Nie daję rady... Pogubiłam się...

Problemy z partnerami.

Nie daję rady... Pogubiłam się...

Postprzez Księżycowa » 9 sie 2008, o 13:47

Nie wiem na którym forum powinnam pisać ale zdaje się, że moje problemy naprawdę zaczęły mnie przerastać i coś powoli się rozpada. Wiem, że wszystko jest moją winą ale dziś w nocy miałam już dość. Od dłuższego czasu nie możemy się z chłopakiem porozumieć. On mówi, że robię z siebie ofiarę i że widzę, że każdy coś do mnie ma. Podzielam jego zdanie ale on sam przekonywał mnie, że mam pójść na terapię. Mówiłam mu, że może nam być ciężko, to mówił, że zrozumie i że sobie poradzimy a dziś się tego wyparł. Powiedział, że sama sobie to wymyśliłam. Czuję się okropnie, bo od jakiegoś czasu bardzo go potrzebuję, tego jaki był dawniej a on uważa, że usprawiedliwiam się lekarzem, że sobie wymyślam sobie problemy. Jestem DDA prawdopodobnie. Ostatnio strasznie się pogubiłam i nie mam już sił z tym walczyć. Nie wiem jak mam do niego dotrzeć. Bardzo się na nim zawiodłam, bo byłam pewna, że kiedy będę go potrzebować on będzie przy mnie. Dziś stwierdził, że jestem poj... Nie chcę się poddać ani usprawiedliwiać. Myślałam, że mogę na niego liczyć, że jak będę tego potrzebować wypłakać mu się w rękaw. Nie chcę go obciążać swoimi problemami i nigdy nie chciałam. Chciałam tylko, żeby mnie przytulił. Wiem, że wszystko popsułam nawet nie wiem jak. On wielu rzeczy mi też nie mówi co go boli. Jedno na drugie się nakłada. Kiedyś było zupełnie inaczej. Czasem żałuję, że mu zaufałam mimo tego, że przeżyłam z nim najpiękniejsze miesiące chyba w życiu. Mam wrażenie, że nie interesują go moje problemy i co chce mu powiedzieć. Ostatnio mnie pogrąża.
Ja zdaje sobie sprawę z tego, że on ma dość mojego dotychczasowego zachowania ale nie daje mi szansy tego zmienić. Z góry zakłada, że myślę to samo.
Ja mam straszny problem z samooceną i bardzo się boję, że mnie zostawi, choć dziś w nocy sama miałam ochotę to zakończyć, to bardzo go nadal kocham a on mnie dziś tak potraktował, jeszcze przy koledze. Wyszłam na idiotkę. Przypuszczanie w większości przez siebie.
Jakie jest najlepsze wyjście? Czasem mam wrażenie, że nikomu nie jestem do niczego potrzebna i jestem na tym świecie przypadkiem i niechcący...
Księżycowa
 

Postprzez bunia » 9 sie 2008, o 16:20

Mysle,ze powinnas zadbac o siebie a przede wszystkim isc na terapie.....wynika z tego,ze Twoj facet nie bardzo dojrzal do problemu albo go nie rozumie co go nie usprawiedliwia wobec takiego zachowania.
Nie obwiniaj sie za wszystko,na pewno jestes wartosciowa osoba a nikt nie jest idealny....ludzie sa i chca byc ze soba nie aby sie dolowac,jesli tak to cos jest nie tak i zastanow sie co dalej.
Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 9 sie 2008, o 23:46

Dokładnie, jak mówi Bunia - zadbać o siebie. Może on nie ma siły na to, czego oczekujesz, może nie rozumie. Jakkolwiek - zadbaj, by mieć siłę żyć bez względu na to, kto jest obok, ile ma sił, cierpliwości, empatii. Kasiorku... jesteś na tym świecie, bo NA PEWNO jesteś po coś i dla kogoś - tutaj nie ma przypadków. Nie ma "niechcący". Popracuj nad samooceną... to skarb na każdą niepogodę - a właściwie co sobie zarzucasz?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 11 sie 2008, o 06:59

