Zapiski z ?

Problemy związane z depresją.

Zapiski z ?

Postprzez Sanna » 18 sie 2008, o 13:29

Wczoraj kolejny raz doszłam do wniosku , po analizie możliwych scenariuszy, że namniej bolesnym rozwiązaniem jest dla mnie przeżycie jeszcze 4,5 roku ( aż córka pójdzie na studia) , zrobienie przez ten czas tego co się da dla córki a potem humanitarne samouśpienie. Mam wrażenie , że większa świadomość źródła moich problemów z depresją tj. świadomość braku prawdziwego poczucia swojej wartości, lęku przed związkiem, lęku przed miłością, a zarazem marzenie o niej , sprawia że widzę swoje przyszłe życie tak czarno albo tak realistycznie. Jeszcze nie czułam się tak podle. Wcześniej myślałam że walczę z depresją, z zewnętrznym tworem, z czymś w rodzaju anginy przewlekłej, co jest obce i z czym można wygrać jeśli tylko mocno się starać. Teraz wiem, że walczę z sobą , swoim chorym umysłem który produkuje chore myśli i chore emocje. Myślę, że jestem emocjonalną kaleką, ze strachu niezdolną do miłości i nie mam ochoty żyć kalekim życiem. Widzę siebie jako deformację człowieka. Co ja właściwie piszę i po co? W książkach które czytam jednym z zaleceń terapeutyczych jest prowadzenie dziennika- po to żeby wynotowywać wszystkie dobre rzeczy które się zdarzyły w ciągu dnia, żeby odnotowywać swoje emocje i uczucia tak jak robiłby to obserwator zewnętrzny. Pytanie czemu nie będę pisała tylko dla siebie? Bo boję się, że sama będę pogrążać się coraz bardziej, za pomocą wielu logicznych dla mnie argumentów. Bo mam nadzieję, że czasem czyjaś trzeźwa uwaga zakoduje mi się w świadomości. Bo mam nadzieję, jak każdy chyba, że jednak stanie się cud i uwolnię się od demonów. Bo nie potrafię w takim stanie zawracać sobą głowę znajomym- tutaj wiem że to co napiszę przeczytają bądź skomentują tylko osoby które chcą i nikt nie będzie czuł się do niczego przymuszany. Zaczęłam jakoś. Jestem w pracy.Na szczęście zaraz mam spotkania, więc zewnętrznie coś wymusi na mnie jakąkolwiek aktywność, a potem muszę się położyć, zwolnie się z pracy. Wieczorem spróbuję napisać o ,,demonach". Zaczęłam się ostatnio modlić o cud. A może będzie tak że za rok spojrzę na tytuł tematu i z ulgą westchnę, że to minęło?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez kaśku » 18 sie 2008, o 16:09

---------- 13:57 18.08.2008 ----------

po pierwsze droga sannao :pocieszacz:

a po drugie moge ci powiedziec, ze jak wlozysz duzo pracy to uda ci sie chociaz polowe tych demonow w najblizszym czasie pokonac, wiesz ja ze swoimi nadal walcze, czesci z nich juz sie pozbylam, ale przyznam ze na codzien nie jest latwo, zreszta tak jak piszesz, ja tez jestem emocjonalna kaleka i wszystko to co napisalas dreczylo i nadal dreczy tez mnie, ale ja nadal mam nadzieje, ze uda mi sie, ze terapeutyczna rehabilitacja pomoze mi z kaleki stac sie, moze chociaz bardziej sprawna kaleka, glowa do gory sanno, zycze ci zeby i tobie sie udalo ...

---------- 16:09 ----------

moze to glopio zabrzmi, ale zazdroszcze ci tego, ze potrafisz slownie okreslic co sie z toba dzieje, ja mam z tym problem do tej pory, nawet jak ktos sie mnie zapyta, co sie ze mna dzieje, to nie wiem co odpowiedziec ..., tak wiec zobaczysz ze nie bedzie tak zle wiec nie planuj samobojstawa, z czasem sama dojdziesz do tego ze zycie moze byc chociaz ok ...
kaśku
 
Posty: 706
Dołączył(a): 15 lis 2007, o 21:42

Postprzez agik » 18 sie 2008, o 17:31

Myśle sobie...
Kurcze, tak trudno jest Ci cos powiedzieć- masz tak ogromną samoświadomośc...
Tak pomyslałam- nawet jeśli rzeczywiście jesteś "kaleką" w obszarze emocji- to przeciez sa sposoby, zeby nawet kalekie ciało ( w sensie fizycznym) do sprawności można doprowadzić. Wytrwałości i woli Ci nie brak- więc może...?

