zdrowienie ze starych zachowań okupione stratą...na smutno:(

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

zdrowienie ze starych zachowań okupione stratą...na smutno:(

Postprzez felicity » 23 sie 2008, o 22:50

Witajcie!
Chce napisać o tym jakie to niesamowite,że jak człowiek zaczyna się zmieniać, a raczej zdrowieć to zmienia sie tez otoczenie wokół niego i sposób postrzegania świata i obecnych znajomych, którzy matowieją aż stają się bladzi i niewyraźni i już nie mamy motywacji do tego aby podtrzymywać takie znajomości. Mam kolege tez DDA i po raz już któryś widzę jak te jego zmiany są niepozorne i jak przestajemy się rozumieć, jak szuka sposobów i różnych form ucieczek żeby nic z sobą nie robić pomimo ostrzeżeń terapeuty żeby nie pił on to łamie,krytykuje ją,nie potrafi zaakceptować jej i ciągle coś wyszukuje. MOże nie ten czas, nie wiem w jego życiu, ale mój dylemat tyczy się tego- na ile my zdrowiejące osoby, które chcą się zmieniać nawet jak boli ..na ile mamy byc lojalni wobec tych którzy tego nie chcą albo jeszcze nie mają w sobie decyzji o tym? Wczoraj się z nim spotkałąm i zobaczyłam to przeraźliwie wyraźnie,nie cchę byc teraz jego azylem na smutki, bo dążę do pełnowartościowych znajomości,wymiana,partnerstwo itp. a nie pełnienie funkcji dobrej siostry po fachu. dośc mam pomagania komuś z jednej strony,bo to wyciąga energię z człowieka i po spotkaniach z nim czuję się zmęczona,przygnębiona,samotna i mam ból głowy. A z drugiej strony nie umiem zakończyć tej znajomości albo nawet ochłodzić tak po prostu. MOże powiedzieć prawdę?
Macie też tak,że jak podjęliście terapię,zaczynacie chodzic na grupy to macie inne spojrzenie tez na ludzi którzy Was otaczaja i czujecie,że niektóre znajomości Was po prostu nie satysfakcjonują? że przeszliście razem kawałek drogi razem,ale dalej już nie da rady. Fajnie jak to jest równocześnie,ale jak nie jest to boli tą druga stronę. NIe wiem ja chcę isc dalej nawet jak ktoś zostaje w tyle i chyba mam poczucie winy z tego powodu,jejciu jakie to chore!zaczynam się obiwniac,że staję sie lepsza i mądrzejsza zamiast się cieszyc. I nawet mi smutno jakoś tak
:cry:
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez kaśku » 24 sie 2008, o 00:29

bardzo fajny temat poruczylas felicity, rzeczywiscie cos w tym jest, bo odkad chodze na terapie, cos zmieniam, to zminiel sie tez moj sposob postrzegania tego wszystkiego co wokol, sama sie zmienilam, wykruszyly mi sie co niektore znajomosci i mam jeszcze takie, ktore chyba nawet bym chciala zeby sie wykruszyly, zreszta ta kolezanka, bardzo dziwnie podchodzi do calej tej mojej "sytuacji", krotko mowiac nie rozumie mnie, nie ma dla nie czasu, zaslaniajac sie tym, ze ma duzo na glowie, a jak oczekuje jakiejs pomocy odemnie, a ja zwyczajnie nie potrafie jej tego dac, bo jestem na nia moze zla, to ona ma do mnie pretensje, o to ze nie chce jej pomoc, bo to jedna glupia rzecz, ktora nawet nie wymaga duzego zachodu, ona to widzi inacze, a ja inaczej ...
zreszta tak jak napisakas, sama teraz daze do znajomosci na zasadzie wymiany partnerstwa, kiedys chcialam, zeby ktos sie mna zaopiekowal, a jak teraz odbieram, ze ktos tego potrzebuje, to zwyczajnie budzi to we mnie zlosc, bo nie tego chce ...
to tak w skrocie, jak znajde chwilke i wene to moze cos jeszcze napisze ...:usmiech2:
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez felicity » 24 sie 2008, o 13:07

Dzięki za wpis [b]NO Name[/b] to o czym piszesz jest mi bliskie,takim jednostronnym czerpaniu ze mnie i nic w zamian,ale ja myślę o nas DDA,że w dzieciństwie udowadnialiśmy nawet wbrew własnej woli,że potrafimy dawać i pomagać wiec teraz przyszedł czas odwrotu. I nie chodzi o wpadanie w druga skrajność,ale poczucie,że ktoś nam coś daje,poświęca swój czas,swoją uwagę a my nie mamy poczucia winy z tego powodu i czujemy się dobrze z tym.

