jak to jest kiedy zakochanie się kończy?

Postprzez Sanna » 4 wrz 2008, o 16:18

Jak to jest kiedy zakochanie się kończy a zaczyna się kolejny etap ? Czuję się nieco zbita z tropu. Znamy się 2 lata, zaręczyliśmy się, ale nie mieszkamy razem , widujemy się raz w tygodniu. I widzę że jest inaczej- kiedyś on pisał sms-y zawsze rano i wieczorem i w ciągu dnia, i przysyłał maile i dzwonił, a teraz tylko dzwoni rano i wieczorem. Nie piszę nic o tym co ja robię ,bo jest tak że ja staram się nic nie robić pierwsza- nie dzwonię więc, tylko najwyżej oddzwaniam, nie piszę, tylko odpisuję itd. Mam duże blokady emocjonalne i okazywanie czulości przychodzi mi z ogromnym trudem, mogę robić to tylko w odpowiedzi, nigdy sama z siebie. Mam tym większy problem, że ja nigdy nie byłam w związku dłuższym niż 9 m-cy , gdy stan zakochania/zauroczenia/sexualnej fascynacji mijał zawsze znajomość kończyłam ,żeby zacząć następną ekscytującą.Acha, nie mam też żadnego wzoru z domu, bo małżenstwo rodziców było pełną awantur pomyłką od samego początku. A teraz w podeszłym wieku prawie 35 lat chyba kogoś kocham i nie chcę niczego kończyć. I kompletnie nie wiem co mam robić w sytuacji gdy widzę że dla tej drugiej osoby stan szaleństwa jakim jest zakochanie juz minął. Co się wtedy robi żeby nie zacząć oddalać się od siebie? Co robi kobieta?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez caterpillar » 4 wrz 2008, o 17:00

Witaj Sanna!
Widzisz Sanna dla mnie Milosć ta prawdziwa zaczyna sie wlasnie gdy stan zakochania i bezkrytycznej fascynacji sie juz skonczył :wink:
wtedy zostaja wspólne wartości,przyjaźn, ,no i mam nadzieje ten pociag sexualny hehe
Podobno nie kocha sie "za coś" a kocha sie "po mimo wszystko"
hmm cos w tym jest, kochac czlowieka ktorego zna sie juz w "pełnym wydaniu" z jego wadami i zaletami,kiedy zauwazamy juz ze taki idealny to on nie jest jak byl na poczatku, nie jest juz tak latwo .
Co robic? dbac,dbac i jeszcze raz dbac o siebie wzajemnie i rozmawiac ,bawic sie,rozwiazywac problemya nie ich unikac,wspierac.
Ja tez tesknie do tych motylkow, stresu przed spotkaniem,maslanych oczek eh jak ja tesknie.
Ale niesamowicie doceniam harmonie i poczucie bespieczenstawa oraz taka wiez ,ktrora wytwarza sie tylko z czasem uplywu lat .
Mysle ,ze niepokojace nie jest,ze ktos juz nie wysyla 100 smsow dziennie ale to,ze zupelnie przestal o nas dbac.
Tyle moich przemyslen mam nadzieje,ze cos sobie z tego "weźmiesz" :wink:
pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Sanna » 4 wrz 2008, o 17:08

Wezmę to , że życie ,, po zakochaniu " też istnieje,mało tego- może być źródłem szczęścia. Cóż, dla mnie czas ,, po zakochaniu" to ziemia nieznana, poruszam się po omacku i wszystko jest dla mnie nowe, a co za tym idzie- nieraz mocno niepokojące!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 4 wrz 2008, o 17:12

Ja zauwazylam z obserwacji i z wlasnego doswiadczenia ,a jestem w jeszcze bardziej podeszlym wieku niz Ty Sanno, bo mam te kilka latek wiecej , ze mezczyzni kedy zdobedą prace tzn ,sie nas przestaja sie starac. Bo i po co? Po co marnowac sily i energie na cos co juz sie posiada.
Owszem omagaja, troszke dbaja, nie zostawia w chorobie, ale ogolnie skonczyly sie mile slowa, smsy, prezenty bez okazji, Niektorzy to nawet zaprzestaja przytulania. To juz zalzy od osobnika.
Coz my robimy? Jak mamy zszargane emocje, robimy sceny, jestesmy pelne zalu i obaw, ze odchodzi. A on? jemu nawet przez mysl to nie przechodzi, ale po kilku scenach ,to i owszem - ma dosc.
Kobiety zdrowe zajmuja sie soba, swoja praca, pasjami ,przyjaciolkami itp. I dalej robia tak, jakby nic sie nie stlo. Po prostu to toleruja, sa dalej soba- bo czemu nie wyslac mu milego smasa, jak to lubimy ? czemu nie wyslac mu fajnej kartki < jak to mamy w zwyczaju? Czemu nie zrobic malego prezentu bez okazji ,bo lubimy sprawiac przyjemnosc?
Niestety , jak zauwazylam, zadko ktorego z mezczyzn stac na to samo. I nie zmienimy ich ,musimy zaakceptowac, ze tacy sa. To mysliwi, oni od tysiacleci sa nastawieni na zdobywanie pozywienia. Wiec praca i satysfkcja zawodowa, przede wszystkim, potem zwiazek, ale zkobieta wyrozumiala i tolerujaca jego innosc.
Dygresja na konic - taka jestem mądra, penie skomentujecie. Tylko ,co z realizacja? I to juz osobny temat
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez Sanna » 4 wrz 2008, o 17:26