Co sobie zarzucam? Hmm... To, że zawsze, bez względu na sytuację i otoczenie nie potrafię być taka jak każdy. Mam jakieś swoje chore lęki przed zdradą, kłamstwem i przed tym, że zostanę sama, że mnie zostawi i znów będę cierpieć. I ciągle czuję, że ktoś może być ode mnie lepszy, że nic nie potrafię i jestem ograniczona. Chociaż wiem, że w dużym stopniu sama do tego doprowadzam, to chodząc teraz na terapię uświadamiam sobie swoje problemy i czuję, że mnie one czasem przerastają. Zwyczajnie się pogubiłam i przestałam sobie radzić. Nie oczekuję od niego wiele, naprawdę. Chciałam tylko, żeby był taki jak dawniej. Wiem, że ja też muszę taka być ale on nie daje mi szansy, mówi: ,,Zmień lekarza, bo ten coś Ci nie pomaga". On bardzo się dla mnie starał i bardzo to doceniam ale teraz atakujemy się nawzajem. Nie pamiętam kiedy był dla mnie taki ciepły, kiedy obydwoje tacy dla siebie byliśmy. Wmawia mi winę albo rzeczy, o których ja nawet nie pomyślałam. Twierdzi, że mam go gdzieś a nie zauważa tego co dla niego robię. Jeszcze jakiś czas temu czułam się przy nim tak dobrze. Miałam jakieś nowe plany, nadzieje i pozytywne nastawienie. Teraz czuję się wszystkiemu winna i wiem, że tak jest przez to wszystko. Tylko po co tak mi obiecywał, że będzie twardy i da radę po co?
Teraz i tak się tego wyparł a był taki pewien i nie chciał odpuścić.
Robimy sobie krzywdę tylko nawzajem i czuję się od jakiegoś czasu jak worek treningowy. Pewnie gdyby to przeczytał powiedziałby, że znów on jest ten najgorszy ale gdy mówię mu co czuję, że jest mi źle to nie wnika w temat za bardzo. Odejść też mi nie pozwolił. Więc o co chodzi?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 11 sie 2008, o 08:49

Cześć Kasiorku;) Tyle smutku w tym, co piszesz, że serce się kraje.
Zawsze mi się wydaje, że lęki (bo zdradzi, bo okłamie, bo porzuci) są najgorszym świństwem. I że sami sobie to świństwo robimy... i sami sobie zatruwamy każdą chwilę, sami siebie pętamy. He, żeby to chociaż coś dawało, coś zabezpieczało – niestety nie, a wręcz więcej z tego strat niż pożytku. Więc – nie warto.

Zawsze będą lepsi od nas Kasiorku... „Trzeba uznać swoją małość” jak to gdzieś wyczytałam – myślę, że to bardzo mądre zdanie. Bo czym i jak można zmierzyć, że ktoś jest lepszy czy gorszy? I po co te miary? Moja koleżanka piecze świetne ciasta... a ja nie. To jestem gorsza? Nie, tak jestem po prostu zbudowana... gotuję za to najlepszy po słońcem bigos. Nie wierzę, że są ludzie bardzo dobrzy we wszystkim – każdy został obdarzony jakimiś talentami i oby tylko je w sobie odnaleźć... głowę dam sobie odciąć, że i Ty masz coś.

Super, że chodzisz na terapię... tylko dlaczego Cię przerażają problemy? To wielki fart uświadomić je sobie... już jest wróg rozpoznany, a czy to nie jest najważniejsze? Może Cię w tej chwili przerastają, może Cię wystraszyły... ale z czasem się z nimi oswoisz i powalczysz. Trudny czas - trzeba przez niego przejść i wyciągnąć co najlepsze.

Ja myślę, że to nie jest teraz dobry moment, abyś analizowała i zajmowała się zanadto swoim facetem i Waszymi relacjami... niech to wszystko sobie spokojnie płynie, a Ty zajmij się przede wszystkim sobą – silniejsza będziesz i spokojniejsza, a to się na pewno przełoży na Wasz związek.


kasiorek43 napisał(a):Pewnie gdyby to przeczytał powiedziałby, że znów on jest ten najgorszy ale gdy mówię mu co czuję, że jest mi źle to nie wnika w temat za bardzo. Odejść też mi nie pozwolił. Więc o co chodzi?

