Od mojego pojawienia sie na Psycho minęło bardzo dużo czasu. Mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że jestem jednym z najstarszych stażowo uczestników...
Tylko właściwie dlaczego wciąż tu jestem?
Samemu trudno mi odpowiedzieć...
Nie da się ukryć, że do tego wpisu sprowokował mnie temat Felicity.
Wszakże proces sprzed tych 4,czy 5 lat był zdrowieniem.
Okupionym ogromnym nakładem pracy, sił i obarczony swoistymi konsekwencjami.
Tyle, że od długiego czasu coraz lepiej widzę, ze to wciąż za mało.
O wiele za mało...
Świadomość DDA - szczególnie tego, jak ta nasza przypadłość jest schematyczna, było dla mnie bodźcem do działania. Czułem się już tak przeraźliwie źle, że że musiałem cos z tym zrobić.
Tak bardzo nienawidziłem świata, ludzi, siebie, tak cholernie żałowałem, że żyję, gdyż każdy dzień był dla mnie bolesny, że latami nabudowana karykatura psychiki musiała runąć.
A w momencie, gdy zacząłem w tym grzebać musiało być jeszcze gorzej.
Ok, ale w sumie nie o tym ma być mowa.
Wielu spraw tak naprawde nie rozumiem a ta część uleczenia paradoksalnie, ale bardzo mocno przeszkadza dalszym krokom.
Najbardziej męczy mnie to, że nie jestem w stanie wrócić do takiej sprawności intelektualnej, jak kiedyś. Bardzo szybko się męczę, ciężko jest mi się skoncentrować i sporo czasu zajmuje mi przejście od analizy do syntezy.
Tak naprawdę ten brak lotności zauważam gdzieś tak od 22-23 roku życia. Czasem popadam w takie stany, że problemem jest dla mnie zrozumienie pojedynczych słów. O całości już nie mówię.
To, że od tych 2-3 lat czuję się dobrze ze sobą, lubię siebie dosyć skutecznie zniechęca mnie do pracy ze sobą.
To już nie ten entuzjazm, czy też zaciętość z okresu pierwszych kroków, jako świadomy DDA chłonąłem nową wiedzę o sobie. Piszę mało na forum, gdyż z reguły nie jestem w stanie przeczytać czegoś więcej, niż tytuły, czy też pierwsze słowa akapitów. Daleko mi do tych lepszych etapów mojego myślenia.
Dosyć dobrze działam, gdy "widzę" rozwiązania bez potrzeby ich analizowania. Tak już czasami mam, że gotowe rozwiązania problemu pojawiają mi się w w głowie bez potrzeby analizowania tematu. Jednakże, gdy próbuję coś ruszyć nowego to, albo zapadam sie w tym i nie może mi nic przeszkadzać, albo nie jestem w stanie zebrać myśli. Wydarzenia
Efektem jest to, że jestem wciąż zmęczony.
Nie wiem, czy to kwestia lat, czy czegoś innego. Pomijam przemęczenie pracą, bo przed nowym stanowiskiem też "to" miałem.
W sumie nawet kolega mi powiedział, że czasem jestem niesamowicie lotny i nie potrafi za mna nadążyć a czasem przeciwnie - jakbym nie był w stanie ani przyjmować, ani przerabiać jakichkolwiek bodźców.
Zawieszam się straszliwie.
Jestem z gatunku tych ludzi, którzy rozwiążą jakiś test na prawie maksa a potem padają wyczerpani. Tyle, że gdy muszę coś zebrać do kupy i stworzyć z tego jakąś jakość, to mam wielkie problemy z dokończeniem.
Jasne, że pojawia sie pewien moment, gdy zaczynam działać swobodnie, szybko - ale poprzedzone to jest z reguły wyczerpaniem.
A inna sprawa hm...
Kolejny raz zapadam się w sobie.
Zagrzebałem się znowu w swojej norze i w trakcie czasu wolnego popadam prawie w apatię. Jakoś tam jestem wciąż na marginesie wydarzeń.
Najlepiej się czuję, jak nie muszę mieć emocjonalnego stosunku do czegokolwiek. Ma to swoje wady, gdyż jak znienacka coś się stanie, to tracę momentalnie spokój.
Kiedys czułem ogromny brak nie wiadomo czego - teraz ani troche go nie czuję. Ale zamiast ogromnej próżni nie do zapełnienia pojawiła się, jakby ciasnota, w której być już więcej nic nie może.
Gdzieś odeszła ode mnie ta duchowa strona życia, zdechła moja część humanistyczna, awersją reaguję na wszystko związane z przeżywaniem, duchowością - są to rzeczy, które wywołują we mnie ogromne zmęczenie.
W ogóle wykrzesanie z siebie entuzjamu, zapału mnie przerasta.
Omijam wszelkie emocjonalne sytuacje - jak tylko pojawiaja się jakieś emocje we mnie, to nie potrafię sobie z nimi radzić. Tracę kompletnie kontrolę, odczuwam wszystko fizycznie i sie "rozjeżdżam" w kawałki...
No nic kończę już, bo snuję wątek, którego nikt chyba nie jest w stanie przeczytać a poza tym mam jeszcze co nieco do przygotowania na jutro do pracy.
Ale kolejny raz mam wrażenie, że coś dalej trzeba by ze sobą zrobić i kolejny raz nie wiem co...