i po co to wszystko...

Problemy związane z depresją.

i po co to wszystko...

Postprzez SSmutna » 20 sie 2008, o 21:55

Jestem DDA (wiem od niedawna, że tak sie to nazywa), czyli dzieciństwo miałam kiepskie. Śwadomość tego faktu pozwala mi dziś zrozumieć, dlaczego moje życie potoczyło się tak a nie inaczej. Zawsze (podświadomie)wiedziałam, że jestem inna i muszę sie bardziej starać o rzeczy, które innym przychodzą z łatwością, więc walczyłam. Walczyłam, walczyłam i udawadniałam (z powodzeniem) całemu światu, że jestem tak samo dobra jak inni, a nawet lepsza. Pokazywałam jaka jestem twarda i silna i na moje nieszczęście udało mi sie to.
Przeżyłam pół życia, mam rodzinę i tzw. "poczucie bezpieczeństwa" i jestem... śmiertelnie samotna i przeraźliwie smutna. Całe moje otoczenie (łącznie z mężem)postrzega mnie (postrzegało) jako "silną babę" nie do zdarcia. Kiedyś byłam z tego dumna i myślałam, że właśnie o to mi chodziło. Wówczas to był prawdziwy sukces (bez psychoterapii). Teraz już wiem, że nie. Sama zapędziłam się w kozi róg - walczyłam ze sobą i pokonałam siebie. Jestem w klatce, którą sama sobie zbudowałam. Otoczyłam sie ludźmi, którzy nic nie wiedzą o moim prawdziwym JA. Chciałam za wszelką cenę być taka jak inni i byłam, a teraz już nie mogę! Brakuje mi sił, brakuje mi wsparcia, brakuje motywacji, brakuje wszystkiego. Mam poczucie, że zmarnowałam swoje życie i już nic nie mogę zmienić, bo każda zmiana zrujnuje to tak pieczołowicie budowane "życie" moje i moich bliskich. W rozpaczy powoli odsuwam się od ludzi, szukam samotności by nie musieć znów udawać z przyklejonym uśmiechem, że jest świetnie, że ze wszystkim sobie poradzę. Ostatnio czuje sie szczegolnie zle i widze zdziwione reakcje bliskich - jak to, ty nie mozesz?, ty nie umiesz? A ja już po prostu nie chcę! Dlaczego całe życie mam się poświecać, dlaczego ciągle muszę zmuszać się do życia, dlaczego? Nie mam siły i wiem, że wkrótce to się wyda i nastąpi koniec. Nikt z mojego otoczenia nie zrozumie mojej słabości (bo otoczyłam się ludźmi silnymi) i nie poda ręki. Co mnie czeka? Po co mi było to wszystko? Czy nie lepiej było pozostać w swojej skorupie, cokolwiek miałoby to znaczyć? Ta cała walka była bez sensu, choć wydawało sie, że właśnie mi sie udało...
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Sanna » 20 sie 2008, o 22:33

Hmm.... poruszyło mnie to co napisałaś , bo jestem byłą ,, najsilniejszą kobietą na świecie". I wiesz co, pozwolenie sobie na słabość przyniosło mi ogromną ulgę. Długo się broniłam przed tym, bo słabość postrzegałam jako klęskę, ale jest mi teraz łatwiej.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez SSmutna » 20 sie 2008, o 22:53

Och Sanno, gdybym tylko mogła pozwolić sobie na tę słabość.
Jeśli to zrobię, mój świat legnie w gruzach!
Mam męża, pod wieloma względami wspaniałego i bardzo go kocham, ale to silny człowiek dla którego niema rzeczy niemożliwych. Gdy się poznaliśmy, ja też byłam taka (a przynajmniej tak to wyglądało) i taką mnie pokochał. Teraz po wielu wspólnych latach wiem, że ludzie słabi delikatnie mówiąc, nie są w jego otoczeniu dobrze widziani. On ich po prostu nie rozumie i woli omijać szerokim łukiem. Jak w tej sytuacji mam sie przyznać do swojej słabości, do braku chęci do życia. Wiem, że jesli to zrobię stracę w jego oczach bardzo wiele, a kto wie czy nie wszystko.

Bardzo poważnie zastanawiam się nad skorzystaniem z porady lekarza (potajemnie), może to doda mi sił i pozwoli dalej funkcjonować w tej mojej klatce.
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez agik » 20 sie 2008, o 23:20

A moze Ci się zdaje, zę legnie w gruzach?
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez SSmutna » 20 sie 2008, o 23:28

Myślicz agik, że powinnam zaryzykować?
Być może nie będę miała innego wyjścia, jak już całkiem się rozlecę
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez agik » 20 sie 2008, o 23:49

Nie warto się rozlecieć dla złudy...
Bo to złuda, prawda?
Piszesz, ze mąż omija szerokim łukiem słabe osoby... A moze omija osoby płaczliwe?
A moze sam nie jest taki silny?
A moze ma tak samo, jak Ty- tzn boi sie przyznać, zę mu coś nie idzie, bo nie chce Cię zawieść?
Tylko- czy to byłby zawód?

Wszystko może...

Terminator był silny- ale i tak zginąl ( czy coś)
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez SSmutna » 21 sie 2008, o 10:56

[quote="agik"]Nie warto się rozlecieć dla złudy...
Bo to złuda, prawda?quote]

Nie bardzo rozumiem, o jakiej złudzie mówisz agik.
Czy chodzi Ci o to, że mój mąż tak naprawdę nie jest taki silny?