O co chodzi? Pewnie mu po prostu zależy i chce... może nie wnika, bo nie potrafi, bo trochę go zmęczyło, czy co tam – ale czy na pewno znaczy, że ma w nosie? No chyba nie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 18 sie 2008, o 07:10

---------- 07:10 18.08.2008 ----------

Mój problem polega niestety na tym, że uważam, że nie może nikomu na mnie zależeć, bo nie jestem tego warta. Mam nadzieje, że nie będzie tego czytał ale ja tak czasem uważam.
Dziękuję Wam, bo otworzyłyście mi trochę oczy. Nie wiem czemu ale bałam się, że on nie będzie traktował mnie długo poważne. Jak byłam jeszcze dzieckiem często tak się czułam. Wiem, że nie muszę się na to godzić i nie musi tak być. Tylko to nie jest do końca takie proste.
Czasem do dziś czuję się jak dziecko i to mi bardzo przeszkadza, bo przez to czasem tak się zachowuję.



Co ja najlepszego narobiłam? Przegięłam. Puściły mu nerwy. Powiedział, że daje mi ostatnią szansę, bo już ma dość.
Wczoraj wysyłałam sms z życzeniami do naszego kolegi i zauważyłam, że pisał do jakiejś dziewczyny. On mówił, że nie ale nie chciał wytłumaczyć. Mówi, że nie chciałam go słuchać. Prawda jest taka, że dostałam histerii i już byłam pewna, że pisał do kogoś. Kłóciliśmy się. Mówiłam takie rzeczy, że teraz to sama się siebie boję... Czułam się nikomu nie potrzebna i miałam ochotę po prostu dać sobie spokój ze samą sobą. Wytłumaczył mi potem - to nic takiego. Tak strasznie się przestraszyłam. Nie wiem czego.
Podziwiam go, że jeszcze ze mną jest. Czuję się tak strasznie winna. Tak bardzo się tłumaczyłam. Powiedziałam mu rzeczy, które nie wiem czy powinnam mówić. Przyznałam się do tego co czasem czuję. Powiedziałam jak kiedyś musiałam prosić każdego o choć trochę uwagi. Nie miałam tylko odwagi powiedzieć jak bardzo brakuje mi czasem tego, żeby się mną trochę zaopiekował. Wiem, że to nie moja mama. Nie o to mi chodzi. Pamiętam taką sytuację jak zachorowałam na zapalenie dróg moczowych. Na drug dzień z rana pojechał zrobić ze mną badania i jak wróciliśmy przykrył mnie kołdrą, przytulił, podał nawet śniadanie.
Wiem, że sama sobie zapracowałam na to wszystko i chciałabym to odwrócić. Nie chcę, żeby on uznał, że to wszystko co robił było bez sensu. Pojechał do pracy. Poprosiłam, żeby wrócił, żeby mnie nie zostawiał. Przytulił mnie i pocałował ale ja wiem, że jest mu ciężko, że zrobiłam mu wielką krzywdę i czuję się jakbym była najbardziej złą osobą pod słońcem. Nie wybaczę sobie, że skrzywdziłam tak osobę, na której tak bardzo mi zależy. Czy on nie zacznie mnie z tego powodu oszukiwać? Nie uzna, że tak będzie lepiej? Chcę odzyskać to co miałam kiedyś, tylko czy mam jeszcze na to szansę?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 18 sie 2008, o 10:37

Kasiorku, oj Kasiorku! Mam wrażenie, że się nakręcasz i wkręcasz w jakieś sytuacje, których żałujesz. To chyba emocje tak Tobą rzucają... dlatego pilnuj terapii jak oka w głowie - ona jest najważniejsza!
kasiorek43 napisał(a):Chcę odzyskać to co miałam kiedyś, tylko czy mam jeszcze na to szansę?

A co tak dokładnie masz na myśli? Czego nie masz, a miałaś? Moim zdaniem okres terapii nie jest dobrym czasem na analizowanie związku... ona uporządkuje to, co masz w środku powykręcane Kasiorku - wtedy wszystko już nie będzie wyglądało jak w krzywym zwierciadle, ale nabierze prawdziwych wymiarów. I myślę, że na niej powinnaś się skupić przede wszystkim i na sobie, by stanąć w pionie, zacząć szanować samą siebie i doceniać. I kochać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 18 sie 2008, o 11:17

Co miałam? Chyba większe wsparcie, które sama zniszczyłam i wiele innych rzeczy między nami. Był chyba jedyną osobą, która tak się mną przejmowała i tyle mi pomogła. Wiem, że muszę wziąć się za siebie. Ostatnio nie brakuje mi chęci, tylko sił do tego. Czuję się jak dziecko. któremu czegoś brak i jest mi strasznie źle. Może chciałam, żeby to ,,coś" dał mi on? Czuję się jakbym była sama na świecie. Nie chcę niczego zepsuć a wiem, że do tego dążę i to nie do końca świadomie. Boję się zostać oszukaną a przecież nie mam do tego powodu. To się ze sobą w ogóle nie zgadza. Nie chcę tak żyć i robić mu krzywdy, nie chcę żeby w końcu dał sobie spokój ale chyba nie powinnam od niego niczego wymagać prawda?
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 18 sie 2008, o 12:42

kasiorek43 napisał(a):Nie chcę tak żyć i robić mu krzywdy, nie chcę żeby w końcu dał sobie spokój ale chyba nie powinnam od niego niczego wymagać prawda?