Po drugie: wymieniłaś 3 głowne "objawy"- brak całkowitej akceptacji siebie, lęk przed miłościa, lęk przed związkiem... Może je tak "zadaniowo" podzielić na etapy? Po jednym łatwiej się zabrać.

Po trzecie: piszesz o modlitwie... Może właśnie w tym ratunek?

Po czwarte: piszesz o wyjatkowo podłym samopoczuciu. Pomyślałam sobie, ze to taki objaw przesilenia. O ile dobrze zrozumiałam jakis już czas mocujesz się z terapią. Może to własnie taki punkt zwrotny, a "zjazd" jest powiedzmy- pozorny, cos jak złudzenie optyczne? może tylko wygląda to bardzo źle, a tak naprawdę juz tylko prosta przed Tobą? I nie zamierzam Ci wmawiać, ze "żle coś czujesz", tylko mam w pamięci wiele takich przykładów z różnych dziedzin- jakoś mi przyszła na myśl reforma monetarna Grabskiego- pamiętasz? bardze złe nastroje społeczne, ale wskaźniki dobre i historia dalej pokazała, ze jednak polepszyło się.
Moze i Ty masz z czymś takim do czynienia?

I też sobie myśle, ze ten "pamiętnik" Ci pomoże.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Sanna » 20 sie 2008, o 16:46

---------- 21:46 18.08.2008 ----------

Dziękuje dziewczyny, będę się modlić żeby to było odbijanie się od dna a nie równia pochyła. No nic zaczynam.

18.08.2008
ćwiczenie 1: co dobrego się dziś zdarzyło?
1. rano wypiłam na czczo wodę z cytryną i miodem- chcialo mi się ją zrobić i to zdrowe i oczyszczające podobno.
2. wyprowadziłam psa na spacer 3 razy- spacer byl dłuższy niż niezbędne minimum wiec pies był na pewno zadowolony :).
3. acha- rano zrobiłam ćwiczenia oddechowe z książki która polecil mi psychoterapeuta i medytowałam,
4. 2 razy piłam mieszanke ziołową- psychiatra powiedzial że sklad jest bardzo ok.
5. sprawdziłam filtr od pralki i wstawiłam do prania ręczniki.

Dziś na tyle mnie stać. Spalam po poludniu, ale kładę się już do łóżka. Dobranoc.

