Witam! Jestem nowa na forum i nie za bardzo wiem, jak się tu "poruszać" więc założyłam nowy wątek.
Odkąd pamiętam w mojej rodzinie był alkohol, tj. ojciec pił nałogowo.
Na moich oczach rozgrywały się domowe awantury. Była przemoc, obrywali moi bracia i mama, ja nigdy. Raz tylko zdarzyło się, że mną szarpnął, nic więcej...
Dziś rodzice żyją osobno, nie mam kontaktu z ojcem aczkolwiek jeden z moich braci wciąż ma i to dość dobry. Bo prawdę mówiąc, nie mam jakiejś wielkiej urazy do ojca. Kiedy był trzeźwy, był naprawdę fajnym tatą i mężem.
Tylko co się dzieje ze mną...? Mam masę kompleksów, gdybym miała wyliczać zabrakło by mi miejsca. Nie wierzę w siebie. Mam głupie przekonanie, że gdybym była idealna życie byłoby prostsze. A może to prawda? Dlatego staram się, dbam o siebie jak mogę a kiedy zobaczę ładniejszą kobietę ode mnie na którą zwraca uwagę mój mąż tracę wiarę w siebie. Zdaję sobie sprawę, że to idiotyczne zachowanie...
Mam wrażenie, że choćbym kupowała najdroższe rzeczy, najlepsze kosmetyki i tak wyglądam w nich beznadziejnie....Nic mnie już nie cieszy.
Dlaczego nie potrafię się cieszyć tym co mam? Dlaczego tak dużo wymagam od siebie? Chcę pokazać innym, że jestem czegoś warta.
Najlepiej czuję się w swoim domowym zaciszu, gdzie nikt mnie nie ogląda bez makijażu i bez tych "super" ubrań.
Jak zaakceptować samą siebie? Czy dążenie do wyznaczonych sobie celów(nawet kosztem operacji plastycznych) rozwiąże moje problemy?