Czy związek na odległość ma rację bytu ???

Problemy z partnerami.

Czy związek na odległość ma rację bytu ???

Postprzez moje_paranoje » 26 sie 2008, o 10:51

Ciekawi mnie co o tym myślicie..

Ja osobiście coraz częściej w to wątpię... No bo co to za bycie razem skoro ciągle się jest ze wszystkim samemu.. Każdy dzień spędzasz bez tej osoby.. czujesz się więc samotnie a jednak nie możesz "rozejrzeć " się i poszukać drugiej osoby do życia bo juz takowa przecież jest...dwa czy trzy razy na miesiąc.. ale jest...
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez caterpillar » 26 sie 2008, o 11:10

Hej!
To może ja przywróce Ci wiare :wink:
Ja tak wytrzymalam 2 lata(moje studia a on za granica,pol roku tylko telefony raz w tyg potem juz co 2 ,3 miesiace moje lub jego wizyty)
Pewnie ,ze jest ciezko jak cholera!Czas ci umyka ,dzieje sie tyle waznych rzeczy a jego nie ma kolo ciebie.
Jak dla mnie bylo to niezle hartowanie naszego zwiazku ,mnie w tym wszystkim.
Mialam duzo czasu na przemyslenie tego co on dla mnie znaczy.
Zauwazylam jak wazna jest odrebnosc w zwiazku (troszke odwrotnie hehe) chodzi mi o to ,ze trzeba nauczyc sie tego,ze jestesy dwoma odrebnymi swiatami ,ktore sie na wzajem uzupelniaja,kazdy z nas ma swoje pasje swoich nalepszych przyjaciol itd.
Wtedy zdalam sobie sprawe ,ze kocham go strasznie ale ,ze zycie tez plynie swoja droga...
no i najwazniejsza kwestia zaufanie :roll:
Kiedys tam pisalam ,ze dla mnie milosc do przede wszystkim postawa wobec drugiego czlowieka...,ze wiernosc zalezy tylko od nas samych (w zwiazku na odleglosc to dozsc trudna sparawa nie?)
...nie wiem ile bym wytrwala w takiej relacji dla mnie 2 lata to chyba max.
kazdy ma swoja wlasna tolerancje... i tyle
warto bylo ,dzis jestesmy udanym zwiazkiem mamy swoje male jazdy (zeby nie bylo zbyt cukierkowo hehe ) wiec mysle ,ze duzo zalezy od nas samych...
no to chyba tyle moich przemyslen ...
tez ciekawa jestem jak inni na to...?
pozdrofki :wink:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Justa » 26 sie 2008, o 11:11

Odpowiadajac na Twoje tytulowe pytanie: MA.

Ja zaczynalam swoja przygode z obecnym zwiazkiem wlasnie na odleglosc (ten etap trwal okolo 1,5 roku, zanim zdecydowalismy sie zamieszkac w tym samym miescie) i powiem Ci, ze wiecej dobrego we mnie i w nas poczynil, niz zlego. :)

Chociaz trzeba przyznac, ze odpowiedz na Twoje pytanie zalezy w duzej mierze od oczekiwan, jakie sie ma wobec zwiazku...
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez citizen » 26 sie 2008, o 11:28

Cieżka sprawa. Nie że niemożliwe, ale obciążone dużym ryzykiem. Częste problemy z niedomówieniami i konfliktami z tego wynikającymi, z wzajemnym zaufaniem. Ogólnie dużo różnych dodatkowych zagrożeń, których nie ma w "normalnym związku". Są też drobne plusy, spotkania są świętem i wywołują dużo emocji, co potrafi dodatkowo mocno nakręcić pozytywnie.

Ogólnie gdy w jakiejś sensownej i przewidywalnej przyszłości jest perspektywa zlikwidowania tej odległości, to oczywiście ma sens, jeśli nie, to lepiej sobie od razu odpuścić.