---------- 16:46 20.08.2008 ----------

19.08.2008 i 20.08.2008
Stan :
najpierw b. zły - ból wszystkiego i wycie z rozpaczy , ale po południu zaczęłam się uspokajać,oddychać, ruszać się bez potwornego wysiłku.
Co spowodowało zmianę?
Tak, przyznałam się że chcę żeby narzeczony mnie objął, że nie mogę się zdecydować żeby z nim skończyć, rozmawiałam z nim i spotkaliśmy się. Moje doły trwające od 3 m-cy są związane wyłącznie z tym związkiem. Mam nadzieję, że to jest to dno, ten moment przełomowy w psychoterapii. Bo w związkach ujawnia się to co nas najbardziej boli, to co jest najbardziej intymne i najwrażliwsze. Myślę że stanęłam teraz oko w oko z moją tęskonotą za miłością jakiej nie otrzymałam od rodziców. Przez lata wyparłam tę tęsknotę skutecznie - ukryłam ją za murem z samodzielności, niezależenia od nikogo, pełnej kontroli uczuć, a na szczycie muru umieściłam groźnie powiewający sztandar z napisem ,, Dystans jest moją dumą i moją bronią!" Jako dziecko uciekałam przed nią w książki, jako nastolatka w luźne i liczne znajomości, w małżeństwie odtworzyłam jedyny znany mi z domu schemat związku- wojna,gdzie facet jest podstępnym wrogiem którego się punktuje na każdym kroku, chciałam uciec przed tą tęsknotą na jak najwyższe stanowisko w pracy i na jak najdłuższą imprezę po pracy. A teraz ucieczki nie ma . Jestem tylko ja i ona - dziecięca tęsknota za mamą, która powinna mnie kochać najbardziej na świecie i glaszcze po głowie i za tatą, którego musiałam znienawidzić . Dlatego jestem zazdrosna o przeszłość mojego narzeczonego. Bo ja chcę żeby to mnie kochać najbardziej na świecie, i zawsze, i żeby to nigdy ale nigdy mnie nie opuścić, i żeby na mnie nie krzyczeć i zawsze przytulać kiedy tylko o tym pomyślę. Chcę być jedyną ukochaną córeczką jaką się nigdy nie czułam! Dlatego fakt, że mój facet kochał już kogoś w życiu wywołuje moją wściekłość - jak to!? nie jestem dla mojego narzeczonego/mamusi/tatusia jedną, jedyną, wyjątkową kobietą/córeczką w życiu i na świecie ?! Nie chcę żeby była jakakolwiek inna dziewczynka w jego życiu czy pamięci!, to ja chcę być jego najukochańszą na świecie narzeczoną /córeczką... Chcę żeby tylko mnie mówił że mnie kocha, i tylko mnie głaskał. A jeśli kochał też inną dziewczynkę? To ja go za to nienawidzę, bo przecież ta miłość powinna się należeć mnie i tylko mnie! Pewnie tamta jest ładniejsza ... i bardziej wesoła...i lepsza w łóżku... i nie przyszłoby jej do głowy iść do psychiatry.... To skursw.... Nienawidzę go za to.... Jej też nienawidzę ... Nienawidzę ich za to, że jestem brzydka, że jestem inna, że nie jestem słodka i urocza ..... Niech spada, na nic lepszego nie zasługuje....
A potem przychodzi refleksja: to chore, to chore, to chore. Boże , pomóż mi, uwolnij mnie od tego bólu. Nie mogę być z narzeczonym, bo te emocje mnie zniszczą . Sama zostanę ze świadomością, że jestem kaleką która nigdy nie przeżyje szczęśliwej miłości. Pozostaje się uśpić.
Ufff.....

I to w skrócie schemat mojego dołu. Teraz to widzę, że kochając kogoś, a 1-szy raz w życiu pozwoliłam sobie na coś więcej niż zauroczenie hormonalne, ja cofam się w rozwoju do dzieciństwa. Znika moja wiedza, logika, doświadczenie, moje emocje są emocjami nieszczęśliwego opuszczonego dziecka. I pojawia się wściekłość, którą wyżej opisałam. Wtedy nie panuję nad sobą - wrzeszczę i używam pięści i rzucam przedmiotami. Co ciekawe, ta wściekłość pojawiła się dopiero po odstawieniu leków. Myślę że leki wcześniej to trochę tłumiły, ale nie likwidowały problemu - był ciągły smutek, i lęki. Mam intuicyjne przeczucie że to odstawienie leków było konieczne, ale dopiero teraz , gdy coraz więcej wiem.
Co na to narzeczony ? Mówi, że przetrzymamy. Kurcze, czy to możliwe że on mnie kocha? Teraz przyznałam się przed sobą że jestem od niego zależna, bo go potrzebuję. Zawsze tak bardzo bałam się tej zależności, panicznie wręcz, podświadomie czułam że kochać to znaczy uzależnić się, a więc cierpieć jeśli Cię ktoś zostawi ( a na pewno to zrobi, bo przecież facet to skurw.... a ja jestem brzydką dziewczynką, muszę być brzydką dziewczynką skoro mama mnie nie lubiła.... ).
Ale chyba teraz tak musi być przez jakiś czas- że będę się na nim opierać. I nie znaczy to że jestem zagrożona, że straciłam twarz . Tak przyznaję się - czuję się teraz słaba, bardzo słaba i potrzebuję mojego narzeczonego aby się na nim oprzeć. I nie będę próbowała go zniszczyć za to , że widział mnie prawdziwą - teraz słabą . Mam prawo czuć się gorzej, mam prawo być słaba, mam prawo chcieć się do niego przytulić.... I nie muszę bać się co będzie jeśli mnie zostawi. Nieważne co będzie później. Ważne jest to co teraz- a teraz jest mi dobrze gdy się w niego wtulam...
Nie mam siły więcej pisać.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez agik » 20 sie 2008, o 23:18

Ja sobie myslę, ze teraz twój narzeczony jeszcze bardziej Cię kocha...
Ale to tak na marginesie.