Wiesz Kasiorku... moje zdanie jest takie: wymagać należy (od siebie również), ale wymagania nie mogą być nieograniczone - trzeba też spojrzeć, ile ten ktoś może i potrafi dać. Wymagać poprzez zachętę, moblizowanie, chwalenie, docenianie każdego gestu, każdego kroku. Myślę, że to jest bardzo ważne.

Jeśli miałaś większe wsparcie (tak piszesz) i piszesz też, że je sama niszczyłaś i inne rzeczy między Wami też - no to pewnie się trochę to wszystko zmieniło. Cóż, on też ma duszę i nie jest workiem, w który można walić i walić.

A jak się ma Twoja terapia? Ja naprawdę myślę, że powinnaś się nią przede wszystkim zająć... jeśli czegoś Ci brak i jest Ci źle - to musisz umieć odpowiedzieć sobie na pytanie, czy inny człowiek jest w stanie Ci to dać i czy przy nim nie będzie Ci źle. Musisz to wiedzieć. Możliwe, że ona Ci uświadomi, że właściwie jest Ci całkiem dobrze, ale nie wiedziałaś, bo się pogubiłaś. W sumie - terapia, terapia, terapia. Od kiedy ją masz? Jak często? Raz w tygodniu? Dwa? Co z niej dotychczas wyniosłaś? Co Ci się rozjaśniło?

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 18 sie 2008, o 13:10

Terapię mam raz w tygodniu. Chodzę dopiero od marca tego roku. Póki co zrozumiałam tyle, że traktuję swojego chłopaka jak swojego ojca (nie wiem dlaczego) jego odruchy, które wcale nie są takie same i nie mają nic wspólnego z moim tatą, ja tak interpretuję. Może tak mi się kojarzą. Rodzice od pewnego momentu zaczęli mnie traktować jak dziecko, które robi wszystko źle. Gdy ojciec zaczął pić to się zaczęło. Nie mieli dla mnie czasu a ja się tak bałam. Zaczęłam czuć się bezradna. Zawsze byłam krytykowana i nie miałam do nich tyle zaufania, żeby powiedzieć, że w szkole dzieje się źle... Było mi wstyd i zaczęłam czuć się jak ,,coś dziwnego". Z resztą nadal się tego... wstydzę? Chyba tak.Do dziś nic nie wiedzą. I w szkole i w domu byłam inna i zastanawiałam się dlaczego. Na końcu stwierdziłam, że jeżeli wszędzie tak mnie traktują, to musi tak być. Uwierzyłam w to... Uczuciem, które potęgowało wszystko było to, że zaczęłam czuć się po prostu złą osobą. Tą najgorszą, tą winną każdej złej sytuacji. Do teraz mam tak mieszane uczucia w sobie.
Doszło do mnie też, że sama izoluję się od niego wtedy, gdy pyta mnie o coś. Doszło do mnie, że bardzo boję się mu bardziej zaufać, że jestem z nim ale się izoluję. Wiem, że wymagam od niego ale nie pomagam mu. Trzymam go na dystans. Nie wiem tylko co zrobić z tym strachem, że zostanę sama. Przecież nie mogę być niczego nie warta chyba co? Dlaczego tak się cały czas działo?
Przepraszam, że tak się użalam ale jakoś rozbita jestem ostatnio i coś ciężko mi się otrząsnąć.
Księżycowa
 

Postprzez ewka » 18 sie 2008, o 13:37

I nie opuszczasz żadnej? No :paluszek:

Jeśli się przez ileś tam czasu coś złego działo, jeśli inni pracowali nad tym, by zniszczyć Twoje poczucie własnej wartości i byś nabrała przekonania, że jesteś "nic nie warta" (NIGDY!!! tak nie jest, to największa bzdura tego świata!!!)... i trwało to ileś tam lat - dzisiaj musi upłynąć trochę czasu, żebyś z tego schematu wyszła, Kasiorku. Nie da się inaczej i nie da się tego przeskoczyć. Ja nie wiem... ale czy to dobrze, że próbujesz roztrząsać całe Wasze "być albo nie być" właśnie teraz, kiedy terapia właściwie ledwo się rozpoczęła?