No i z odległością jest tak jak z innymi utrudnieniami dla związku, są dla niego jak wiatr dla ognia, ledwo się tlący ugasi, ale delikatne płomyczki potrafi nieźle rozniecić.
citizen
 
Posty: 102
Dołączył(a): 7 gru 2007, o 12:33

Postprzez moje_paranoje » 26 sie 2008, o 11:51

No proszę...same optymistyczne odpowiedzi:) to miło :)
Ja przetrwałam w związku na odległość najpierw pół roku-ja za granicą -On w Polsce. Stwierdzilismy, że jak tylko wrócę to juz nigdy więcej..wszędzie razem nikt nas nie rozdzieli itd ;-) A jak wróciłam zastała nas szara rzeczywistość... On nie zostawi swojego miasta , ja znalazłam pracę w swoim..i przynajmniej w tym roku znowu czeka nas związek na odległość...a żeby było ciekawiej to w weekendy jeszcze doszły mi studia- i jeszcze w innym mieście.. więc średnio mi to wygląda..
Tak naprawdę niewiele sie zmieniło dla nas...odległość mniejsza ale samolotem krócej się leci jak autobusem do niego.. znowu pozostał tylko kilka dni w miesiacu, telefon i internet... a ten wiadomo,że zdradliwy...Łatwo o nieporozumienia, błędne odczytanie intencji drugiej osoby itd.
Co do spotkań, które są "świętem" to fakt...spędzamy je tak intensywnie, że aż można być zmęczonym:) bo wiadomo...chce sie te dni maksymalnie wykorzystać..więc zazwyczaj jakieś wyjazdy, wypady weekendowe bo człowiek chce sobie "wynagrodzić" czas rozłąki.. Tylko, że czasem się czeka na taki dzień, że zwyczajnie posiedzi się w domku, z kieliszkiem wina i pogapi wspólnie na film...a nie zawsze to jest po drodze...
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez Mgielka » 26 sie 2008, o 12:16

ja niestety ale zaprzecze tej tezie

zylam z kims na odleglosc a konkretnie 373 km od siebie no i nie utrzymalo sie , pewnie ze nie kazdy zwiazek ma prawo sie rozpasc

trzeba mocno wierzyc ale jezeli TA jedna strona przestaje wierzyc to juz zaczyna sie rozpadac tak niestety ale jest

on byl mlodszy odemnie, ja studiowalam i tak sie posypalo, ale wydaje mi sie ze wiara i milosc duzo daja, mi niestety nie pomogly

jestem tez taka ze ja potrzebuje sie widziecprzynajmniej co tydzien a nie raz na miesiac, ale to tylko moje zdanie

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Mgielka
 
Posty: 216
Dołączył(a): 8 sie 2007, o 21:51
Lokalizacja: wielkopolska

Postprzez Juana » 27 sie 2008, o 08:03

Myślę, że każy związek jest inny i nie można uogólniać.
Jednak uważam, że związek na odległość jest możliwy aczkolwiek trudny.
Korzystne jest przybliżenie okresu końca tej rozłąki, wspólne plany i dążenie do zmian by być bliżej.
Jednak pamiętajmy, że bliskość fizyczna nie gwarantuje bliskości psychicznej i odwrotnie.
Avatar użytkownika
Juana
 
Posty: 15
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 14:32

Postprzez moje_paranoje » 3 wrz 2008, o 19:13

No właśnie.. nie wiem co robić... W ostatni weekend zaliczyłam "doła" i ogólnie nie wydarzyło się nic złego pomiędzy mną i moim facetem ale nie dawała mi długo spokoju myśl, że ten związek nie ma sensu.. za zadko się widzimy a On też wyjątkowo nie garnie się by cokolwiek zrobić w tym kierunku.. Jest mi cholernie ciężko, czuję sie samotna, niby jesteś z kimś a jednak nie masz tej bliskiej Ci osoby by czasem pogadać..Czułam,że ostatnimi czasy tylko ja się staram i tylko mnie na tym wszystkim jeszcze zależy...Przyznam szczerze,że chciałam odejść..