Jedna tylko uwaga- a pomyślałaś, że zdrowa miłość rodziców do dziecka- równiez musi być często dzielona- równo pomiędzy dzieci?
I ze zanim rodzice pokochają swoje dzieci, kochają bardzo wiele innych osób...
Pamiętam, że kiedyś się przyłaczyłaś do rozmowy o przeszłość ukochanego.
Wierzę, ze rozumowo pojmujesz/ wiesz/ rozumiesz, ze to nie ma żadnego sensu.
Moze przy następnym napadzie żalu o jego przeszłośc postaraj się spojrzeć na niego ze wspólczuciem? Ze on przecież nic nie może za to, ze nie spotkaliście się wystarczająco wcześnie? Choćby sie rozpruł na wylot- i tak czasu nie cofnie... I ze tamten wczesniejszy związek zwyczajnie NIE MÓGŁ być dobry- skoro nie trwa? I że być moze przeszła partnerka miała jakies zalety, ale nie były wystarczające, zeby ocalić zwiazek?

No i ... ;) to są zadania na zaś;)
Pierwsze - to zaprzyjaźnić się ze sobą.

Możliwe, ze nie wnoszę nic ważnego, ale tak mnie jakoś do Ciebie ciągnie...

Myślę, ze to bardzo ważne, ze poprosiłaś o pomoc najbliższą Ci osobę.
Jakoś mnie to tak ucieszyło...
Powiedz, bo ja tego nie rozumiem- dlaczego to takie wazne, zeby być silnym? Rozumiem, ze warto POKONYWAĆ SŁABOŚCI- w imię jakiejś nagrody - później. Ale być silnym, tylko dla samej siły?
Silny powinien być koń- o ile pracuje na roli. Silne powinno być przęsło na moście- bo inaczej będzie katastofa.


Dużo mysli mi się cisnie ;)- musze uporządkować

Pozdrawiam

Myślę, ze to własnie przełom...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 00:12

Hmm. wiesz, to nawet nie jest poczucie żalu o przeszłość, bo żal o przeszłość to poczucie w miarę racjonalne. To jest tak, że ja nawet nie myślę, tylko pojawia mi się w głowie obraz owej byłej. Jeszcze ratunkowo próbuję myśleć sobie : zaraz, zaraz, przecież ja też byłam w życiu zakochana, przecież on z nią przerwał wszelkie kontakty towarzyskie gdy mnie poznał lepiej, przecież to normalne że ludzie 30-paroletni mają za sobą wiele związków itp. Ale te racjonalne myśli nie mogą się przedrzeć, bo mnie po prostu zalewa- to chyba najlepsze słowo. Zalewają łzy, ciało mi tężeje , ściśnięte gardło, ściśnięte serce. Ból jest wszystkim, dopiero dziś udało mi się nazwać co mnie właściwie tak strasznie boli. A boli mnie chyba tak naprawdę to, że nie czułam się kochanym dzieckiem. To jest zazdrość o miłość i żal o miłość której kiedyś mi nie umiano okazać.
Dziś było już trochę lepiej. Przykład- niedługo mamy rocznię poznania się. Wymyśliłam fajny prezent i już po chwili pojawiła mi się myśl/obraz prezentu który była kiedyć zrobiła mojemu narzeczonemu. I co następuje? Już jest ścisk w żołądku, już serce szybciej mi bije, ale dziś udało mi się na razie nie zapaść w dół. Przemawiam do siebie: o, znowu mój mózg ,, fika" :). Zrobię mu ten prezent i tak, ale już nie czuję z tego powodu radości, ta myśl/wizja ( bo jak pojawia się myśl to od razu widzę ją w formie obrazu z jego przeszłosci)) spowodowała już przygnębienie, ale na szczęście dziś jeszcze nie rozpacz. To przygnębienie , że mój prezent jest nic niewart, bo narzeczony już cieszył się tak samo i z innych prezentów. I wiesz nie pomagają mi na te natrętne obrazy żadne racjonalne tłumaczenia, te obrazy pojawiają się w mojej głowie w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Mam nadzieję że pomoże mi i rozbroi je zrozumienie przyczyny dlaczego się tak dzieje. A chyba dziś mi się udało to nazwać.
A po co siła? Bo jak będę silna, samowystarczalna i niezleżna od nikogo to mnie nikt ani nic nie zrani. Acha- nie jest jeszcze źle być wredną na 1-szy rzut oka, sprawiało mi przyjemność że ludzie mówili że się mnie bali zanim mnie poznali. Tak starałam się opancerzyć :).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez agik » 21 sie 2008, o 00:16

Tylko widzisz... gdyby to była siła- to by nie zranili, prawda?
A skoro SA W STANIE zranić- to nie jest siła...
To w takim razie po co?

