dla innych przenoszę góry, a dla siebie?

Problemy z partnerami.

dla innych przenoszę góry, a dla siebie?

Postprzez nana » 27 sie 2008, o 09:59

ufff... nie wiem ani, czy temat jest dobry, ani czy dział jest dobry...

wyszło mi na terapii, tj. uświadomiłam sobie, że dla innych mogę przenosić góry, a jeśli chodzi o zrobienie czegoś dla samej siebie, to nie chce mi się kiwnąć palcem. Nawet jak coś robię np. dla lepszego wyglądu, to w sumie robię to po to żeby podobać się np. facetowi. Efekt jest taki, że "mój lepszy wygląd" nie polepsza relacji z facetem, więc przestaję się starać, czuję się więc nieatrakcyjna, zatem i mój facet widzi mnie jako nieatrakcjną, koło się zamyka itd. itp.

Bardzo chciałabym to zmienić! Bo tylko wtedy "ruszę" w moim życiu. Jest conajmniej kilka aspektów mojego życia, które należy zmienić i gdybym to zrobiła byłabym o wiele szczęśliwszym człowiekiem. Np. gdybym zmieniła wreszcie pracę, to miałabym mniej stresów finansowych. Ale jakoś boję się tych zmian, albo nie podejmuję ich, bo "nie mam dla kogo". Trudno mi zrobić coś (podjąć ryzyko zmian) dla samej siebie.

Tak jakbym siebie nie kochała. Tak jakbym sama dla siebie nie była warta ryzyka. Uświadomiłam sobie, że np. zdarza mi się dbać o siebie i rozpieszczać siebie (powiedzmy drobiazgami, ale jednak), ale robię to tylko "w zastępstwie", czyli tak na serio chciałabym, żeby ktoś inny mnie rozpieszczał, a że go chwilowo nie ma to robię to sama.

Finał jest taki, że w sumie wiem jaki popełniam błąd (nie kocham siebie), ale nie umiem tego zmienić. Tuptam więc w miejscu i za dużo myślę (głównie martwię się), a za mało robię, bo nie wiem jak siebie pokochać.

Czuję, że jestem gdzieś blisko wyjścia z tego galimatiasu (a przynajmniej chciałabym być blisko), może jakieś macie doświadczenia w takich stanach emocjonalnych?
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez zrozpaczona32 » 27 sie 2008, o 10:50

A może skorzystasz z mojej metody i zapoznasz się z książeczką o której pisałam? ;) W gruncie rzeczy to lektura mówiąca: kochaj siebie, rozpieszczaj siebie, bądź małą egoistką i sprawiaj sobie przyjemność. :)

Ps. Fakt, atrakcyjność bez zmiany sposobu bycia nie sprawi, że facet będzie inny, nie poprawi relacji. Wiem coś o tym. Jestem atrakcyjną babą (jakkolwiek to brzmi), faceci mnie obskakują, ciągle słyszę że nie jestem kobietą, którą się zdradza albo zostawia. A mój własny co? Ano właśnie.

Zasadę, którą stosujemy, że lepiej dawać niż brać, w związkach należy wyrzucić do kosza. Lepiej jest dawać I dostawać. :)

Pozdrawiam.
zrozpaczona32
 
Posty: 24
Dołączył(a): 24 sie 2008, o 13:49

Postprzez nana » 27 sie 2008, o 12:20

o ile masz na myśli "faceci kochają zołzy" to już ją czytałam:) czytałam też "kobiety, które kochają za bardzo" i wiele innych:))) Generalnie znam pryncypia, ale ciągle nie potrafię zmienić swojego trybu myslenia. Zawsze myślę o sobie i robię coś dla siebie tylko w kontekście innych ludzi.

P.S. też podobno jestem atrakcyjna. Ewentualnie mam za dużo kilogramów (bo mam), ale usłyszałam nawet ostatnio kilka razy, że w sumie to mam w sobie tyle urody i kobiecości, że nawet nadwaga mi nie szkodzi:) nie ważne co mówią inni, najgorzej, że mi samej z nadwagą jest źle, ale nie potrafię tego zmienić.

P.S.2 taka sama sytuacja jak z nadwagą jest z moją pracą (niby w sumie nie jest źle, ale chciałabym robić coś ciekawszego, a przede wszystkim lepiej płatnego i obiektywnie mam wykształcenie i doświadczenie, a nie ruszam tyłka z miejsca).