On podawał wiele powodów dla których powinnam z nim dalej być, że nie mozemy się poddawać itd. ale ani razu nie wspomniał, że przede wszystkim nie powinnam odchodzić dlatego,ze mnie.."kocha".. Twierdził cyt:" wiesz jak to jest u facetów. my zawsze mamy problem z mówieniem tego"..Więc albo jakiś czas temu jeszcze On nie był facetem albo coś się zmieniło i nie ma odwagi się przyznać..
Obiecał troszkę nad tym popracować..
Owszem zaczęło się jakieś "Skarbie" itp ale ja cały czas jakoś trzymam dystans..i dziś..kiedy wróciłam do domku otrzymałam od niego wiadomość,że przyjedzie w weekend, pomożę mi w czymś tam.. że może wyskoczymy gdzieś na wycieczkę w sobotę..Pomyślałam "kurcze, może faktycznie mu zależy..Może wkońcu zrozumiał i zacznie być lepiej..??"

Czar prysł chwilę potem.. Zapytał mnie czy nie mam nic przeciwko,że pojadą sobie z kolegami(z którymi mieszka i pracuje) do Amsterdamu.. i że to ma być tylko męski wypad...Weźmie ze 2,3 dni urlopu(+weekend) w tym celu.. I o ile ja nie mam nic przeciwko męskim wypadom w kraju to tu trochę przesadzili...wiadomo,że chetnie przyłączyłabym się by pozwiedzać, zobaczyć coś nowego..I absolutnie nie wynika to z chęci kontroli lecz czystej ciekawości świata...a druga sprawa( i najważniejsza!) o mało co nie rozstaliśmy się z powodu tego,ze widujemy się w sobotę i niedzielę co 2 tyg. ..nie było wtedy mowy,że on np. weźmie sobie urlop by wpaść częściej(np. w srodku tygodnia) , bo rzekomo go nie miał...a teraz twierdzi,że jakoś "wyżebrze"..Że nawet jak coś to i dla mnie ze dwa dni wynajdzie potem...Tylko to chyba nie o to chodzi...Bo jeżeli to chodzi tylko o ten rok,że musimy się przemęczyć widując się tak rzadko..to uważam (być może niesłusznie), że skoro On, jak sam twierdzi, też wolałby widzieć mnie częściej to chyba powinien wykorzystać cały urlop by ze mną być jak najwięcej..a nie z kolegami , z którymi jest 24/h.. Mam nadzieję, że powiecie mi, że się mylę jednak...
moje_paranoje
 
Posty: 14
Dołączył(a): 31 lip 2008, o 14:40

Postprzez lili » 3 wrz 2008, o 20:25

hej,

ja mam 26 lat a rok po moim urodzeniu czyli 25 lat temu moj Tato wyjechal do pracy za granice i pracuje tam do dzisiaj. Na poczatku przyjezdzial do Polski 3-4 razy do roku, na swieta, na kilka dni, tydzien. Potem mieszkalysmy z Mama u niego 3 lata kiedy bylam w podstawowce. A dzisiaj moi Rodzice sa razem przez 10 dni w kazdym miesiacu, I sa juz na emeryturze. Wiec widzisz ze da sie utrzymac taki zwiazek. Bez zdrad i oszukiwania sie ale w wiecznym napieciu, czekaniu i studzeniu uczuc.

Zupelnie inna kwestia jest jak to wplywa na zwiazek i jaki to jest wtedy zwiazek. Ale czysto teoretycznie sie da i to bardzo.

pozdrawiam
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez NOBLEA » 4 wrz 2008, o 11:34

Witaj!!
Poruszyłaś temat który w 100% dotyczy również mnie. W związku na odległość jestem już prawie 3 lata ( od samego początku taki był). I uważam że taka relacja może przetrwać, ale potrzeba tu dużo zaufanie, dużo szczerych rozmów i chęci.
Te 3 lata na odległość nauczyły mnie cierpliwości i pokory. Choć wcale nie bywa kolorowo, to jednak nie zrezygnowałabym z bycia razem (wiadomo jest mnóstwo rzeczy których brakuje, takich zwykłych codziennych spraw). Niby są telefony, internet ale to nie to samo.
Ja uważam że jeżeli naprawdę się kocha to wszystko się przetrzyma, tylko oczywiście zainteresowanie powinno być obustronne.