W takim razie- na jakiś obraz- jakis fajniejszy obraz... :)
Skoro masz taką wyobraźnie- to popracuj nad przywoływaniem innych obrazów...
Właśnie sobie uswiadomiłam, ze ja też tak mam :)
I ze właśnie sobie tak radzę... "wymyśłam" inny obraz- pozytywny i bezpieczny...
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 00:28

Pisałam jeszcze i pisałam bardzo ważne rzeczy, ale wykasowałam sobie wszystko przypadkiem. Ech :evil: . Dobranoc, kładę się spać, bo jutro rano bieganie. W każdym razie dziękuję bardzo za wsparcie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez agik » 21 sie 2008, o 00:30

Moze sobie przypomnisz juterkiem :)
Dobranoc- kokosowych snów :)
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Abssinth » 21 sie 2008, o 12:22

hej hej Sanna...

tak zobaczylam ze jestes na necie i przypomnialam sobie, ze chcialam Ci tu odpisac....

...to, o czym piszesz, dotknelo mnie (nie do tego stopnia, nie az tak, ale...) co najmniej pare razy w przeszlosci...dalej troche mnie rusza myslenie o przeszlosci mojego obecnego faceta, nawet jesli to nie jest z mojej strony jakias ultra niesamowita milosc...

i znam to budowanie pancerza i dume, ze ktos sie bal do mnie podejsc, zanim poznal....

mi strasznie pomogla medytacja i uswiadomienie sobie (nie do konca jeszcze...ale to nie dzieje sie tak hop siup..), ze to co jest to TU i TERAZ...przeszlosc nie istnieje, tak naprawde.

ehh
nie umiem sie wyslowic, za duzo mam :(

ale, najwazniejsze - przytulam mocno, tak cholernie mocno, zebys poczula porzadnie :)

