Witam wszystkich !
Postaram się krótko i treściwie opisać gnębiący mnie problem.
Liczę sobie 19 wiosen i od 4 lat jestem w „związku” ( piszę w „” bo mam wątpliwości co do tego, czy można to związkiem nazwać ) z moją dziewczyną, która jest w tym samym wieku, co ja. Mimo tego czuje się bardzo samotny. Ona, do czego sama się przyznaje, jest egoistką. Więcej uczuć przelewa na swoje maskotki i koty w jej domu niż na mnie. Staram się wspierać ją i opiekować najlepiej jak potrafię, jednak sam nie mogę liczyć na wsparcie z jej strony. Mam wrażenie, że jestem dla niej ważny tylko wtedy, gdy ona mnie potrzebuje. Kiedy natomiast ja mówię jej o swoich potrzebach – ignoruje je. Już kilka lat nieustannie walczę o więcej bliskości, niestety bezskutecznie. Nie pomagają setki rozmów, prośby i groźby.
Muszę zaznaczyć jednak, że nie oczekuję, aby czuwała nade mną 24 godziny na dobę. Wystarczyło by mi, gdybym wiedział, że mogę liczyć na nią w trudnych chwilach i jeżeli będę potrzebował bliskości to nie będę musiał się o nią dopraszać. Jedyne czego oczekuje to bliskość i emocjonalne bezpieczeństwo, na które niestety nie mogę liczyć.
Ponadto nasze fizyczne kontakty były i są dość ubogie, niewspółmierne do moich potrzeb. Zaznaczam jednak, że nie chodzi mi jedynie o rozładowanie napięcia, a o uczucie bliskości z kimś kogo się kocha, czego w inny sposób zastąpić się nie da. Niestety ona bardzo rzadko ma ochotę na zbliżenia, nie mówiąc już o tym, aby sama je inicjowała. ( zaznaczam, że nie jest to spowodowane strachem przed ciążą, brakiem gotowości, aspektami religijnymi czy rodzinnymi, ona po prostu nie ma ochoty )
W związku z powyższym czuje się niechciany i niekochany. Panicznie boję się rozstania, tracę chęć do życia, czego jednak nie okazuję, aby nie pokazać, że jestem słaby, emocjonalnie od niej zależny i że nie musi się starać.
Wydaje mi się, że lękowo-ambiwalentny styl przywiązywania spowodowany jest moim dzieciństwem. Wychowałem się w rozbitej rodzinie ( rodzice rozwiedli się gdy miałem 3 lata ) Z mamą kontakty mam i miałem w zasadzie dość dobre, natomiast z tatą były i są do dziś bardzo słabe. Widujemy się rzadko ( 1-2 godziny w miesiącu ) i mimo pozorów nie wiemy o sobie nic. Ponadto od dziecka bałem się go, bo jest trochę apodyktyczny.
To wszystko powoduje, że nie mam siły na nic. Mimo tego, że teoretycznie jesteśmy parą, czuje się strasznie samotny. Jest nawet gorzej, niż gdybym na prawdę był sam, bo codziennie niepotrzebnie łudzę się, że jakimś cudem dostane to, co tak bardzo jest mi potrzebne.