Witam!
Moze nie powinnam zakladac nowego tematu, ale nie mialam zupelnie gdzie tego umiescic, a czuje potzrebe napisac o sobie. A ze ucze sie realziowac swoje potzreby, wiec hmm
Od czegos musze zaczac, wiec opowiem troche o sobie. Na to forum trafilam przypadkiem i chyba tez przypadkiem dowiedzialam sie o tym, ze moge byc DDA. Nigdy nie patrzylam na to w tej kategorii, malo tego zle wspomnienia z dziecinstwa - nie istnialy. Były zamkniet± księg±.
Obajwy wydaja sie byc podobne. A dziecinstwo? Wlasciwie myslalm, ze bylo normalne... Ojciec byl alkoholikiem owszem, ale nigdy mnie nie bil, nie skrzywdzil. Blisko byli dziadkowie, ktorzy czasem mnie zabierali. Ojciec nie pil codziennie, czasem i pol roku bylo calkiem spokojnie. Ale gdy dzis na to wsyztsko patrze...
czy jako 7 letnia dziewczynka nie "gralam" obroncy? Tak...
Czy nie chowalam swojego psa w szafie, zeby ojciec go nie zabral? Tak..
Czy bylam swiadoma, dlaczego babcia zabiera mnie do siebie? Bylam...
Czy sie nie balam, gdy ojciec wracal pijany? Balam sie...
Czy nie uciekalam z mama, bo "tatus jest dzis zly"? uciekalam...
W kulminacyjnym punkcie zalamala sie moja mama. Az do proby samobojczej. Podniosla sie, rozwod, nowe zycie. Dzis mieszkamy nadal we dwojke, od wielu lat w domu nie ma alkoholu, jest spokojnie, milo... Moja matka jednak nie ulozyla sobie zycie ponownie z kims innym. Choc probowala.
Dzis zaczynam rozumiec i laczyc te fakty.
Od jakiego czasu mam chłopaka, bardzo go kocham. No i wlasnie... Otworzylam sie przed nim, zwiazalam emocjonalnie. Był pierwszym mezczyzna ktory w ogole sie do mnie zblizyl. Jak sam mowil: "zawsze unikalas mezczyzn, ciezko bylo sie do Ciebie zblizyc". A mi sie wydawalo, ze jestem jakas inna... nieatrakcyjna. Bo kiedy kolezanki wychodzily na randki, ja nigdy..
W kazdym razie odkad jestem z nim zaczelam dostrzegac, ze jednak czasmi zupelnie nie rozumiem swojego zachowania. Nagle ataki placzu, stany lękowe, ktore pojawiaja sie nagle i nie wiadomo skad. Ogolnie boje sie czasem ludzi, szczegolnie jesli mam zalatwic cos waznego z kims starszym. Jakby dwa oblicza - wesola, odwazna, towarzyska. Czasami jednak zachowuje sie jakbym miala znow kilka lat, chiala sie schowac w pokoju i nie wychodzic z niego. Szczegolnie, gdy cos mi nie idzie. Wtedy najczesciej stwierdzam, ze "jestem beznadziejna" i szybko trace poczucie wlasnej wartosci. Tym samym mocno pracuje, by pokazac ¶wiatu, ze mnie na cos stac...
Innym razem potrafie zupelnie wylaczyc emocje (przynajmniej pozornie) i okazac sie zimna i nieczula, choc wewnetrznie wiem, ze robie zle, ze nie powinnam. Moj chlopak jest bardzo otwarty, bardzo cierpliwy. Nigdy na mnie nie krzyczy... bo no wlasnie - ton wyzej i troche zlosci w glosie, a ja momentalnie uciekam. A gdy zrobie cos takiego, gdy go skrzywdze, wtedy poczucie winy jest straszne (chocby to byla drobna glupota) i zaczynam "zostaw mnie, zaslugujesz na kogos lepszego".
Tylko, ze ja wiem, ze takim zachowaniem troche go krzywdze. Ta obojetnoscia czasem, tymi lękami, tym, ze czesto to on towarzyszy mi, jak trzeba cos zalatwic, bo mnie wrecz paralizuje jakis strach. Przelamuje sie, walcze z tym czasem, owszem... Ale to jest...
On nie pije alkoholu. Ja rowniez. Ogolnie omijam wszelkiego typu imprezy, gdzie pije sie sporo. Nauczylam sie tolerowac, ze czasem taka tradycja, ale jak ktos jest pijany, to autentycznie sie boje.
Opislam tutaj to wszystko, bo to chyba dobry poczatek, zeby zaczac nad soba pracowac. Mam nadzieje, ze wytrwaliscie do konca tego dlugiego tekstu .
I jesczez jedno - mimo ze ja to wsyztsko wiem, starm sie rozumeic, nadal zastanawiam sie czy jestem normalna i czy ja mam prawo do szczescia? Wiem, ze mam, ale odpowiedz a wewnetrzne przekonanie w chwilach kryzysu to dwie rozne rzeczy.
Jak wy sobie radzicie z takimi problemami? (poza terapia u psychologa)
Pozdrawiam