miauk miauk
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 13:02

Teraz zaczynam rozumieć to co mówił mój psychoterapeuta, bo chyba dopiero nadszedł czas na zrozumienie. Mówił, że przyczyną depresji ( jeśli nie jest spowodowana traumatycznym wydarzeniem lub czynnikami bilogicznymi) mogą być niezaspokojone potrzeby, nie rozwiązane konflikty , nie wyrażona złość.
Mam nadzieję , że konflikt wewnętrzny mam rozsupłany. Z jednej strony myślałam że chcę mieć rodzinę jak każdy normalny człowiek, chce kochać mężczyznę, zestarzeć się z nim. Ale w środku miałam wdrukowany przez mamę wzór- facet to świnia, mało tego - to żenujący, załosny dupek. A jak każde dziecko chciałam żeby mama mnie kochała. Chciałam więc być taka jak ona- sama, mądra, samodzielna, która ma 2 specjalizacje medyczne i umie ułożyć płytki i uszyć sukienkę , która ze wszystkim da sobie radę na przykład po operacji kręgosłupa zabierze się sama za malowanie mieszkania, która jest kryształową postacią tak strasznie skrzywdzoną przez podłego ojca i jego rodzinę. Łuski z oczu opadły mi dopiero 2 lata temu. Podczas 1-szej krótkiej ratunkowej psychoterapii pani psych. zadała mi pytanie o ojca . Odparłam , że to ostatni skurwysyn . A skad o tym wiem? No jak to? Bo mama mi opowiadała. Chodziła ze mną na spacery i opowiadała mi o wszystkich podłościach jakie wyrządził jej ojciec i jego matka. Mało tego- ojciec był nie tylko podły- był po prostu głupi, żenujący, beznadziejny, żałosny. Jego matka czyli moja babcia też. Trwało to latami. Bałabym się powiedzieć cokolwiek dobrego o ojcu bo było to natychmiast poddawane krytyce i umniejszone. Gdy to opowiadałam, zobaczyłam jak oczy pani psych. stają się okrągłe. I moje oczy też stały się takie same. Bo uświadomiłam sobie: zaraz, zaraz, ale ja też mam dziecko i też się rozwiodłam. I ja zapewniłam córkę, że rozwodzimy się, bo czasem tak jest że ludzie najpierw bardzo się kochają, ale potem przestają się rozumieć, zaczynają się kłócić, krzyczą na siebie i wtedy czasem postanawiają mieszkać oddzielnie.Zapewniłam córkę, że oboje będziemy ją kochali nadal tak samo i nigdy przenigdy nie powiedziałam nic złego o byłym mężu. Dlaczego moja tak zdolna,tak wykształcona i nieskazitelna mama zrobiła mi coś takiego, dlaczego mnie obciążyła swoim nieudanym związkiem, dlaczego włożyła to na barki małego dziecka? Pani psych. zadała sobie wtedy pytanie sama do siebie- ,,dlaczego ona nie poszła wygadać się do psychologa"? I wtedy moja mama spadła z piedestału, przestała być świętą, ideałem. Stała się człowiekiem, zwykłą kobietą która kiedyś była w bardzo trudnej sytuacji i nie umiała sobie z nią poradzić w dojrzały sposób. Odkryłam , że to ja intuicyjnie postąpiłam po rozwodzie właściwie, postąpiłam po prostu normalnie- zatroszczyłam się aby dziecko miało z ojcem jak najlepszy kontakt. Moja mama przestała być świętą a stała się człowiekiem który popełnił błędy gdy miałam 32 lata, czyli 2, 5 roku temu.
Zdanie , które stworzyliśmy z panem psychoterapeutą poczas obecnej terapii,która trwa od roku, to ,, Kochana mamo, bardzo Cię kocham, ale nie chcę żyć tak jak Ty".
Mamie wspomniałam niedawno o problemie wpojenia mi złego postrzegania ojca jako jednej z przyczyn problemów w związkach. Była zdumiona - jak to, przecież jej się wydawało że nigdy nas czyli mnie i brata źle przeciw niemu nie nastawiała ! Zapomniała już jak kiedyś będąc nastolatką zapytałam ją w końcu zdezorientowana, bo każde słowo dot. ojca ziało nienawiścią i złośliwością dlaczego wlaściwie spotykała się z nim przez całe studia i wyszła za mąż? Zbiło ją to zupełnie z tropu , odpowiedziała : ,, hmm... eeee.... no.. był dowcipny....". Mojej mamie jest łatwiej, ona ułożyła sobie świat czarno-biało: ja jestem dobra, a on był zły. Nie dopuszcza myśli że na każdy rozpad związku mają wpływ 2 strony. Mnie jest trudniej, bo patrzę szerzej . Mogłam zrealizować scenariusz mamy i po rozwodzie przyjąć jej widzenie świata:,, a więc jestem teraz sama bez tego podłego faceta i pokażę wszystkim, jemu, sobie że nie jest mi do niczego potrzebny". Na szczęście dotknęła mnie depresja i mogę zacząć patrzeć na świat swoimi, a nie mamy oczami.
Mając kilkanaście lat mówiłam z pełnym przekonaniem , że w przyszłości też się rozwiodę i będę sama z dziećmi- ja naprawdę uważałam że to najlepszy model życia. Mama wtedy trochę zaniepokojona powiedziała, że nie można tak mówić , są też udane małżeństwa, po czym kontunuowała proces prania mi mózgu i zabierała każdym złośliwym słowem szansę nawet na polubienie ojca... Do dziś nie jest w stanie spojrzeć na ojca z dystansu.
Tyle o konflikcie wewnętrznym. Tym zasadniczym. Psychoterapeuta przekazywał mi, że za moim lękiem przed bliskością , przed związkiem leży między innymi potrzeba dziewczynki aby zadowolić mamę i stać się taka jak ona czyli - sama. Jeszcze niedawno wydawało mi się to bardzo wydumane. Teraz wierzę że jest to głęboko prawdziwe. Mądry ten mój psychoterapeuta.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez SSmutna » 21 sie 2008, o 14:00

Sanno napisałaś:
"Chciałam więc być taka jak ona- sama, mądra, samodzielna, która ma 2 specjalizacje medyczne i umie ułożyć płytki i uszyć sukienkę , która ze wszystkim da sobie radę na przykład po operacji kręgosłupa zabierze się sama za malowanie mieszkania, która jest kryształową postacią tak strasznie skrzywdzoną przez podłego ojca i jego rodzinę"