Ja teraz też gryzę się wewnętrznie sama ze sobą, a sprawa dotyczy tej "cholernej" odległości, mianowicie mój Luby stwierdził że za często do niego dzwonie, że chce za mną zatęsknić i wtedy się odezwie, wiec teraz panuje cisza.

A mnie to bardzo boli i w jakimś stopniu napawa obawą.

Pozdrawiam serdecznie
NOBLEA
 
Posty: 106
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 13:08

Postprzez sikorkaa » 30 lis 2008, o 21:28

sikorkaa
 

Postprzez Dziunia » 30 lis 2008, o 22:56

ma racje bytu oczywiscie
moj K. gdy wraca do mnie w piatki, to pierwsze co robie z najwieksza grawitacja wpadam mu w ramiona. tule tule i pomimo zlosci jaka ma w sobie ze czekam całe tygodnie za nim, gdy juz jest blisko problem znika
jest ciezko wiadomo.
ale wszystko mozna sobie wypracowac
grunt to szczerosc i pewne zasady
w kazdym zwiazku inaczej to funkcjonuje
wiadomo.
nawet gdybym miała z tesknoty powyrywac sobie włosy i stwierdzic ze mam dosc czekania itd. to przeciez Go kocham i jest najwazniejszy w moim zyciu.
nie lubie tych aktów rozpaczy, gdy jego nie ma blisko a mnie jest zle.

mysle tez sobie ze gdyby nie odległsc ta chemia miedzy nami wygasałaby juz po 3 miesiacach i byłoby przejedzenei sie soba u chec odpoczynku.
a dzis wyjechał a ja tesknie tesknie tesknie. taka nienasycona nim.
chociaz weeked przepelniony nami był;)
Dziunia
 

Postprzez sikorkaa » 30 lis 2008, o 22:58

Dziunia napisał(a):a dzis wyjechał a ja tesknie tesknie tesknie. taka nienasycona nim.
chociaz weeked przepelniony nami był;)

nie pojmujesz, ze rymujesz :gites:
sikorkaa
 

Postprzez Dziunia » 30 lis 2008, o 23:02

hihihi
nawet nie zauwazyłam
ai juz nie dzieli nas 300 km juz tylko 120 wiec w kazdej chwili moge powiedziec
"aaaaa zle mi przyjedz"
a za poł roku to juz wiecej bedzie nas łaczyło niz dzieliło
i wszystko bedzie na wyciagniecie reki
nawet On;)
Dziunia
 

Postprzez Fala152 » 12 gru 2008, o 12:08

hmm przeczytałam wszystkie wasze wypowiedzi i tak się zastanawiam nad moim związkiem...

poznaliśmy się na 2 miesiące przed moim wyjazdem-teraz ja jestem w Londynie on w Polsce-piszemy do siebie co jakiś czas-bo ani on ani ja nie lubimy ślęczeć przed monitorem komputera... wyjechałam na prawie rok-przyleciałam do Londynu na początku września, a zamierzam wracać do Pl w czerwcu-szans na zobaczenie się nie mamy raczej-on pracuje(3-4miesiące w tej firmie) i ma problemy z tym żeby dostać urlop chociaż na tydzień, ja nie mogę pozwolić sobie na wyjazd również...
czasami się zastanawiam czy to ma sens... jednak na początku tej znajomości nie chciałam się angażować, bo wiedziałam, że wyjadę-on zresztą tak samo jednak później wszystko się zmieniło-on się zakochał chociaż się wzbraniał od tego-ja będąc tutaj również zrozumiałam, że chcę z nim być-teraz tylko mam nadzieję, że nic się nie popsuje i nasze wspólne plany będą miały rację bytu...
Avatar użytkownika
Fala152
 
Posty: 1
Dołączył(a): 12 gru 2008, o 11:49
Lokalizacja: Londyn

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 71 gości