P.S.3 z wieloma rzeczami tak mam. można by powiedzieć, że boję się zmian, bo zmiany to ryzyko i niepewność, ale wiem, że "dla innych" nie boję się ryzykować. Ba! sama podejmuje ryzyko i innych do tego namawiam!
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez zrozpaczona32 » 27 sie 2008, o 13:13

W sumie to bardzo smutna sprawa jest. Najpierw ktoś, potem my? :roll: Z miejsca stawiamy siebie na poz. nr 2 albo i n. Sami siebie spychamy na dalsze lokaty, sami sobie ujmujemy pewności siebie, atrakcyjności. Zwłaszcza my, kobiety. Pozbawiamy się uznania w swoich oczach i w oczach innych ludzi.
Samobójstwo. :(

Dla innych skaczemy w ogień, o siebie nie umiemy zadbać. Smutne okropnie. :(
zrozpaczona32
 
Posty: 24
Dołączył(a): 24 sie 2008, o 13:49

Postprzez szachistka » 27 sie 2008, o 16:26

A może nana w twoim przypadku ma zastosowanie zwykłe prawo przyzwyczajenia? Może po prostu przyzwyczaiłaś się i do tej pracy i do tego, aby nie ćwiczyć/ nie być na diecie (nie wiem, w jaki sposób myślałaś o zrzuceniu tych kilku kg). To czy tamto przeszkadza Ci ale nie w tak silny sposób, jak silnie działa na Ciebie to przyzwyczajenie. Ponoć to jedna z najsilniejszych więzi. Nie chce mi się wierzyć, że nie zrobiłabyś czegoś dla siebie, na co naprawdę, bardzo miałabyś ochotę, choćby wiązało się to właśnie z jakimś zadbaniem o siebie/ zmianami/ szaleństwami/ pieszczotami. Mówi się, że dla chcącego nie ma nic trudnego. Zatem może tu jednak jest pies pogrzebany? Za mało chcesz?:)
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez kaśku » 27 sie 2008, o 17:03

wiesz cos w tym jest, skoro potrafisz dla kogos gory przenosic, to na tym kims prawdopodobnie ci "mocno zalezy",
a zrobiebienie czegos dla siebie, co by wymagalo rownie duzo wysilku? ... no wlasnie ..., do zastanowienia, a moze to moze jeszcze poczekac? ...

kurcze to jest trudne, bo wlasnie zrozumialam, ze tez mam z tym problem, jesli ktos na kim mi zalezy nawet by mnie o cos poprosil, zebym zrobila wlasnie dana rzecz dla siebie, to nie bylo by to dla mnie problemem, a sama tak z siebie...?

faktycznie tez przyzwyczajenie pewnie gra tu duza role, bo jest wygodniej, byc, tkwic w czyms, co jest nam znane i w czym jest nam z pozoru latwiej ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez nana » 28 sie 2008, o 11:09

nie do końca NoName!

Właśnie nie zawsze "przenoszę góry" dla kogoś na kim "mocno mi zalezy". W zasadzie dla wszystkich jestem lepsza niż dla siebie! Oczywiście jest jakieś stopniowanie poświęcenia i zaangażowania w zależności od tego jak ktoś jest mi bliski, ale to nie zmienia samego faktu tej chorej zasady. Prosty przykład: koleżanka prosi, żeby wpadła na chwilę pogadać - jadę mimo, że jestem zmęczona i mam ochotę wcześniej pójść spać. W sumie mogłabym powiedzieć - chcesz pogadać, to wpadnij. Ale ja wiem, że ona ma 3 letnie dziecko i męża, który niechętnie z nim zostaję, więc pogadac może tylko jak połozy małą spać... No i tym sposobem olewam potrzbę własną i wygodę własną...

Nie Szachistko, nie przyzwyczaiłam się! tzn. nie wiem, może i się przyzwyczaiłam, ale wciąż czuję dyskomfort zarówno z powodu wyglądu (od lutego do końca lipca ćwiczyłam 2 razy w tygodniu, schudłam 6 kg, to dla mnie za mało, diety wytrzymuje na krótko i natychmiast mam efekt jo-jo, wiec wole cwiczenia, nawet je polubilam, ale to wciąż robię je nie dla siebie, tylko, żeby się podobać) jak i z powodu pracy (w sumie dla samej siebie zarabiam za mało, ale jakbym miała być z kimś, to już spokojnie by się dało żyć z dwóch pensji, a ten pracodwca jest bardzo prorodzinny i nie mialabym problemow gdyby np chciala miec dzieci)... czy to przyzwyczajenie? mysle, ze nie. mysle, ze to zwyczajnie olewanie siebie z ciagla mysla o sobie na ostatnim miejscu.
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez kaśku » 28 sie 2008, o 11:27