Przyszła mi do głowy pewna myśl:
A może to jest tak, że gdybyś nie próbowała na siłę dopasować sie do tzw. normalnego życia, tylko żyła wg. modelu, który wpoiła Ci Twoja mama, to byłabyś szczęśliwsza, spełniona? Piszę o Tobie, ale myślę takze o sobie, bo zdaje sie w moim przypadku mechanizm jest podobny. Może nie należy walczyć z tym "wpojonym JA" tylko sie do niego dopasować? Może to jest lekarstwo na takich odmieńców jak my?
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 14:59

Ja próbowałam być taka jak moja mama, ale nie jestem identyczna jak ona. Ja już więcej wiem, więcej czuję, szerzej patrzę - już nie ma powrotu do jej modelu, który wymaga czarno -białego widzenia świata i zamknięcia się na uczucia. Depresja pokazała mi , że to nie jest mój model. Depresja pokazała mi, że pełnię życia , w którym jest miejsce na miłość, mogę zyskać. Inną rzeczą jest perfekcjonizm mojej mamy i samodzielność za wszelką cenę , zahaczające o głupotę wręcz. Przykład: moja mama po operacji kręgosłupa wróciła ze szpitala. I zastała brudną podłogę w kuchni . I opowiadała mi oskarżając ojca: ,, I wiesz, z trudem myłam tą podłogę na kolanach, po operacji!" Byłam już dorosła i zapytałam po prostu ,, no a czemu nie powiedziałaś ojcu: ,, umyj tą podłogę, proszę, co by zrobił, odmówiłby? ". A ona na to ,, No wiesz ? Nawet nie chciało mi się nic mówić!". A dla ojca ta podłoga była prawdopodobnie do przyjęcia, zresztą wychował się w brudnym domu, więc pewnie uznawał tę nieszczęsną podłogę za normalną. Ale to właśnie moja mama- to nie bohaterstwo tylko głupia bohaterszczyzna, po co rozmawiać, poprosić? - lepiej narazić swoje zdrowie, zaciąć zęby i nosić urazę do końca swoich dni. Gdy opowiedziałam tę sytuację psychoterapeucie powiedział że mama najprawdpodobniej sama miała duże problemy emocjonalne. Tak więc nie chcę być taka jak ona. Ona żyje w swoim świecie gdzie ma swój ołtarzyk męczenniczej świętej, a ja chcę żyć w świecie prawdziwym!
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez SSmutna » 21 sie 2008, o 15:24

Nie do końca chodziło mi o to, że masz być taka jak Twoja mama i żyć tak jak ona, tylko o ten konflikt wewnętrzny o którym pisałaś:
"Mam nadzieję , że konflikt wewnętrzny mam rozsupłany. Z jednej strony myślałam że chcę mieć rodzinę jak każdy normalny człowiek, chce kochać mężczyznę, zestarzeć się z nim. Ale w środku miałam wdrukowany przez mamę wzór- facet to świnia, mało tego - to żenujący, załosny dupek"
Po prostu zastanawiam się na ile taki "wydrukowany wzorzec" można zmienić, czy może lepiej go tylko złagodzić i np. żyć szczęśliwie jako singiel?
Oczywiście ja Ci tego nie sugeruję, tylko tak sie zastanawiam, czy np. wybranie takiego rozwiazania przez osoby z tego typu "konfliktem wewnętrznym" nie spowodowałoby uniknięcia kłopotów związanych np. z depresją. Może gdyby nie walczyć i na siłę się nie zmieniać, to życie byłoby łatwiejsze? Dlaczego tak bardzo wszyscy chcemy być zbliżeni do narzuconego ideału i podobni do siebie nawzajem?
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Sanna » 21 sie 2008, o 17:44

---------- 16:28 21.08.2008 ----------

SSmutna,

Ale ja nie chcę żyć jako singiel- ja chcę kochać i być kochana i mieć jeszcze dziecko! Nie dlatego że tak powinno być tylko dlatego że mam taką normalną ludzką potrzebę - to woła moja ,, normalna" nie skrzywiona część psychiki! Teoretycznie mogłabym sobie powiedzieć teraz : słuchaj , stara, prawda jest taka że masz problemy emocjonalne, masz ogromny problem z bliskością, kosztuje Cię to za dużo,daj sobie spokój. Ale wiem że nie byłabym szczęśliwa, bo nie takie są moje pragnienia. Dlaczego mam się poddać? Jeszcze mam trochę siły. Jeśli będę dalej iść w tę stronę tj. terapii, nic nie stracę a mogę tylko zyskać radość z życia.
Kurcze, nie wiem jak to opisać. To jest sprzężone - warunkiem wyleczenia depresji jest dotarcie do jej źródła czyli braku poczucia miłości w dzieciństwie i stąd braku prawdziwej akceptacji siebie. Opłakanie teraz , podczas terapii, tego braku, daje szansę na oczyszczenie i pokochanie, zaakceptowanie siebie. Skutkiem ubocznym wyleczenia depresji jest zdolność do pokochania bez lęku innego człowieka.

