---------- 21:46 18.08.2008 ----------
Dziękuje dziewczyny, będę się modlić żeby to było odbijanie się od dna a nie równia pochyła. No nic zaczynam.
18.08.2008
ćwiczenie 1: co dobrego się dziś zdarzyło?
1. rano wypiłam na czczo wodę z cytryną i miodem- chcialo mi się ją zrobić i to zdrowe i oczyszczające podobno.
2. wyprowadziłam psa na spacer 3 razy- spacer byl dłuższy niż niezbędne minimum wiec pies był na pewno zadowolony
.
3. acha- rano zrobiłam ćwiczenia oddechowe z książki która polecil mi psychoterapeuta i medytowałam,
4. 2 razy piłam mieszanke ziołową- psychiatra powiedzial że sklad jest bardzo ok.
5. sprawdziłam filtr od pralki i wstawiłam do prania ręczniki.
Dziś na tyle mnie stać. Spalam po poludniu, ale kładę się już do łóżka. Dobranoc.
---------- 16:46 20.08.2008 ----------
19.08.2008 i 20.08.2008
Stan :
najpierw b. zły - ból wszystkiego i wycie z rozpaczy , ale po południu zaczęłam się uspokajać,oddychać, ruszać się bez potwornego wysiłku.
Co spowodowało zmianę?
Tak, przyznałam się że chcę żeby narzeczony mnie objął, że nie mogę się zdecydować żeby z nim skończyć, rozmawiałam z nim i spotkaliśmy się. Moje doły trwające od 3 m-cy są związane wyłącznie z tym związkiem. Mam nadzieję, że to jest to dno, ten moment przełomowy w psychoterapii. Bo w związkach ujawnia się to co nas najbardziej boli, to co jest najbardziej intymne i najwrażliwsze. Myślę że stanęłam teraz oko w oko z moją tęskonotą za miłością jakiej nie otrzymałam od rodziców. Przez lata wyparłam tę tęsknotę skutecznie - ukryłam ją za murem z samodzielności, niezależenia od nikogo, pełnej kontroli uczuć, a na szczycie muru umieściłam groźnie powiewający sztandar z napisem ,, Dystans jest moją dumą i moją bronią!" Jako dziecko uciekałam przed nią w książki, jako nastolatka w luźne i liczne znajomości, w małżeństwie odtworzyłam jedyny znany mi z domu schemat związku- wojna,gdzie facet jest podstępnym wrogiem którego się punktuje na każdym kroku, chciałam uciec przed tą tęsknotą na jak najwyższe stanowisko w pracy i na jak najdłuższą imprezę po pracy. A teraz ucieczki nie ma . Jestem tylko ja i ona - dziecięca tęsknota za mamą, która powinna mnie kochać najbardziej na świecie i glaszcze po głowie i za tatą, którego musiałam znienawidzić . Dlatego jestem zazdrosna o przeszłość mojego narzeczonego. Bo ja chcę żeby to mnie kochać najbardziej na świecie, i zawsze, i żeby to nigdy ale nigdy mnie nie opuścić, i żeby na mnie nie krzyczeć i zawsze przytulać kiedy tylko o tym pomyślę. Chcę być jedyną ukochaną córeczką jaką się nigdy nie czułam! Dlatego fakt, że mój facet kochał już kogoś w życiu wywołuje moją wściekłość - jak to!? nie jestem dla mojego narzeczonego/mamusi/tatusia jedną, jedyną, wyjątkową kobietą/córeczką w życiu i na świecie ?! Nie chcę żeby była jakakolwiek inna dziewczynka w jego życiu czy pamięci!, to ja chcę być jego najukochańszą na świecie narzeczoną /córeczką... Chcę żeby tylko mnie mówił że mnie kocha, i tylko mnie głaskał. A jeśli kochał też inną dziewczynkę? To ja go za to nienawidzę, bo przecież ta miłość powinna się należeć mnie i tylko mnie! Pewnie tamta jest ładniejsza ... i bardziej wesoła...i lepsza w łóżku... i nie przyszłoby jej do głowy iść do psychiatry.... To skursw.... Nienawidzę go za to.... Jej też nienawidzę ... Nienawidzę ich za to, że jestem brzydka, że jestem inna, że nie jestem słodka i urocza ..... Niech spada, na nic lepszego nie zasługuje....
A potem przychodzi refleksja: to chore, to chore, to chore. Boże , pomóż mi, uwolnij mnie od tego bólu. Nie mogę być z narzeczonym, bo te emocje mnie zniszczą . Sama zostanę ze świadomością, że jestem kaleką która nigdy nie przeżyje szczęśliwej miłości. Pozostaje się uśpić.
Ufff.....
I to w skrócie schemat mojego dołu. Teraz to widzę, że kochając kogoś, a 1-szy raz w życiu pozwoliłam sobie na coś więcej niż zauroczenie hormonalne, ja cofam się w rozwoju do dzieciństwa. Znika moja wiedza, logika, doświadczenie, moje emocje są emocjami nieszczęśliwego opuszczonego dziecka. I pojawia się wściekłość, którą wyżej opisałam. Wtedy nie panuję nad sobą - wrzeszczę i używam pięści i rzucam przedmiotami. Co ciekawe, ta wściekłość pojawiła się dopiero po odstawieniu leków. Myślę że leki wcześniej to trochę tłumiły, ale nie likwidowały problemu - był ciągły smutek, i lęki. Mam intuicyjne przeczucie że to odstawienie leków było konieczne, ale dopiero teraz , gdy coraz więcej wiem.
Co na to narzeczony ? Mówi, że przetrzymamy. Kurcze, czy to możliwe że on mnie kocha? Teraz przyznałam się przed sobą że jestem od niego zależna, bo go potrzebuję. Zawsze tak bardzo bałam się tej zależności, panicznie wręcz, podświadomie czułam że kochać to znaczy uzależnić się, a więc cierpieć jeśli Cię ktoś zostawi ( a na pewno to zrobi, bo przecież facet to skurw.... a ja jestem brzydką dziewczynką, muszę być brzydką dziewczynką skoro mama mnie nie lubiła.... ).
Ale chyba teraz tak musi być przez jakiś czas- że będę się na nim opierać. I nie znaczy to że jestem zagrożona, że straciłam twarz . Tak przyznaję się - czuję się teraz słaba, bardzo słaba i potrzebuję mojego narzeczonego aby się na nim oprzeć. I nie będę próbowała go zniszczyć za to , że widział mnie prawdziwą - teraz słabą . Mam prawo czuć się gorzej, mam prawo być słaba, mam prawo chcieć się do niego przytulić.... I nie muszę bać się co będzie jeśli mnie zostawi. Nieważne co będzie później. Ważne jest to co teraz- a teraz jest mi dobrze gdy się w niego wtulam...
Nie mam siły więcej pisać.