Zawsze uwazalam siebie za osobe konsekwentna, dazaca do wyznaczonych celow i zawsze w miare mi sie to udawalo, ale nie jest tak jesli w gre wchodzi 'milosc'...Nie potrafie sie od niego odwrocic i wyjechac, zamknac drzwi i nie miec juz z nim nic wspolnego....On jest dobrym czlowiekiem, szanuje mnie i wiem, ze moglabym liczyc na jego pomoc. Ale jest kilka spraw, ktore nie moge zwalczyc od 2 lat - nie potafie zaakceptowac jarania...Przez to on sie w ogole nie rozwija w tej Anglii...bo ambicje ulatuja z dymem. Ostatnio wyrzucilam mu trawe, ktora znalazlam w domu, zadzwonilam i oznajmilam, ze to zrobilam, wiec, zdenerwowal sie, ale szybko mu przeszlo, nawet widzialam po jego zachowaniu, ze cieszyl sie, ze tak reaguje, wiec po co to robi??
Jak narazie wiec moze nie p przestalam miec nadzieje na to, ze zbuduje z nim przyszlosc. Musze zobaczyc jak bedzie w rozlace, jak sie bedziemy zachowywac.
Przemyslalam sobie wszystko, ze jednak nie jestem gotowa na staly powrot do Polski, nie wyobrazam sobie zycia z rodzicami, juz prawie 4 lata poza domem jestem, no i los pokierowal mnie na inne plany, postanowilam wrocic i budowac swoja przyszlosc, postanowilam starac sie dostac na studia magisterskie w Anglii, dalo mi ta NADZIEJE. Lubie cos robic dla siebie, rozwijac sie. Troche jakbym odzyla przez to, nie mysle tylko o nim, ale zaczelam myslec o sobie i swoim zadowoleniu z siebie. A to chyba wazne.
Moze zauwazy ze nie jest dla mnie pepkiem swiata, bo uznalam, ze co ma byc to bedzie. Teraz jade do Polski odpoczac i przemyslec kilka spraw no i oczywiscie tlumaczyc dokumenty na studia
Jak nie to i tak sie nasze dorgi rozejda.
Mam nadzieje, ze nie napisalam zbyt haotycznie...
Co o tym wszystkim myslicie?
Pozdrawiam cieplutko.