---------- 16:39 ----------

Jeszcze zastanawiam się nad tym co piszesz, tak teoretycznie.
Bo jeśli jedna część mnie mówi: ,, chciałabym być w kochającym związku i zestarzeć się razem z kochaną osobą, potrzebuję czułości i wsparcia " , a druga mówi : ,, emocje trzeba kontrolować, miłość to utrata kontroli, utrata kontroli jest niebezpieczna, grozi bólem i zranieniem"to jak te części mogą się dogadać? Jedna musi zniknąć , może zostać tylko : ,, jeśli chcę być w kochającym związku, to nie mogę bać się miłości, jeśli będę kochać siebie, to nawet jeśli będę sama, będę na pokochanie innego człowieka gotowa".

Piszę tylko i wyłącznie o sobie - nie mam pojęcia jak wyglądają u innych depresje o podłożu psychologicznym. Ale przewija się w książkach jedna rzecz jako przyczyna - brak w dziecińśtwie poczucia bezwarunkowej miłosci od rodziców co jest fundamentem prawdziwej akceptacji siebie i poczucia własnej wartości.

---------- 17:03 ----------

SSmutna, napisałaś :

,,Oczywiście ja Ci tego nie sugeruję, tylko tak sie zastanawiam, czy np. wybranie takiego rozwiazania przez osoby z tego typu "konfliktem wewnętrznym" nie spowodowałoby uniknięcia kłopotów związanych np. z depresją. Może gdyby nie walczyć i na siłę się nie zmieniać, to życie byłoby łatwiejsze? Dlaczego tak bardzo wszyscy chcemy być zbliżeni do narzuconego ideału i podobni do siebie nawzajem?"

To nie było tak że najpierw pojawiła się świadomość - mam konflikt wewnętrzny i jako następstwo uswiadomienia sobie tego faktu pojawiła się depresja. Było odwrotnie - najpierw zaczęła się depresja i moje próby znalezienia jej przyczyn - może zły mąż? może przepracowanie? może przyczyny biologiczne? Tylko ta depresja dziwnie nie chciała zniknąć . Trwała , nasilała się, cofała, ale jest moim towarzyszem od prawie 15 lat. Gdy przy ostanim nawrocie nie miałam już dla niej żadnego wytłumaczenia - bo mam dobrą pracę, mieszkanie, dziecko duże, brak problemów z poznawaniem facetów do zwiazków o z góry ustalonym charakterze tj. ,, spotkania wyłącznie w weekend, zadnych bzdurnych planów o wspólnej przyszłości, mnie jest dobrze samej" - zdecydowałam się na terapię żeby się pozbyć depresji. Każdy by chciał się jej pozbyć. I w trakcie terapii wyszedł na jaw ów konflikt wewnętrzny, jako klasyczna depresji przyczyna. Jeśli chcę być zdrowa, a chcę, muszę go rozwiązać. Nie da się żyć z dwiema częściami w środku z których każda mówi coś innego - to grozi rozerwaniem .

Abbsinth, Agik, SSmutna bardzo dziękuję za pomoc. Ciebie Abbsint też ściskam mocno :).
PS. To że jak gdyby nigdy nic używam tak bezwstydnie ciepłych słów , jak ,, ściskam" czy wyrażenia ,, kochana mamo" jest efektem terapii. Ale to juz temat na kolejną część pod tytułem ,, nie zaspokojone potrzeby".
Acha- siedzę i piszę i piszę w pracy. Korzystam z tego że szefowa jest na urlopie, a ja mam swój pokój. Ale nie mam sobie tego za złe. To nie jest zmarnowany czas. Tak teraz musi być. To po to żebym mogła odyskać cheć życia a więc i pracy.
Pa!

---------- 17:44 ----------

Zapomniałam jeszcze podziękować za wsparcie NoName! Dziękuję :).
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 414 gości

cron