Jest silny i bardzo dobrze! W sposób naturalny ma to, czego nie mam ja - siłę, wiarę w siebie, chęć działania, radość życia, wiarę w sukces....
On nie ma problemów egzystencjonalnych, nie zastanawia sie po co żyje, nie odsuwa sie od ludzi, ma plany i z radością je realizuje. Zazdroszczę mu tego.
A ja? Ja chowam się po kątach...beczę bez powodu...zmuszam się by wstać z łóżka....wysiłkiem jest zrobienie zakupów...obiadu...uśmiech...
To nie jest dla mnie nowy stan, walczyłam (i ukrywałam) z nim już nieraz, ale teraz zdaje się....przegrywam...rozsypuję się na kawałki...i wiem, że znów ze swoim problemen jestem sama...
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 12:13

Czy Twój mąż Cię kocha? Zdaję sobie sprawę że jako osoba nie-neurotyczna on może w ogóle nie rozumieć o czym Ty mówisz, jak możesz źle się czuć skoro nie ma powodu do tego, że będzie na Ciebie patrzył jak na kosmitę. Ja radziłabym Ci pójść do mądrego lekarza lub psychoterapeuty, a najlepiej tu i tu , a następnie namówić męża żeby zrobił to co zrobił mój narzeczony. Poszedł ze mną na wizytę po to żeby dowiedzieć się jak może mi pomóc gdy ja się źle czuję. Przy okazji jeśli to psychiatra powie Twojemu mężowi że jesteś chora ( a z tego co piszesz to depresja jak nic) , on przyjmie może tę wiedzę od autorytetu medycznego. Czy mąż odwróciłby się od Ciebie jeśli zachorowałabyś na ciężko na chorobę ciała, a nie duszy? Chyba nie. Więc jeśli Cie naprawdę kocha- powinien zrobić dla Ciebie taki gest jak pofatygowanie się wspólne do lekarza.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez SSmutna » 21 sie 2008, o 13:30

Tak, jestem pewna, że mój mąż mnie kocha...tylko ta męska miłość czasem jest taka inna, taka bardziej "za coś". On jest w wielu kwestiach wspaniałym człowiekiem ale nie jest bez wad, niestety charakter ma dość trudny, jest mało tolerancyjny i strasznie nie lubi wszystkiego, co podszyte jest psychologią. Stąd moje wszlkie próby porozmawiania na tzw. ciężkie tematy prawie zawsze kończą się niczym. Dla niego świat jest prosty i taki ma być....po co go dodatkowo komplikować jakimiś mniej lub bardziej wyimaginowanymi problemami. To nie jest człowiek, któremu można się wyżalić....niestety. On z pewnością niechciałby mnie skrzywdzić, ale może to zrobić całkiem nieświadomie (zresztą już nieraz tak bywało). Poza tym mam wrażenie, że on należy do tej grupy ludzi, którzy mają "alergię" na ludzi chorych (także fizycznie). Dlatego tak bardzo sie boję, co będzie ze mną (z nami) dalej.

Myślę, że w kwestii lekarskiego autorytetu masz rację, mój mąż pewnie zrozumie, że to choroba a nie moje wymysły, tylko boję się, że właśnie wtedy poczuje do mnie (niezależnie od swojej woli) prawdziwą niechęć.

Dziś postanowiłam zrobić ten pierwszy krok, umówiłam się do psychiatry...pierwszy raz w życiu...i bardzo sie boję. Nie wiem, czy dam radę wejść....nie wiem czy trafię na tego "mądrego"...nie wiem co właściwie mam powiedzieć...czego do niego oczekuję...

ps. dziękuję Ci Sanno i agik za podjęcie rozmowy.
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez agik » 21 sie 2008, o 16:49

Pisząc " nie warto rozleciec sie dla złudy" miałam na myśli to, ze Poakzujesz, ze jesteś silna- a tak naprawdę radzisz sobie niespecjalnie.
To jest złuda.
I miałam na myśli to, ze rozsypać się z tego powodu, moim zdaniem- nie warto.

I bardzo się cieszę, ze umówiłaś się z psychiatrą...Poprosić o pomoc- nie jest słabością. Bardziej świadczy o jakiejś swiadomości, o chęci pokonania problemu- często tez świadczy o wielkiej odwadze...

Buziaki
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez SSmutna » 10 sty 2009, o 20:39

---------- 18:23 21.08.2008 ----------

To nie tak, agik.
Kiedy wszyscy postrzegali mnie jako silną, byłam taka i miałam sukcesy - to nie była złuda . To teraz znów się coś ze mną dzieje niedobrego i TO postrzegam jako"rozsypywanie się".
Muszę znów być silna, by nie zawalił się mój teraźniejszy świat, ale nie wiem czy kolejny raz dam sobie radę, bo mam wrażenie, że tym razem jest znacznie gorzej.

Tak, chcę iść po pomoc, tylko niestety nie bardzo w nią wierzę...a skoro nie wierzę...

---------- 15:48 25.08.2008 ----------

No i byłam...zapisał leki...nie jestem pewna, czy to dobre rozwiązanie...

---------- 19:39 10.01.2009 ----------

Jednak pomysł był dobry!
Od ostatnirej mojej pisaniny tutaj minęło prawie 5 miesięcy (leczenia) i teraz czuję się całkiem nieźle. Żałuję nawet, że tak długo się męczyłam i zwlekałam z wizytą u lekarza. Wróciłam do życia i jakoś daję radę - może nie jest to szczyt moich poprzednich możliwości, ale i tak nie jest źle!
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 454 gości

cron