Nie mogłam wczoraj spać z tego powodu i natłoku rożnych myśli, bo jeszcze jest moje środowisko zawodowe i wiem,że tam też mogę nie zostać zaakceptowana jak zacznę się zmieniać coraz widoczniej dla nich.Tym bardziej,że tam nikt nie wie,że z moją rodziną są takie oto krzaczki...i obawiam się,że ze strachu przed brakiem akceptacji z ich strony zrezygnuję,poddam się albo tam będę miała 'stare" nawykowe zachowania a poza te "zdrowsze".NIe wiem czy ktoś z Was oglądał film 'Kiedy mężczyzna kocha kobietę" z M.Ryan i A. Garcia i tam ona uzależniona od alkoholu trafia na terapię i jest scena gdy już ma wrócić do domu i mówi jak bardzo się boi,po czym okazuje się,że mąż faktycznie zauważa,że są daleko od siebie,bo jak wiadomo dla współuzależnionego to też kop do zmian,do wyjścia z roli. Ale przecież otoczenie może nie byc gotowe,może odrzucać...i powstaje pytanie na ile jestem silna aby się nie poddać skoro samo to ,że dla samych siebie jesteśmy inni to jeszcze inni ludzie "co co się stało, przecież zawsze..." " nie poznaję ciebie" jejciu jak nawet w głowie wypowiadam te słowa już czuję lęk...wracam w czwartek po urlopie a co będzie dalej....
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez flinka » 24 sie 2008, o 14:39

Ja mam doświadczenia w dwie strony...
Pierwsza to ta pozytywna. Stałam się bardziej otwarta, czuję o wiele głębszą więź z bliskimi mi ludźmi, jestem bardziej sobą (a nie wystraszoną małą dziewczynką wciąż udającą kogoś, chociaż zdaża mi się to jeszcze w pewnych okolicznościach). Tak relacje z ludźmi wnoszą w moje życie radość, już nie twierdzę, że wieczna samotność jest czymś pięknym.

A z drugiej strony gdy ktoś mi bliski uparcie tkwi w miejscu, jest bierny i patrzy tylko jak życie przecieka mu przez palce, gdy twierdzi, że nie ma sensu/nie da się nic zmienić to pojawia mi się uczucie bezsilności, a czasem wręcz złość. Bo ja wiem, że się da! Sama byłam, trwałam w tym miejscu, ale da się je minąć i iść dalej. I wtedy gubię się między potrzebą ratowania go i poczuciem winy, że może powinnam zrobić coś więcej, bardziej się postarać, a poczuciem, że tak bardzo pragnę zdrowych relacji, wzajemnego rozwoju, a nie ciągle trwania w jakiejś destrukcji. Niby jest we mnie zrozumienie (wiem, że wynika to z tego...), ale pojawia się też złość (zrób coś z tym! nie teraz, zaraz, ale chociaż się postaraj). I tu znów pojawia mi się myśl, że kiedyś też byłam na takim etapie i wiem jak bolało odtrącenie, niezrozumienie i złość. Więc rozumiem Droga felicity Twoje zagubienie i smutek...

A inną sprawą jest też to, że jestem bardziej świadoma tego jaki kontakt jest dla mnie cenny. Relacje z pewnymi ludźmi zaczynają mnie męczyć, bo czuję, że to nie jest to i wtedy zaczynam się wycofywać (szkoda mi jednak trochę tych znajomości...)
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez liczmond » 24 sie 2008, o 23:32

Też tak mam, że bliska mi osoba stoi w miejscu bo sie boi chyba zrobic krok aby sobie pomóc...i zyczy mi nawet powodzenia. A ja stoję na krawędzi zerwania tej znajomości, chociaż trudno mi to zrobić i źle się z tym czuje. Bez tego nie ruszę dalej jeśli chodzi o pewne rzeczy ale ciągle mam jakąs nadzieje. Czy osiągnąc taki stan o jakim mówicie (bez poczucia winy, straty) jest możliwy? Próbuje sie do tego przekonać ale cholernie trudno... chociaz czytam o tym już nie pierwszy post i nie raz rozmawiałem na terapi.
liczmond
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 maja 2008, o 14:23

Re: zdrowienie ze starych zachowań okupione stratą...na smut

Postprzez Legion » 31 sie 2008, o 07:36

felicity napisał(a):Witajcie!
Chce napisać o tym jakie to niesamowite,że jak człowiek zaczyna się zmieniać, a raczej zdrowieć to zmienia sie tez otoczenie wokół niego i sposób postrzegania świata i obecnych znajomych, którzy matowieją aż stają się bladzi i niewyraźni i już nie mamy motywacji do tego aby podtrzymywać takie znajomości.


Budzi sie w Tobie zdrowy egoizm. Czyli zauwazasz zmiany chodzac na terapie?
Legion
 

Postprzez felicity » 1 wrz 2008, o 15:56

Tak to zapewne wynik chodzenia na terapie indywidualną, ale uczęszczam tez na spotkania grupy samopomocowej DDA i widzę jak zmieniają się inni. Wcześniej tez chodziłam pół roku na grupę i zajmowaliśmy się nie terapią jako taką tylko emocjami. To mi dużo pokazało. Wiesz dobranie terapeuty też jest bardzo ważne, bo byłam u kilku psychologów wcześniej na różnym etapie swojego życia i z ta jest inaczej. NIe wiem zobaczymy jak dalej będzie, ale samo to, że już chodzę na terapię i grupę to zdrowy egoizm, bo dbam o siebie i swój rozwój.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31


Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 11 gości

cron