Fajnie, że się odezwałaś
To może pokolei, dobrze?
Myślę, że prawie każdy idąc na terapię obawia się co on powie czy się w ogóle odezwie. Pewnie, że początkowo jest trudno (bo to nie jest łatwa droga, ale często jedyna), ale taki specjalista ma już doświadczenie i pomoże Ci się przełamać, zada pytania, da Ci czas byś mu zaufała.
Odnośnie braku pomocy to ważna jest tu świadomość tego co się z Tobą dzieje. Owszem może się tak zdarzyć (mam nadzieję, że tak nie będzie), że trafisz na osobę niekompetentną lub po prostu, która nie będzie Ci odpowiadała. I tu ważne jest byś odpowiedziała sobie na pytanie czy zaufałaś tej osobie i czy terapia wnosi w Twoje życie/samopoczucie zmiany. Jeśli nie będziesz zadowolona trzeba szukać dalej (Smutna w końcu to Twoje życie!)
Co będzie jak ktoś się dowie... Nie musi się wcale tak stać. Ja korzystam z pomocy od ponad 2 lat i nikt przypadkowo się nie dowiedział. A jeśli nawet tak to jeśli nie będzie na tyle dojrzały by zrozumieć to jego problem. A jeśli się zabijesz to myślisz, że nikt się nie dowie? (przepraszam, że tak drastycznie)
Owszem terapia prywatnie jest kosztowna, to kwestia 70-120 zł za 50 min zależy od miasta. Czasami jednak warto w to zainwestować. Tylko jeśli masz płacić za wizyty to szukaj raczej terapeuty niż psychologa. Odnośnie państwowych placówek to jestem przekonana, że i tam można znaleźć dobrego specjalistę. Skoro masz 17 lat to mogłabyś dowiedzieć o poradnie psychologiczno-pedagogiczną (każda szkoła takowej podlega), są także Poradnie Zdrowia Psychicznego gdzie także przyjmują psycholodzy. Trzeba po prostu poszukać...
"poza tym boje sie ze nie zaufam takiej osobie...bo w gruncie rzeczy to moze to ona robic tylko dla pieniedzy..."
Myślę, że jest to rzadkie zjawisko, bo żeby zostać terapeutą trzeba skończyć najpierw 5-letnie studia, a następnie szkołę psychoterapii (kolejne 4-5 lat). Tyle nauki tylko dla pieniędzy.
Jak to w pewnej książce ("Rodzinna karuzela") jeden z psychoterapeutów odpowiedział na taki zarzut, że gdyby miał pracować tylko dla pieniędzy to zostałby kardiologiem czy ginekologiem, bardziej by mu się opłacało.
" tak nie pojde,boje sie... naprawde mysle o smierci,boje sie zycia..."
Kochanie a śmierci się nie boisz? Nie chciałabyś być kiedyś szczęśliwa? Tak zwyczajnie cieszyć się życiem?
Ja też się kaleczyłam, ba zdecydowałam się na tą "wspaniałą" śmierć, o której piszesz... I dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wołam o pomoc, że pragnę zrozumienia, że chcę żyć inaczej i da się zyć inaczej - bez pogrążania siebie, bez żyletki, ciesząc się drobiazgami i ludźmi wokół, pojawia się i smutek, ale już nie tak wyniszczający, taki oswojony. Ja też nie wierzyłam, że może być dobrze, że można budzić się i zasypiać bez lęku. Ale jestem przekonana, że Ty też tego doświadczysz.
Zobacz i z Twojego dna studni widać kawałek nieba.
Pomyśl Kochana Smutna nad tym i nie poddawaj się