ladorada napisał(a):Kobiety zdrowe zajmuja sie soba, swoja praca, pasjami ,przyjaciolkami itp. I dalej robia tak, jakby nic sie nie stlo. Po prostu to toleruja, sa dalej soba- bo czemu nie wyslac mu milego smasa, jak to lubimy ? czemu nie wyslac mu fajnej kartki < jak to mamy w zwyczaju? Czemu nie zrobic malego prezentu bez okazji ,bo lubimy sprawiac przyjemnosc?
mądra, penie skomentujecie. Tylko ,co z realizacja? I to juz osobny temat


To co zaznaczyłam jest dla mnie najtrudniejsze. Dla mnie to są tysiące wątpliwości, jak np.:
Problem: wysłać czy nie wysłać sms-a?
Gonitwa myśli:
- to będzie narzucanie się
- przecież wszędzie poradniki piszą że kobieta nie powinna nic inicjować ( to śmieszne, ale ja naprawdę nie mam skąd czerpać wiedzy jak to jest w związku poza poradnikami, normalnie czlowiek bierze to z domu)
- skoro on już nie pisze to znaczy że już nie jest zakochany
- skoro już nie jest zakochany to przecież na siłę na nim tego nie wymogę
- a jeśli teraz nie wysyła już sms-ów to co będzie za rok? -bedzie dzwonił nie 2 razy dziennie tylko dwa razy w tygodniu?
- skoro nie jest już zakochany to uprawia ze mną sex z przyzwyczajenia chyba
- tylko że ja nie mam ochoty na sex z kimś kto za mną nie szaleje
Rezultat: nie wysyłam tego sms-a i tracę ochotę na sex.
Plus- przynajmniej nie występuję z wyrzutami ,, jak możesz już nie być tak zakochany jak wcześniej?".

W stanie ,, po zakochaniu " czuję się jak pijane dziecko we mgle- kompletnie nie wiem jak się w tym odnaleźć i obawiam się, że zacznę się wycofywać z tej konsternacji.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Ladybird » 4 wrz 2008, o 17:40

A ja dalej staram sie ,robie duzo ,a nawet wiecej niz wczesniej ,majac nadzieje, ze jak jemu sie to podoba tzn kartki ,smsy ,prezenty, to zadba i o mnie. Niestety ,tu sie myle. Oni chetnie biora, ale nie odpowiadaja tym samym.
Kiedys rozmawialam z nim bardzo powaznie o moich potrzebach. I dlatego wysyla mi przynajmniej dwa smsy rano i wieczorem . I to nawet ,jak jest zle, zapamietal ,ze inaczej mysle, ze odchodzi.
Sanno, osiagnelas nastepny etap. Nie robisz wyrzutow, nie czepiasz sie. Zazdroszcze Ci. ja zazwyczaj tym niszcze wszystkie swoje zwiazki. tez mniej wiecej trawaja ok. 9 - 10 miesiecy. Widocznie wtedy zakochanie mija i brak mi obiektywizmu, aby ocenic jego milosc do mnie.
Teraz to trwa juz rok i dwa miesiace, ale jak wiesz nie jest dobrze. Mam klopoty ze stworzeniam dojrzalego zwiazku.
Ile juz bylo jazd przez ten rok ,to trudno zliczyc. nic dziwnego ,ze uwaza, iz mam trudny charakter.
Nic dziwnego ,ze czesto pragnie sie odsunac ,posiedziec w jaskini.
Trudno mnie zrozumiec , przeciez kocham ,a potem jak jest dluzej ze mna nienawidze i chce odejsc. To jak byc dluzej z kims niz te 9 miesiecy? Oni tez maja ograniczonacierpliwosc.
Avatar użytkownika
Ladybird
 