Piszesz "doszło do mnie"... ja myślę, że to bardzo dobrze, że dochodzi. Masz konkrety w ręku i tylko je właściwie (z pomocą terapii) rozpracowywać. Toż to skarb, Kasiorku! Nie bój się tego i nie próbuj wybiegać zanadto... jeśli uda Ci się rozwiązywać problemy bieżące (nie te, co mogą być za 5 czy 10 lat), to będzie bardzo dobrze. Tak myślę, ale to na swój babski rozum biorę, doświadczeń fachowych nie mam... tak mi po prostu coś w środku mówi.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 18 sie 2008, o 14:02

Nie opuszczam. Zdarzyło mi się opuścić raz, ale gdybym mogła chodziłabym tam nawet 3 dni w tyg.
Wiesz ja tyko mam nadzieje, że będę miała tyle sił wtedy, kiedy będzie gorzej...
Księżycowa
 

Postprzez Katjerinka » 19 sie 2008, o 00:13

Strasznie Ci wspólczuję. W wyniku DDA nie masz poczucia własnej wartości. Boisz się samotności,odrzucenia. Pragniesz byc kochaną. Porozmawiaj o tym ze Swoim chłopakiem. Powinien Cie zrozumieć,jesli kocha. A jesli nie - zostaw Go i znajdź sobie kogos,kto Cie zrozumie.
Katjerinka
 
Posty: 3
Dołączył(a): 17 sie 2008, o 15:20

Postprzez ewka » 19 sie 2008, o 06:28

To super, że nie opuszczasz... zobaczysz, że w jakimś momencie poczujesz, jak się to wszystko prostuje - bardzo Ci tego życzę :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Księżycowa » 19 sie 2008, o 06:51

Katjerinka on jest naprawdę bardzo cierpliwy na to wszystko co się dzieje naprawdę. Ale jest przecież tylko człowiekiem i też ma uczucia. Myślę, że chyba każdemu by się cierpliwość skończyła prawda? A mnie z drugiej strony nie usprawiedliwia terapia i DDA. Tak mi się wydaje...

Dziękuję. Ja też bym chciała, żeby tak było.
Ale wiecie co? Z drugiej strony nie trzeba tego wykorzystywać. Wczoraj chyba chciał trochę skorzystać z sytuacji, że przesadziłam i pojechać gdzieś, gdzie nie powinien beze mnie ze względu na sytuację. Bynajmniej tak mi się wydaje. Ale nie zrobił tego. Powiedziałam mu, że jest to wobec mnie nie fair mimo wszystko, chyba zasługuję na to, by szanować moje prośby i uczucia. On miałby tak samo prawdopodobne i wie o co chodzi.
To jest naprawdę dobra osoba, chociaż boję się w to uwierzyć. Naprawdę wiele dla mnie zrobił. Poza tym teraz dopiero mógł stwierdzić, że nie warto mówić mi prawdy. Mam nadzieję, że nie zwątpi we mnie...
Jak myślicie, czy odruch tzw. ,,wykorzystywania" sytuacji jest odruchem po prostu ludzkim i nie do końca nad tym panujemy?
Ja chciałabym go trochę obronić (sądzę, że słusznie chociaż każdy ma swoje wady i zalety), bo miał prawo nie wytrzymać już tego.
Jestem trochę pogubiona ale przecież chyba dobrze mówię...?

Czasem faktycznie przesadzał, tak jak wtedy z tym kolegą ale chyba w pewnym stopniu sama do tego doprowadziłam swoim zachowaniem. Mam taką nadzieję.
To nie tak, że zwalam wszystko na siebie ale on powiedział mi jakiś czas temu, żebym ja się zmieniła, to on też będzie normalny. Coś w tym musi być. Ja się bardzo bałam, że będzie chciał mnie ustawiać i broniłam przed tym jak tylko mogłam. Czy to faktycznie moje DDA zmieniło sytuację?
Nie chcę siebie tylko obwiniać ale tak to chyba wygląda...?
Przecież nie każdy facet to szuja chyba nie?
Księżycowa
 

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 175 gości

cron