"Prosty przykład: koleżanka prosi, żeby wpadła na chwilę pogadać - jadę mimo, że jestem zmęczona i mam ochotę wcześniej pójść spać. W sumie mogłabym powiedzieć - chcesz pogadać, to wpadnij. Ale ja wiem, że ona ma 3 letnie dziecko i męża, który niechętnie z nim zostaję, więc pogadac może tylko jak połozy małą spać... No i tym sposobem olewam potrzbę własną i wygodę własną... "

nie wiem ciezko mi sie jest wypowiadac, ale to wcale nie jest rozwizanie jesli chodzi o kolezank, bo co to za tlumaczenie, ze jej facet niechetnie zostaje z dzieckiem? ... przeciez to jego, wiesz teraz jest dziecko, a potem jakis inny problem moze sie pojawic dla kolezanki,

mysle, ze warto zadbac o siebie i postawic jakies zdrowe granice, <a tak na marginesie, nie wiem gdzie cwiczylas, ale moge dac ci namiary na fajny klub, moja kolezanka tam chodzi, zreszta 6kg to jste duzo, na poczatek napewno, a potem dalej leciec z waga w dol, moze warto byloby na poczatku potraktowac to jako maly sukces i starac sie to utrzymac, co sie osiagnelo?>
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez nana » 28 sie 2008, o 11:59

to glupie, ale czasami mam wrażenie, że spotykam sie z moimi znajomymi tylko wtedy, gdy oni tego chcą. wiesz o co chodzi? samej trudno mi zadzwonic i powiedziec "wpadnij pogadac". Nigdy o to nie proszę, bo boję się odmowy. Ewentualnie zdarza mi się zapytać "hej, mogę do ciebie zajrzeć?". A przecież wiem, że niektórzy mnie lubią. Nie kumam w sumie czemu zakładam odmowę... tak jak z tą koleżanką, której mąż nie lubi zostawać z dzieckiem:)

namiary na klub poprosze na prv, chcociaż z mojego klubu jestem zadowolona, ale może akurat? W sumie, to nie kumam sama siebie z tym wyglądem. Serio dla siebie bym nic nie robiła, bo jestem zbyt leniwa. Przeszkadza mi, ale nie chce mi się nic zrobić. "żeby sie podobać" robiłam wiele razy, ale jakoś to nigdy chyba nie zadziałało i dlatego się zniechęcałam... a w sumie ciekawe czemu nie zadzialalo? hymmm...
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin

Postprzez kaśku » 28 sie 2008, o 12:15

wiesz co mam taka kolezanke z ktora doslownie od ponad dwuch miesiecy probuje sie spotkac, ale ona ciagle nie ma czasu i nie ma, juz czuje sie jak kretynka, powiedzialam nie, zwyczajnie sobie dalam spokoj, ale jak jej cos bylo trzeba to wiedziala do kogo sie zglosic, ale z wielkimi pretensjami, ze to drobiask, a ja nie chce jej pomoc, ale jak mi bylo ciezko i potrzebowalam z kims pogadac, czy po prostu spedzic czas to jej nie bylo, a jak ona juz sie chciala umowic to ja nie mialam czasu, ale to juz nie bylo zlosliwe, naprawde go nie mialam ..., wiec wiem o co chodzi, zreszta druga podobna przyjazn mi sie skonczyla, zreszta nie zaluje jakos specjalnie,

wiec moze tak dla rownowagi odezwac sie wtedy kiedy ty potrzebujesz? a nawet jak sie pojawi odmowa raz, to za drugim moze juz sie nie pojawi, a jak sie bedzie pojawiac w nieskonczonosc to moze nie warto juz pytac ... ;)

zreszta kurcze, przeciez nie jestesmy tutaj po to zeby umilac komus czas, moze cos tez w druga strone by sie ruszylo...? ;)
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez nana » 28 sie 2008, o 13:32

buuuu... półtora roku terapi, a tyle jeszcze tematów do przerobienia. Kurcze one sie jakoś mnożą :)
Avatar użytkownika
nana
 
Posty: 634
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 19:59
Lokalizacja: Lublin


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 236 gości

cron