Posty: 1115
Dołączył(a): 19 gru 2007, o 09:40

Postprzez caterpillar » 4 wrz 2008, o 17:47

Sanno!
A ja mam inne zdanie na to, a mianowicie ,ze w stanie zakochania działamy czesto irracjonalnie ,bez namysłu duzo w tym spontanicznosci(moze dla tego latwiej Ci wyslac tego smsa, bo zwyczajnie nie myslisz o tym,nie analizujesz czy wypada..)
Jesli kocha sie kogos nie ma takiej mysli ,robisz to bo chcesz!
To ,ze nie masz wzorcow to chyba nie tak do konca moze być powod
Ja mame mialam tylko czasem ojca wcale o reszcie nie wspominam. Sama ciezka praca doszlam do tego, ze moge teraz miec normalny zwiazek.
Swiadomosc swoich emocji ,swojej wartosci ,swoich mocnych i slabych stron...
Mysle ,ze te poradniki "co kobieta powinna" brrry :twisted: mącą Ci tylko w glowie :wink: .Przeciez druga strona moze zawsze powiedziec ,ze cos jej nie pasuje ,zawsze mozna pogadac o tym...myslenie ze "powinnam to czy tamto" moze zamęczyc Cie jedynie. Zatem wiecej dystansu,wiecej luzu troszke przypominasz mi Bridget Jonns :D
pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Sanna » 4 wrz 2008, o 18:04

Bridget Jones i jej poradnikomania? Wiem o czym piszesz :))).
Ja kiedyś byłam do poradników nastawiona ,, anty" , uważałam że jestem tak racjonalna, pewna siebie, przenikliwie ineligentna, że wiem doskonale jak świat wygląda. No i podczas pierwszej psychoterapii, kiedy chciałam odpowiedzieć sobie na pytanie ,, dlaczego od kolejnego faceta słyszę że nie będę nim rządzić" dostałam od pani psychiatry-psychologa ,, Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa". Forma literacka tej książki mnie wkurzała ( jednak Amerykanie to inny styl) , ale pokajałam się jeśli chodziło o swoje przekonanie , że moje spojrzenie na świat jest jedyne i słuszne. Od tej pory czytam poradniki, oczywiście jeśli jest to literatura psychologiczna, polecana itd. Natomiast mam za sobą też dzieło dla kucharek , oczywiście amerykańskie, jak doprowadzić faceta do ołtarza i sprawić żeby szalał za Tobą całe życie, tytułu nie pamiętam. I mam wrażenie że to dzieło miało nie najlepszy wpływ na mnie... Jest tam dużo o tym żeby nigdy niczego nie inicjować, a najlepiej nie za wiele się odzywać :))).
Może ktoś więc poleci mi coś mądrego ,, Jak żyć w stałym związku- dla początkujących " :).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez melody » 4 wrz 2008, o 18:17

Cześć Sanna,
Wpadłam tu na moment tylko (raczej nie chcę dłużej rozmawiać o zakochaniu czy miłości) bo poruszyło mnie, to co napisałaś na samym początku:
ja nigdy nie byłam w związku dłuższym niż 9 m-cy , gdy stan zakochania/zauroczenia/sexualnej fascynacji mijał zawsze znajomość kończyłam ,żeby zacząć następną ekscytującą

Dalej bardzo szczerze dałaś do zrumienia, że po prostu boisz się miłości (tak to odebrałam) i wiesz co? Kiedyś gadałam z terapeutą na ten temat bo będąc przez długi czas w kimś bardzo zadurzona, zakochana, zaczarowana wręcz... nagle spostrzegłam, że fajerwerki zgasły i tak jak Ty, zaczęłam czuć, że zaczynam stąpać po gruncie, którego kompletnie nie znam. I on mi wtedy gorąco polecał książkę o bardzo wymownym tytule: "Droga rzadziej wędrowana" M. Pecka. Przeczytałam tą książkę z uwagą. Była ona o dojrzałej miłości. Miłości czystej; wolnej od jakiejkolwiek fascynacji, która odbiera nam realizm spojrzenia; wolnej od wpadania w uzależnienie... Zrozumiałam, że prawdziwa, dojrzała miłość jest strasznie trudna, ale jednocześnie niesamowicie piękna bo okazuje się, że kiedy zaczynasz prawdziwie kochać tego jedynego, to wcześniej pokochujesz samą siebie, a później zaczynasz kochać życie...
Zrozumiałam, że kocham jego, siebie i życie. Ale nie jesteśmy razem i piszę o tym teraz tylko dlatego, aby ktoś błędnie mnie nie zrozumiał i nie pomyślał, że prawdziwa miłość występuje tylko w wymarzonym, harmonijnym związku. Czasem występuje bez związku i bez tej całej bajki :usmiech2:

Sięgnij po tą lekturę. Warto.
Pozdrawiam Cie gorąco!
mel.
melody
 

Postprzez caterpillar » 4 wrz 2008, o 19:07

:lol: no to uspokoilas mnie Sanno , bo te zdania ,ktore rzucilas jakos mi smierdziały "poradnikiem dla zakochanych z gazetki kobiecej" :wink:
Też uważam ,ze miłość(bycie w zwiazku) to trudna droga(czasem przez cale zycie sie jej uczysz), ale jak jestes dobrym kierowca latwiej ci ja pokonac.
Ja zawsze uwazalam ,ze im bardziej sami jestesmy poukladani i sami siebie rozumiemy tym latwiej nam życ z duga osoba :wink:
pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez hombre » 4 wrz 2008, o 19:34

Cześć Sanna,
Ostatnio przeczytałem fajny artykuł o zakochiwaniu sie, polecam

http://www.charaktery.eu/artykuly/Milos ... wo-umyslu/

Pozdrawiam
Hombre
hombre
 
Posty: 1
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 20:57
Lokalizacja: Silesia

Postprzez bunia » 4 wrz 2008, o 22:04

A ja mysle,ze nie ma jakiejs gotowej recepty....chyba najlepszym drogowskazem jest intuicja,umiejetnosc komunikowania sie i fantazja ktora pobudza do nawrotow szalenstwa(jak za dawnych czasow :roll: )a jednoczesnie chroni przed rutyna.
Pozdrowka.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 5 wrz 2008, o 08:01

Hej Sanno;) Trochę się uśmiechnęłam do Ciebie, bo gonitwa myśli przy pytaniu, czy wysłać sms-a świadczy rzeczywiście o przenikliwej (nawet chyba bardzo!) inteligencji. Uśmiechnęłam się, bo jeśli on ma podobne gonitwy, to sms-ów raczej sobie wysyłać nie będziecie;))

A serio... czy nie wydaje Ci się, że tym samym stajesz w pozycji tylko biorcy? Jeśli starasz się nic nie robić pierwsza... czy może się wydawać Twojemu mężczyźnie, że to tylko on ciągnie Wasz związek? Że jesteś bierna? Że Cię np. w ogóle nie interesuje, jak on się dzisiaj czuje?

Obalam Twoje punkty :!:
Gonitwa myśli:
- to będzie narzucanie się
- przecież wszędzie poradniki piszą że kobieta nie powinna nic inicjować ( to śmieszne, ale ja naprawdę nie mam skąd czerpać wiedzy jak to jest w związku poza poradnikami, normalnie czlowiek bierze to z domu)
- skoro on już nie pisze to znaczy że już nie jest zakochany
- skoro już nie jest zakochany to przecież na siłę na nim tego nie wymogę
- a jeśli teraz nie wysyła już sms-ów to co będzie za rok? -bedzie dzwonił nie 2 razy dziennie tylko dwa razy w tygodniu?
- skoro nie jest już zakochany to uprawia ze mną sex z przyzwyczajenia chyba

- to jeśli on wysyła, to się właśnie narzuca?
- mnie ten punkt poradnika wydaje się idiotyczny;)
- skoro Ty nie piszesz, to też nie jesteś... jeśli nigdy nie pisałaś, to nigdy nie byłaś
- z zakochania robi się coś większego
- za rok może będziecie małżeństwem... no własnie, a kiedy ślub?
- każdy seks po zakochaniu jest TYLKO z przyzwyczajenia???

Poradniki warto sobie poczytać, nie powiem... ale trzeba też zdać się na intuicję i opuścić czym prędzej te blokady. Na początek wysłać sms-a "miłego dnia".
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sanna » 5 wrz 2008, o 09:48

Wiem że jestem w pozycji biorcy. Tego jak nie bać się być ,, dawcą" uczę się na psychoterapii. A blokady mam - cholerne. Bycie w związku to dla mnie jak wejście na Mount Everest- i chciałabym i boję się , nie jestem pewna swoich sił, panicznie boję się, że mój krok może okazać się fałszywy, bo nigdy na Mount Everest nie wchodziłam . A co do poradnika pan psychoterapeuta powiedział , że jest do dupy. Pozostaje mi mu wierzyć ( psychoterapeucie, nie poradnikowi) :).
PS. a jaki świetny przykład wymyśliłam! ;)

Ewka, uśmiałam się- fantastyczny sposób przekazu, to dla mnie najlepszy sposób tłumaczenia- pokazać absurd mojego toku myślenia- ponieważ uwielbiam humor angielski :D.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez ewka » 5 wrz 2008, o 11:44

Sanna napisał(a):Bycie w związku to dla mnie jak wejście na Mount Everest- i chciałabym i boję się , nie jestem pewna swoich sił, panicznie boję się, że mój krok może okazać się fałszywy, bo nigdy na Mount Everest nie wchodziłam.

Tak się zastanawiam... jeśli nigdy nie wykonujesz pierwsza żadnego ruchu - to o jakich krokach mówisz, a tym bardziej fałszywych?

Uśmiałaś się... i dobrze :D Na zdrowie :D
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 69 gości