Witajcie,
dwa dni temu wracając z psem z wypożyczalni natknęłam się na faceta , z którym byłam w związku 3 lata ( mój ostatni związek). Wymieniliśmy kilka zdań, nawiasem mówiąc pies oszalał jak go zobaczył, aż dziw bierze że po prawie trzech latach braku kontaktu wciąż go pamięta. W sumie miło się rozmawiało, ja też się ucieszyłam z tego spotkania ...chwila rozmowy i okazuje się, że mimo braku kontaktu jest miedzy nami wciąż spora nić zrozumienia. W związku byliśmy przyjaciółmi to na pewno i chyba ta przyjaźń pozostała mimo upływu czasu. Ale nie o tym chciałam napisać, mianowicie mój ex zaproponował wspólny wypad na piwo , wtedy się nie zgodziłam, ale w sumie innym razem bardzo chętnie sie z Nim wybiorę na piwko czy kawę- tak tez powiedziałam. Jestem ciekawa jak się Mu wiedzie i co u Niego, interesuje mnie los tego człowieka jako przyjaciela i żaden come back nie wchodzi w grę przynajmniej z mojej strony. I tutaj pojawia się chyba problem, bo jak mniemam z jego strony dalej chyba jakieś uczucia są w moim kierunku. On raczej nie ma nikogo bo zaprosił mnie również na wystawę swoich prac we wrześniu. Zatem chyba powinnam zrezygnować ze spotkania, aby po prostu nie robić mu złudnych nadziei. Prawda jest taka że w tym naszym związku zabrakło czegoś istotnego...zaangażowania emocjonalnego z mojej strony.
Był ważną osobą , bliska mi osobą, nadal bardzo go lubię , szanuję i jestem wdzięczna, ale nie kochałam , dlatego rozstalismy się. Kurcze... w sumie bardzo dobrze sie dogadywaliśmy zawsze, ale zabrakło we mnie pokory ,a zabrakło dlatego że nie było miłości i koniec był nieuchronny. Nie, nie żałuje że sie skończyło, sama tego chciałam,
żałuje tylko tego że może wyrządziłam mu krzywdę, w końcu było to nie fair być z kimś bez głębszego uczucia tzw. miłości. Początkowe zauroczenie szybko we mnie zgasło, myślałam że przecież nie potrzeba pasji, żeby było dobrze...może i komuś nie jest to potrzebne - mnie jest. U mnie jest tak że wystarczy że ktos pozwoli mi się wielbić, i takie tam pierdoły... tak, z dwojga złego wybieram właśnie ten model, czyli ja jako osoba kochająca, choć gdzieś w głębi wierzę że może się dwoje ludzi tak dobrac, że nic nie bedzię "kuleć".
I jak to do cholery jest , że mogę się zafascynować byle dupkiem, wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi, a nie mogłam pokochać kogoś, komu na mnie zależało...ostatnio ta przekora mojego żywota napawa mnie hm...chyba strachem. Chyba się starzeję... w sumie nie wiem po co to piszę... tak mnie jakoś naszło po tym incydencie
No i chciałabym sie z nim spotkać , ale nie chcę żadnych nadinterpretacji ...
pozdrawiam